**
- Już troszkę
lepiej? – poczuł chłodną dłoń na czole. Tak, było mu lepiej.
- Chrrrrk –
jeszcze nie całkiem przyzwyczaił się do tego, że ma rozwinięte struny głosowe i
bardziej funkcjonalny aparat mowy.
- Eeeem…
wiesz, nie, żeby coś, ale wydaje mi się, ze dobrze by było, gdybyś odpowiedział
„tak” – Luhan uśmiechnął się promiennie. Wiedział, że takie uśmiechy załatwiają
bardzo wiele, zwłaszcza, że był estetyczny. Luhan był najbardziej estetyczną
osobą, jaką znał.
I nie pomylił
się. Na maknae też to podziałało.
- Tak.
- Bardzo
ładnie. Na twoim miejscu przeprosiłbym Krisa – mruknął Luhan, nadal z łagodnym,
sarnim uśmiechem. Te wszystkie uwagi, wygłaszane ze stoickim spokojem przychodziły mu z ogromnym trudem. Nie mógł usiedzieć już dłużej przy chorym, presja, by zrobić
TO była zbyt wielka. Z jednej strony nie chciał zostawiać spoconego, nie
całkiem ogarniętego Tao samemu sobie, z drugiej… Aby utrzymać jaką taką formę i
fason musiał już wyjść i znaleźć odosobniony kąt.
- Wybacz mi
na moment, ale to chyba koniec mojej
zmiany – Luhan przesunął między palcami wilgotne włosy Tao w przyjaznej
pieszczocie i podniósł się z łóżka. Całą siłą woli powstrzymywał telepanie
każdego mięśnia w swoim ciele. Zwlekał zbyt długo.
Wyszedł z
pokoju starając się oddychać głęboko i miarowo, by wewnętrzna potrzeba nie
rozsadziła jego organizmu.
A Tao znów
był samotny. Jak wtedy, gdy leżał na jakiejś brudnej, najprawdopodobniej
upaskudzonej słomie (obsranej, tak) i nie mógł znaleźć dla siebie miejsca przy
cieple brzucha mamy.
Ale
najmłodszy członek EXO-M wiedział, że to nie był koniec tej historii. Że wtedy
pojawił się on, jego cieple rączki nakryły jego chude różowe ciałko i wepchnęły
mu do ryjka gumowy smoczek. Ssąc go ufnie pobierał ciepły pokarm. Ręce chłopca
głaskały go delikatnie, dawały poczucie komfortu i bezpieczeństwa. I od tej
pory to on był jego przyjacielem, nie inne zachłanne na mleko prosiaki.
Byli przecież
nierozłączni. Zawsze razem. Chodzili na spacery, wymyślali zabawy (no dobrze,
on je wymyślał, ale Tao-świnka zawsze reagował na ten objaw kreatywności
wesołym chrumkaniem i kręceniem się w kółko, czym dawał upust swojemu zaangażowaniu).
Kradli ziemniaki z kartofliska, a chłopiec dawał mu smakołyki. Czasami chłopiec
spał razem z nim, uciekając przed swoją paskudną rodziną. To ich łączyło, brak
oparcia wśród swoich. Ale odnaleźli siebie, a trudności w porozumieniu
międzygatunkowym musiały zejść na dalszy plan wobec siły ich przyjaźni. Ich
duchowego braterstwa.
Dlaczego Kris
o tym nie pamiętał? O tym jaki był kiedyś wspaniały, o tym jak uratował mu
życie? O tym, że był dla niego wszystkim…?
Tao pamiętał,
że Kris kiedyś będąc tym chłopcem pewnego ranka przyszedł do niego.
- Słyszałem,
że świnki nie mogą zobaczyć nieba – powiedział, pochylając się, by pogłaskać
Tao między uszami.
„Chcę
ziemniaka” pomyślał Tao, wyciągając ryjek, by powąchać jego rękę w poszukiwaniu
przysmaku.
- Pozwolę ci
zobaczyć niebo – rzekł chłopiec i chwycił prosiaczka na ręce. Wyprowadził go z
chlewika i podniósł tak, że Tao zadzierał swój pyszczek prosto w wielką,
niebieską przestrzeń. Jednak jako przedstawiciel trzody nie bardzo rozumiał co
się dzieje. Dopiero teraz, gdy w gorączce przypomniał sobie o trudach
poprzedniego życia, zrozumiał to, jak piękne chłopiec miał serce.
