30 sierpnia 2012

Jaguar i inne chłopaki, cz.3

Zanim zamieszczę trzecią część tego fika, chciałam wyrazić swoją wdzięczność za Wasze komentarze, dziewczyny <3 Jesteście naprawdę świetne, że komentujecie tego fika i wyrażacie swoje opinie na temat bohaterów, to naprawdę super, gdy widzi się nowe opinie, serducho rośnie i to jak! Naprawdę się cieszę, wysyłam Wam swoją milość, trzymajcie ją mocno ;D
No, a żeby się nie rozpisać z tego wzruszenia to wklejam kolejny part ^^

Enjoy.

***

**
- Sehunnie?
- Luhan! Coth thię thało? Thłuhaj, Thuho hyba zgłupiał…
- Tao się pochorował. I to poważnie.
- Uwierz mi, że hyba nie tak bardzo jak Thuho…
- No nie wiem, dostał gorączki… - Luhan zajrzał znów do pokoju lidera, gdzie ten pielęgnował ich zmorzonego gorączką maknae. Poczuł się tak, jakby oglądał film dla dorosłych, mając za swoimi plecami grupę przedszkolaków. Niezręcznie – Całuje Krisa po rękach – chłopak był specjalistą w opisywaniu prawdy w delikatny, estetyczny sposób. W końcu trzoda chlewna nie ma za bardzo jak trenować pocałunków, więc lizanie przez przedstawiciela takiej trzody można od biedy nazwać całowaniem.
- Luhan, jethem zawiedzony – w glosie Sehuna brzmiała nuta rozczarowania – Miałeth nie fathynować się jakimith intymnymi thprawami thwoich przyjaciół… - urwał, przyciskając mocniej słuchawkę do ucha, mając wrażenie, że w tle słyszy jakiś jazgot.
- Kris chyba się wkurzył… przepraszam cię, zadzwonię za moment!
**
- PRZYŁOŻĘ CI TYM JAK SIĘ NIE USPOKOISZ – prezentacja mokrego okładu z nasączonego wodą bandaża nie mogła jednak zrobić na Tao większego wrażenia, bo ten miał zaciśnięte oczy. Schował jednak język, chociaż nadal jego nos poruszał się w dziwaczny sposób.
- Kris, spokojnie, on jest po prostu chory…
- To niech Lay podziubie go tym swoim jednorożcowym rogiem! – syknął Kris, wciskając zmieszanemu Luhanowi chłodzący kompres do chudych rąk – Masz, przejmij rolę oddanego przyjaciela.
Kris tak bardzo wstydził się tego, co przed chwilą zaszło. Czerwony, pokonany przez tę idiotyczną sytuację, zszedł z własnej wyimaginowanej sceny wspaniałości. Nie lubił być bezsilny, a wobec szaleństw temperatury Tao czuł się bezużyteczny.
**
Nigdy wcześniej w tym życiu Kai nie czuł się tak rozczarowany. Bańka wyjątkowości, w której istniał została przebita przez rozmiłowanego w melodramatach Suho. Anioł Stróż. Też mu coś. Cholerna attention whore zrobiła się z tego ich lidera, teraz tylko czekać, aż któryś z nich piśnie słówko w trakcie jakiegoś wywiadu, niech tylko coś przecieknie o tych metafizycznych rewelacjach…
Guardian. Anioł Stróż. Melancholijny lider. Bolesna przeszłość…
Tylko Kai miał prawo być jedynym, niesamowitym i wyjątkowym, człowiekiem, który w nagrodę za trudy poprzedniego żywota może sobie poużywać. Nie po to dostał perfekcyjne ciało i całkiem kumatą głowę, by teraz ktokolwiek miał się stać gwiazdką bardziej błyszcząca od niego.
Musiał jutro, na osobności, porozmawiać z Suho. Poważnie. Zmusić go, by milczał na temat ich przeżyć w poprzednim wcieleniu. To, jacy byli kiedyś żałośni, nie mogło się wydać. Nigdy. Kai nie zniósłby ponownego poniżenia. Mówienie o pracy skromnej, cnotliwej pielęgniarki…
Wyszedł z pokoju, wściekły. Jego dobry humor i aura rozkosznej, seksownej gwiazdy z wylewającym się niemal z granicy twarzy uśmiechem została zakłócona.
