No, a żeby się nie rozpisać z tego wzruszenia to wklejam kolejny part ^^
Enjoy.
***
**
- Sehunnie?
- Luhan! Coth thię thało? Thłuhaj,
Thuho hyba zgłupiał…
- Tao się pochorował.
I to poważnie.
- Uwierz mi,
że hyba nie tak bardzo jak Thuho…
- No nie
wiem, dostał gorączki… - Luhan zajrzał znów do pokoju lidera, gdzie ten
pielęgnował ich zmorzonego gorączką maknae. Poczuł się tak, jakby oglądał film
dla dorosłych, mając za swoimi plecami grupę przedszkolaków. Niezręcznie –
Całuje Krisa po rękach – chłopak był specjalistą w opisywaniu prawdy w
delikatny, estetyczny sposób. W końcu trzoda chlewna nie ma za bardzo jak
trenować pocałunków, więc lizanie przez przedstawiciela takiej trzody można od
biedy nazwać całowaniem.
- Luhan,
jethem zawiedzony – w glosie Sehuna brzmiała nuta rozczarowania – Miałeth nie
fathynować się jakimith intymnymi thprawami thwoich przyjaciół… - urwał,
przyciskając mocniej słuchawkę do ucha, mając wrażenie, że w tle słyszy jakiś
jazgot.
- Kris chyba
się wkurzył… przepraszam cię, zadzwonię za moment!
**
- PRZYŁOŻĘ CI
TYM JAK SIĘ NIE USPOKOISZ – prezentacja mokrego okładu z nasączonego wodą
bandaża nie mogła jednak zrobić na Tao większego wrażenia, bo ten miał
zaciśnięte oczy. Schował jednak język, chociaż nadal jego nos poruszał się w
dziwaczny sposób.
- Kris,
spokojnie, on jest po prostu chory…
- To niech
Lay podziubie go tym swoim jednorożcowym rogiem! – syknął Kris, wciskając
zmieszanemu Luhanowi chłodzący kompres do chudych rąk – Masz, przejmij rolę
oddanego przyjaciela.
Kris tak
bardzo wstydził się tego, co przed chwilą zaszło. Czerwony, pokonany przez tę
idiotyczną sytuację, zszedł z własnej wyimaginowanej sceny wspaniałości. Nie
lubił być bezsilny, a wobec szaleństw temperatury Tao czuł się bezużyteczny.
**
Nigdy
wcześniej w tym życiu Kai nie czuł się tak rozczarowany. Bańka wyjątkowości, w
której istniał została przebita przez rozmiłowanego w melodramatach Suho. Anioł
Stróż. Też mu coś. Cholerna attention whore zrobiła się z tego ich lidera,
teraz tylko czekać, aż któryś z nich piśnie słówko w trakcie jakiegoś wywiadu,
niech tylko coś przecieknie o tych metafizycznych rewelacjach…
Guardian. Anioł Stróż. Melancholijny
lider. Bolesna przeszłość…
Tylko Kai
miał prawo być jedynym, niesamowitym i wyjątkowym, człowiekiem, który w nagrodę
za trudy poprzedniego żywota może sobie poużywać. Nie po to dostał perfekcyjne
ciało i całkiem kumatą głowę, by teraz ktokolwiek miał się stać gwiazdką
bardziej błyszcząca od niego.
Musiał jutro,
na osobności, porozmawiać z Suho. Poważnie. Zmusić go, by milczał na temat ich
przeżyć w poprzednim wcieleniu. To, jacy byli kiedyś żałośni, nie mogło się
wydać. Nigdy. Kai nie zniósłby ponownego poniżenia. Mówienie o pracy skromnej,
cnotliwej pielęgniarki…
Wyszedł z
pokoju, wściekły. Jego dobry humor i aura rozkosznej, seksownej gwiazdy z
wylewającym się niemal z granicy twarzy uśmiechem została zakłócona.
Tylko Anioł
Stróż Suho odprowadził go wzrokiem. Kai mógł mu się przydać. Był idealną osobą,
która mogła wpędzić jego podopiecznego w rozpacz. Poczucie niższości i winy. Ta
chodząca mała męska seksbomba potrafiła każdego postawić w cieniu swojego
blasku. Ujmując rzecz prosto: mógł nieźle pojeździć Suho po psychice.
Tak, tak… Ale
wszystko należało planować z należyta ostrożnością. Robić to powolutku. Staczać
nastrój Suho powoli acz skutecznie. Nie mógł się napalać, nie mógł od razu
nawiązać nici porozumienia z Jaguarem (zabawne, że On umieścił nad głową Kaia
ten żarzący się napis, widoczny jedynie dla istot utkanych z idei, a nie
materii… miał poczucie humoru ten ich Stworzyciel, to był brokatowy, fioletowy
neon otoczony mrugającymi światełkami). Nie mógł działać, gdy nie miał
kompletnie czystego pola.