Chociaż wtedy
naprawdę wolałby coś schrupać. Błękit ani poszarpane, mgliste chmury nie były
czymś, czym prosiaczek mógłby się zachwycić.
Tao chwycił
swoją kołdrę mocno w pięści i rozpłakał się w pustej sypialni. Kris był
najważniejszy. Najlepszy. Jedyny, który był mu przeznaczony.
Jak on, jak
on miałby mu przypomnieć o ich wcześniejszych losach? Tak bardzo… tak bardzo
chciałby nie przeżywać na nowo uczucia rozłąki…
**
- Arght –
wycharczał Luhan, opierając się o brzeg umywalki. Spojrzał na siebie, czerwony
z wysiłku.
- Jestem
pierdolnięty…! – wysapał, wykrzywiając twarz, żałując, że nie miał czasu
rozszarpać czegoś zębami.
Nienawidził tych
walk z samym sobą. Nie mógł ich znieść. Z jednej trony był młodym chłopakiem,
który uwielbiał wszystko co świeże, czyste, estetyczne i piękne. Tę część jego
duszy kochał każdy, kto z nim przebywał. Egzystowanie w jego obecności było jak
upragniona wizyta w muzeum wystawiającym dzieła ukochanego artysty.
Jednak jego
natura była dzika. Nieposkromiona.
Wbrew sobie,
wyciągnął palec i zaczął dłubać sobie w nosie nienawidząc siebie za podobne
wyczyny. Był na swój sposób dziki, nie poznawał siebie…
Gdy skończył,
opłukał rękę pod wodą, starając się pohamować łzy. Wytrzymał już trzy tygodnie,
a teraz znów był obleśny, obrzydliwy i nieelegancki. Chodzące zaprzeczenie
savoir vivre.
Dlaczego…
Dlaczego musiał to robić?
Oparł się
czołem o lustro, pokonany. Nie rozumiał sam siebie…
Pozbierał się
jednak dosyć szybko. Zawsze mu się to udawało.
Uśmiechnął
się do siebie promiennie. Musiał sobie wybaczyć, nie mógł się zadręczać. Nikt,
zwłaszcza Sehun nie musi wiedzieć o tych wybrykach. Będzie ostrożny. Zatrzyma to dla siebie.
Opanuje to, tak, jak opanował codzienne zmienianie bielizny i czyszczenie uszu,
nie zapominając o drapaniu się po kroczu co rano. Nie pozwoli na to, by te
niewyjaśnione popędy zrujnowały mu życie. Ten… ten zwyczaj także pokona.
- Jestem
ładny. Jestem miły. Jestem sobą i pracuję nad moją osobowością – nagrodził się
uśmiechem, odsuwając przykre incydenty w niepamięć. Sięgnął po kwiatowy
dezodorant i popsikał całą swoją sylwetkę, po czym pewnym krokiem wyszedł z
łazienki.
To było tylko
siusiu – powtarzał sobie.
**
Lay czuł się
dziwnie. Tak, jak czuje się ktoś, kto przez cała młodość marzył o odbyciu
wycieczki dookoła świata, zapomniał w dorosłym życiu o tym życzeniu, a mając 70
lat zyskał taką możliwość jej odbycia. Lay czuł strach. Zwątpienie we własne
siły, lepką obawę, że posika się w majtki w najważniejszym punkcie swej misji,
ale i dreszcz podniecenia na myśl, że nie został pozostawiony sam sobie. Teraz…
teraz wiedział, ze był normalny.
Chociaż
reszta członków nie chciała tego przyznać. Wszystko przez incydent, który miał
miejsce pięć tygodni temu.
Tak się
złożyło, że ludzie wyprawili mu pogrzeb. No właśnie, dla nich było to logiczne
że umarł. Nieco ironicznym zdawał się fakt, że zyskał moc „uzdrawiania”, a
zszedł z tego świata w momencie, gdy dachówka
z impetem skruszyła mu czaszkę. Z dziurą w głowie, kostnymi odłamkami w
pokrwawionych włosach i rozpryśniętym mózgiem nie wyglądał z pewnością na
kogoś, kto mógłby się z tego wylizać. Zwłaszcza, ze zamarły mu wszystkie
funkcje życiowe, mózg, niekompletny i w rozsypce nie wytwarzał fali ani nie
wysyłał impulsów elektrycznych, które kontrolowały jego organizm. Większość
jego krwi rozlała się na chodniku i Lay stał się koszmarem dręczącym z
piętnastu przechodniów.