Tylko Anioł Stróż Suho odprowadził go wzrokiem. Kai mógł mu się przydać. Był idealną osobą, która mogła wpędzić jego podopiecznego w rozpacz. Poczucie niższości i winy. Ta chodząca mała męska seksbomba potrafiła każdego postawić w cieniu swojego blasku. Ujmując rzecz prosto: mógł nieźle pojeździć Suho po psychice.
Tak, tak… Ale wszystko należało planować z należyta ostrożnością. Robić to powolutku. Staczać nastrój Suho powoli acz skutecznie. Nie mógł się napalać, nie mógł od razu nawiązać nici porozumienia z Jaguarem (zabawne, że On umieścił nad głową Kaia ten żarzący się napis, widoczny jedynie dla istot utkanych z idei, a nie materii… miał poczucie humoru ten ich Stworzyciel, to był brokatowy, fioletowy neon otoczony mrugającymi światełkami). Nie mógł działać, gdy nie miał kompletnie czystego pola.
Na placu boju o samobójstwo lub przeżycie Suho stał nikt inny a Chanyeol. Biło od niego uczucie, troska, a także… och, czyżby Anioł wyczuwał wiarę w słowa zdołowanego zdesperowanego przyjaciela…? Musiał go WYELIMINOWAĆ. WYKLUCZYĆ. Nie pozwolić na dostęp, na jakiekolwiek zbliżenie się ich dwojga…
Spokojnie, tylko spokojnie.
**
Chanyeol nie wiedział, dlaczego słowa Suho wywarły na niego takie wrażenie. Wszyscy jego przyjaciele byli zdziwieni. Zaskoczeni. Zszokowani. No, przynajmniej nikt nie spodziewał się tego, że Suho zacznie wymyślać sobie niewidzialnych towarzyszy o specjalnych mocach. Zwłaszcza, że nawet w teledysku do „MAMY” nie było mowy o żadnych skrzydlatych posłańcach.
Raper odetchnął głośno. Spokojnie. Nie może osądzać Suho. Właściwie – nie chciał go osądzać. Może dlatego, że sam czasem doświadczał istnienia jakiejś paranormalnej siły? Nie miał jednak tyle odwagi, by komukolwiek o tym powiedzieć, chociaż czasem miał wrażenie, że zwariuje. Tak było wtedy, gdy Baekhyun narzekał na jego głośne oddychanie przed snem.
To nie był Chanyeol, ale jego przyjaciel mu nie wierzył, ba, rzucał cichymi kurwami pod nosem, gdy ten tłumaczył, ze przez całe życie śpi z zamkniętymi ustami, z nosem wtulonym w poduszkę.
Nie, nie pomyślał po wyznaniu lidera o tym, że to Anioł Stróż Suho bawi się jego kosztem. Aczkolwiek był już tego całkowicie pewien już dziewięć godzin później.
**
- AAAAAAAARGHHT! – Baekhyun poderwał się z łóżka, natychmiast zwracając głowę w kierunku miejsca, gdzie spał jego współlokator. Zabrało mu to kilka sekund, by ogarnąć zaspanym umysłem to, co miał przed oczami.
Chanyeol prawie leżał na łóżku. Prawie, bo podpierał się z tyłu łokciami. Jedna jego noga była uniesiona ku górze, a stopa mocno zadarta. Możnaby pomyśleć, ze chłopak uprawia jakiś dziwny rodzaj jogi, gdyby nie to, że leżał wśród rozkopanej kołdry, jego całe ciało sprawiało wrażenie jednego napiętego mięśnia, a jego twarzy wykrzywiał grymas przerażenia i bólu.
- AAAAAAAAAAAAAAAARRRRRRRRRRGHTTTTTT! – ryk Chanyeola nie ustawał. Wytrzeszczał on oczy na świetlistą postać, która z nadludzką silą trzymała go za stopę, którą boleśnie naciągała ku górze, w kierunku kolana.
Anioł Stróż owszem, stał nad nim z niego znudzoną miną, w swoich jaśniejących dłoniach, jak w kleszczach, trzymając jego stopę.
- Och, dzień dobry, Chanyeol, podoba się rozciąganie? Nie? W takim wypadku chcesz, żebym przestał?
Odpowiedzią chłopaka był szybki ruch głową w dół.
- Wspaniale. Powiedz mu, ze złapał cię skurcz – ruchem brwi wskazał mu Baekhyuna.
- ZŁAPAAAAAAAAAŁ MNIE SKUUUURWYYYYSYYYN...