Na placu boju
o samobójstwo lub przeżycie Suho stał nikt inny a Chanyeol. Biło od niego
uczucie, troska, a także… och, czyżby Anioł wyczuwał wiarę w słowa zdołowanego
zdesperowanego przyjaciela…? Musiał go WYELIMINOWAĆ. WYKLUCZYĆ. Nie pozwolić na
dostęp, na jakiekolwiek zbliżenie się ich dwojga…
Spokojnie,
tylko spokojnie.
**
Chanyeol nie
wiedział, dlaczego słowa Suho wywarły na niego takie wrażenie. Wszyscy jego
przyjaciele byli zdziwieni. Zaskoczeni. Zszokowani. No, przynajmniej nikt nie
spodziewał się tego, że Suho zacznie wymyślać sobie niewidzialnych towarzyszy o
specjalnych mocach. Zwłaszcza, że nawet w teledysku do „MAMY” nie było mowy o
żadnych skrzydlatych posłańcach.
Raper
odetchnął głośno. Spokojnie. Nie może osądzać Suho. Właściwie – nie chciał go
osądzać. Może dlatego, że sam czasem doświadczał istnienia jakiejś
paranormalnej siły? Nie miał jednak tyle odwagi, by komukolwiek o tym
powiedzieć, chociaż czasem miał wrażenie, że zwariuje. Tak było wtedy, gdy
Baekhyun narzekał na jego głośne oddychanie przed snem.
To nie był Chanyeol,
ale jego przyjaciel mu nie wierzył, ba, rzucał cichymi kurwami pod nosem, gdy
ten tłumaczył, ze przez całe życie śpi z zamkniętymi ustami, z nosem wtulonym w
poduszkę.
Nie, nie
pomyślał po wyznaniu lidera o tym, że to Anioł Stróż Suho bawi się jego
kosztem. Aczkolwiek był już tego całkowicie pewien już dziewięć godzin później.
**
-
AAAAAAAARGHHT! – Baekhyun poderwał się z łóżka, natychmiast zwracając głowę w
kierunku miejsca, gdzie spał jego współlokator. Zabrało mu to kilka sekund, by
ogarnąć zaspanym umysłem to, co miał przed oczami.
Chanyeol
prawie leżał na łóżku. Prawie, bo podpierał się z tyłu łokciami. Jedna jego
noga była uniesiona ku górze, a stopa mocno zadarta. Możnaby pomyśleć, ze
chłopak uprawia jakiś dziwny rodzaj jogi, gdyby nie to, że leżał wśród
rozkopanej kołdry, jego całe ciało sprawiało wrażenie jednego napiętego
mięśnia, a jego twarzy wykrzywiał grymas przerażenia i bólu.
-
AAAAAAAAAAAAAAAARRRRRRRRRRGHTTTTTT! – ryk Chanyeola nie ustawał. Wytrzeszczał
on oczy na świetlistą postać, która z nadludzką silą trzymała go za stopę,
którą boleśnie naciągała ku górze, w kierunku kolana.
Anioł Stróż
owszem, stał nad nim z niego znudzoną miną, w swoich jaśniejących dłoniach, jak
w kleszczach, trzymając jego stopę.
- Och, dzień
dobry, Chanyeol, podoba się rozciąganie? Nie? W takim wypadku chcesz, żebym
przestał?
Odpowiedzią
chłopaka był szybki ruch głową w dół.
- Wspaniale.
Powiedz mu, ze złapał cię skurcz – ruchem brwi wskazał mu Baekhyuna.
-
ZŁAPAAAAAAAAAŁ MNIE SKUUUURWYYYYSYYYN...
- Nie do
końca o to mi chodziło… Wiesz dobrze, ze nikt ci nie uwierzy, więc trzymaj gębę
na kłódkę. To, co robię z moim najukochańszym Suho to moja sprawa, tak? –
jeszcze o kilka milimetrów naciągnął mięśnie i więzadła swojej ofiary. Gdy
uzyskał jęczącą twierdząca odpowiedź uśmiechnął się, w nagrodę luzując uścisk –
Żadnych numerów, bo się jeszcze trochę porozciągamy. Z Suho jesteśmy
przeznaczeni i nic ci do tego… I
pamiętaj. Nikt nie wierzy jemu, nikt nie uwierzy tobie. Nigdy cię nie lubiłem –
Anioł pokazał mu rozczarowany wyraz twarzy, po czym puścił jego nogę i wyszedł
z pokoju, machając nerwowo wielkimi skrzydłami.