Jego
krótkotrwały stan odrętwienia zmartwił wytwórnię SM.
- To mówicie,
ze nie będzie mógł występować? – zapytał z powątpiewaniem przedstawiciel
wysłany do kostnicy. Potarł swoje ramiona zgrabiałymi dłońmi, wpatrując się w
patologa.
- Nie ma
polowy głowy, proszę pana. To użyteczne, gdy chce się występować.
- Możemy
załatwić mu perukę. Albo kroplówkę w nogawce spodni, niech już tylko się nie
wygłupia.
- Obawiam
się, że to niemożliwe.
No i wtedy
naprawdę było niemożliwe, nie zregenerował się wtedy na tyle, by móc myśleć
chociaż o kiwnięciu palcem.
Jego pogrzeb
był uroczysty, naprawdę ładny. Przynieśli mu mnóstwo białych kwiatów, a jego
przyjaciele szczerze płakali. Kwiaty były bardzo użyteczne, w przeciwieństwie
do zniczy – gdy odkopał się tydzień później z lekkimi strupami na głowie były
wspaniałym posiłkiem. Pokrzepiającym. Chrupał te zwiędłe kwiecie jak prawdziwy
jednorożec, którym przecież był.
- Kurwa mać,
Lay, Ty chyba żartujesz – Baekhyun spojrzał na niego z powątpiewaniem, gdy go
zobaczył po jego wydostaniu się z grobu.
- Nie
podchodź – powiedział cicho Lay – Tylko dziewica może mnie dotknąć, a widzę, ze
u ciebie się trochę pod tym względem zmieniło.
- I kto to
kurwa mówi, jesteś przecież martwy – odparł Baekhyun, marszcząc brwi na uwadze
o dziewictwie –Twoja zmiana stanu jest bardziej niepokojąca niż moja.
- Nie jestem
ani trochę martwy. Muszę się tylko wykąpać.
- Słusznie.
Jebiesz gruntem.
Jego powrót
wywołał więc spore zdziwienie. Jednak przecież nie mógł im powiedzieć o tym, że
był jednorożcem i właściwie nie dało się go zabić. Był prawdziwą, mityczną
istota, która posiadała dar uleczania i inne przymioty właściwe koniom o jednym
rogu. Tak, mógł pogalopować po tęczy. Mógł zamienić się w śnieżnobiałego konia
o diamentowych kopytach i grzywie powiewającej mimo braku wiatru. Jego róg był
prosty i wycelowany w górę, symbolizował cel i determinację.
Jakkolwiek
szlachetnie brzmiały te wszystkie jego przymioty, nawet tak cudowne stworzenie
jak jednorożec nie mógł wiele zdziałać znajdując się wśród bandy ludzi żyjących
jedynie światem materialnym. Lay był jedynym, który zdawał sobie sprawę z
kosmicznego porządku świata i ich misji. Jednak za żadne skarby nie mógł ich
przekonać, by zajrzeli wgłąb siebie i odkryli reinkarnacyjny krąg. Oraz
obowiązek każdego żywego stworzenia – dążenie do czynienia dobra.
**
Na początku
Lay starał się być poważny.
- Słuchaj,
musimy poważnie pogadać.
- Lay, nie
teraz, nie widzisz, że jestem zajęty?
- To dosyć
istotne, Kris. Jesteś liderem, musisz mnie wysłuchać.
- No dobra, o
co chodzi?
- Czy
naprawdę nie wydaje ci się, że życie ma sens? Że jesteśmy częścią jednej,
cudownej idei? Że należałoby czynić tylko fajne i mile rzeczy, a wtedy naprawdę
świat stałby się lepszy?
- …Lay.
- Kris,
czuję, ze ty też jesteś kimś specjalnym i wyjątkowym. Masz aurę, która mówi mi,
że kiedyś przeżyłeś coś strasznego, ale masz w sobie mnóstwo siły, by czerpiąc
z tego doświadczenia zmienić sens dziejów…
- … Ok.
Rozumiem, co chcesz powiedzieć. Postaram się pogadać z menedżerem, żebyśmy
mogli spać godzinę dłużej dwa razy w tygodniu.