- Chanyeol,
co ci się kurwa stało? – Baekhyun podszedł do niego, kulącego się z szoku i
bólu; Boże, czemu Anioł Stróż Suho wyglądał jak Suho, któremu ktoś wsadził
miliony halogenków pod skórę? Co się właśnie dzieje? Czy to apokalipsa? Walka o
ludzkie dusze…? Baekhyun… nie, on był jednym z największych sceptyków na
świecie, nie uwierzy mu…
- Magnez…
- Co?
- Złapał mnie
skurcz. Potrzebuję magnezu.
**
Kai, który za
wszelką cenę nie chciał dopuścić do wyjawienia prawdy o życiu i sensie
istnienia (zabawne, że wiedza, które poszukiwali filozofowie była dostępna
takiemu stworzeniu o lekkiej powierzchowności jak Kai; w ogóle nie był on
świadom ciężaru tej idei oraz świadomości jak mogłoby to zmienić ludzki świat;
główny tancerz EXO-K chciał być po prostu piękny, powabny i nadal niszczyć
jajniki żeńskiej części Internetu. Niewiele to miało wspólnego z czynieniem
świata lepszym, chociaż Kai na pewno zdołałby polemizować na ten temat). Nie
mógł się jednak nawet domyślać, że nie tylko on wiedział, co kiedyś przeszedł.
Ten, który
także niemal codziennie rozpamiętywał trudy poprzedniej egzystencji siedział
teraz w pokoju obok chorego Tao. Zamarł w jednej pozycji, zaciskając nerwowo
dłonie; coś niedobrego zaczynało się z nimi dziać. Przypominali sobie…
Przynajmniej tak mu się wydawało, gdy słyszał stłumione prosięce dźwięki. Fakt,
Tao był tutaj najmłodszy, ale wydawało się, że skończył ze zwierzęcymi filmami
dawno temu, nie prowadził tez farmy na fejsbuku.
Przecież to
niemożliwe, by Tao był prosiakiem. Świnką. Warchlaczkiem. Tym śmiesznym różowym
ssakiem, z którego robią bekon. Któremu wkłada się w ryjek jabłko.
Przecież to
było poza obszarami jakiegokolwiek pojmowania.
Chociaż…
świnki były przyjemne. Cieplutkie, nieco nierozgarnięte, sprawiające wrażenie,
ze machają w powietrzu swoimi ryjkami. Superświnka też była fajna.
Dlaczego
tylko on miał takie straszne poprzednie wcielenie? Dlaczego o tym pamiętał?
Dlaczego każdy upalny dzień przypominał mu o niemiłosiernej spiekocie słońca,
poparzonej skórze?
Dlaczego
kiedyś był murzyńskim niewolnikiem?
Zebrało mu
się na płacz. Nie zdołał się z tym uporać przez 20 lat swojego istnienia.
Czasami miał wrażenie, że to efekt tego, że jako niewolnik ciągle nosił w sobie
chęć do buntu, jednak za każdym razem, bojąc się batów, uginał kark swojej
dumie i wykonywał polecenia.
Nie nadano mu
wtedy nawet imienia. Był po prostu
kolejnym adresatem poleceń i rozkazów: „podaj”, „przygotuj”, „zrób”. Wzdrygnął się i nerwowo potarł nadgarstki.
Tak jakby ciągle mógł czuć ciężar metalowych kajdan, które wżynały się w
opuchniętą skórę.
Może… może i
nie wyglądał tak źle. Może i był sławny. Ale miał bardzo mocne wrażenie, ze
nikt go tu nie lubi. Nie miał dużo fanek, jego przyjaciele tez woleli trzymać
się na dystans. W głębi duszy pogardzał nimi, reagował niechęcią na niemal
każdy ich gest, każde słowo potrafił skwitować dosadnym „nie!”. W sumie chyba
nawet nie bardzo był zadowolony ze swego pobytu tutaj. Szczycił się najlepszym
głosem, ale PRAGNĄŁ, ŻĄDAL I CHCIAŁ! NAPRAWDĘ CHCIAŁ! CHCIAŁ! Być liderem. W
jego mniemaniu Kris z podobnym swagiem powinien szorować mu podłogi, tak, jak
on kiedyś pucował marmury przy nogach swojego murzyńskiego króla. Powinien
podawać mu posiłki, a on tylko by go pogardliwie poszturchiwał, mówiąc, by się
pośpieszył… Ten oczywiście rozlewałby
wszystko i czynił nieporządek, a więc wtedy
on miałby pretekst, aby rozciągnąć jego długie ciało na ziemi i wymierzyć mu
karę batem ze zwierzęcych jelit. Czy coś w tym rodzaju.
Zgorzkniały i
samotny, pielęgnował urazę, nie umiejąc cieschciał z nim współpracować. zyć się teraźniejszym, dostatnim i
dobrym życiem. Ale niedługo miał zająć
swój umysł czymś innym.
Ktoś chciał z nim współpracować.
c.d.n (zawsze chcialam to napisać ;D)
***