Pozostali członkowie
EXO-M i EXO-K traktowali go w podobny sposób. Luhan wyraził cichą wątpliwość,
czy nie należałoby mu założyć blokady rodzicielskiej na laptopa. Chanyeol
poradził porozmawiać z Siwonem. Xiumin upatrywał przyczyny zdziwaczałości
przyjaciela w jego pogrzebie.
A Chen po
prostu na niego nawrzeszczał, przekazując mu dobitnie, że tacy jak oni powinni
się byli nigdy nie narodzić.
Lay spróbował
zatem przekazu podprogowego. Wciskał chłopakom ogromną ilość filmów z gatunku
magical girls. Jedynym efektem było tylko to, że Tao wciągnął się w
SuperŚwinkę…
…Ale jak
widać, upór Laya się opłacił.
Ktoś zaczął się finalnie wybudzać ze stanu pernamentnej nieświadomości.
**
Kai odetchnął
głęboko i z satysfakcją przejrzał wzrokiem jeszcze raz to, co udało mu się w
ciągu ostatnich czterdziestu minut osiągnąć.
„Kai staje za
tobą. Czujesz, gdy zanurza swój nos o oszałamiającym kształcie w twoich włosach
i wdycha ich zapach. Nigdy nie czułaś się bardziej podniecona, gdy jego pewne,
męskie, silne ramiona obejmują Cię w
pasie. Drżysz cała, gdy jego miękkie, perfekcyjne wargi muskają płatek twojego
ucha. Pragniesz otrzeć się o niego całym swoim ciałem, to już przestała być dla
ciebie słodka, romantyczna randka. Chciałabyś, aby zakończyła się w zupełnie
inny sposób. Po raz pierwszy w swoim życiu czujesz się jak kocica w rui.
- Do
zobaczenia – słyszysz, gdy jego oddech delikatnie pieści twoją szyję. Nie
pamiętasz większego dramatu w swoim życiu, niż ten, który rozegrał się w
momencie, gdy jego ciepłe dłonie zsunęły się z twojego brzucha.
Odwracasz
się, porażona nagłym chłodem, ale jego już nie ma. Teraz twoje istnienie podporządkowane
jest temu, czy on zjawi się ponownie, by porwać Cię na wymarzone spotkanie i
uczynić z ciebie Kobietę, czy zostawi tak jak teraz… z niczym.”
Tak, było to
dobre. Dobitnie świadczyły o tym komentarze, które otrzymał już po półgodzinie.
„AAAAAHHHH~
Fantazyjna_fanfikowiczko uwielbiam cięęęęęęęęęęęęę! Ten fragment, gdy on mnie
opuszcza… NIE MOGĘ NIE MOGĘ NIE MOGĘ CZEKAM NA KOLEJNY PAAART!”
„Kai jest
moim bogiem, a ty jesteś jego kapłanką……….. pośredniczę w naszym własnym
cudownym akcie…”
„JAJNIKI
ZNISZCZONE ZDEWASTOWANE, ON W KOŃCU MUSI SIĘ DO MNIE DOBRAAAĆ! ZRYWAM MAJTKI
JUŻ TERAZ”
Tak. To
zdecydowanie poprawiło Kaiowi humor, tak, że na chwilę zapomniał o tym, że
pojawił się mały problem w związku z chorobą psychiczną Suho.
Jak na razie
jednak pozostawał w wyimaginowanej chmurce własnej chwały i internetowej sławy.
Boże, tak, Lay to moja ukochana postać stąd. xD UWIELBIAM. On i jego życiowe rozkminy. Prawdziwy jednorożec. <3
OdpowiedzUsuńCzytam każdy kawałek i w trakcie piszę komentarz by o niczym nie zapomnieć...
OdpowiedzUsuń1. Niech świnka Tao będzie z Tobą i dodaje Ci weny, więcej i więcej ;D
2. Lulu, słodki Lulu ^^ Mam nadzieję, że w łóżku ( o ile TAKIE sceny się pojawią ;>) będziesz nieposkromiony ha! ;d
3. Lay... zombi o.O *rozkminia i próbuje się z tym pogodzić*
4. Kai... Kai... KAI no cóż, idzie mi tylko przywitać go w gronie szalejących yaoistek ;D
J.
Lay jednorożec, tak! <333 Kocham, kocham. Mój bias jest tutaj zajebisty. I to jak wyłazi z ziemi. Trolol. 8D
OdpowiedzUsuń