- Nie do końca o to mi chodziło… Wiesz dobrze, ze nikt ci nie uwierzy, więc trzymaj gębę na kłódkę. To, co robię z moim najukochańszym Suho to moja sprawa, tak? – jeszcze o kilka milimetrów naciągnął mięśnie i więzadła swojej ofiary. Gdy uzyskał jęczącą twierdząca odpowiedź uśmiechnął się, w nagrodę luzując uścisk – Żadnych numerów, bo się jeszcze trochę porozciągamy. Z Suho jesteśmy przeznaczeni i nic ci do tego…  I pamiętaj. Nikt nie wierzy jemu, nikt nie uwierzy tobie. Nigdy cię nie lubiłem – Anioł pokazał mu rozczarowany wyraz twarzy, po czym puścił jego nogę i wyszedł z pokoju, machając nerwowo wielkimi skrzydłami.
- Chanyeol, co ci się kurwa stało? – Baekhyun podszedł do niego, kulącego się z szoku i bólu; Boże, czemu Anioł Stróż Suho wyglądał jak Suho, któremu ktoś wsadził miliony halogenków pod skórę? Co się właśnie dzieje? Czy to apokalipsa? Walka o ludzkie dusze…? Baekhyun… nie, on był jednym z największych sceptyków na świecie, nie uwierzy mu…
- Magnez…
- Co?
- Złapał mnie skurcz. Potrzebuję magnezu.
**
Kai, który za wszelką cenę nie chciał dopuścić do wyjawienia prawdy o życiu i sensie istnienia (zabawne, że wiedza, które poszukiwali filozofowie była dostępna takiemu stworzeniu o lekkiej powierzchowności jak Kai; w ogóle nie był on świadom ciężaru tej idei oraz świadomości jak mogłoby to zmienić ludzki świat; główny tancerz EXO-K chciał być po prostu piękny, powabny i nadal niszczyć jajniki żeńskiej części Internetu. Niewiele to miało wspólnego z czynieniem świata lepszym, chociaż Kai na pewno zdołałby polemizować na ten temat). Nie mógł się jednak nawet domyślać, że nie tylko on wiedział, co kiedyś przeszedł.
Ten, który także niemal codziennie rozpamiętywał trudy poprzedniej egzystencji siedział teraz w pokoju obok chorego Tao. Zamarł w jednej pozycji, zaciskając nerwowo dłonie; coś niedobrego zaczynało się z nimi dziać. Przypominali sobie… Przynajmniej tak mu się wydawało, gdy słyszał stłumione prosięce dźwięki. Fakt, Tao był tutaj najmłodszy, ale wydawało się, że skończył ze zwierzęcymi filmami dawno temu, nie prowadził tez farmy na fejsbuku.
Przecież to niemożliwe, by Tao był prosiakiem. Świnką. Warchlaczkiem. Tym śmiesznym różowym ssakiem, z którego robią bekon. Któremu wkłada się w ryjek jabłko.
Przecież to było poza obszarami jakiegokolwiek pojmowania.
Chociaż… świnki były przyjemne. Cieplutkie, nieco nierozgarnięte, sprawiające wrażenie, ze machają w powietrzu swoimi ryjkami. Superświnka też była fajna.
Dlaczego tylko on miał takie straszne poprzednie wcielenie? Dlaczego o tym pamiętał? Dlaczego każdy upalny dzień przypominał mu o niemiłosiernej spiekocie słońca, poparzonej skórze?
Dlaczego kiedyś był murzyńskim niewolnikiem?
Zebrało mu się na płacz. Nie zdołał się z tym uporać przez 20 lat swojego istnienia. Czasami miał wrażenie, że to efekt tego, że jako niewolnik ciągle nosił w sobie chęć do buntu, jednak za każdym razem, bojąc się batów, uginał kark swojej dumie i wykonywał polecenia.
Nie nadano mu wtedy nawet imienia.  Był po prostu kolejnym adresatem poleceń i rozkazów: „podaj”, „przygotuj”, „zrób”.  Wzdrygnął się i nerwowo potarł nadgarstki. Tak jakby ciągle mógł czuć ciężar metalowych kajdan, które wżynały się w opuchniętą skórę.
Może… może i nie wyglądał tak źle. Może i był sławny. Ale miał bardzo mocne wrażenie, ze nikt go tu nie lubi. Nie miał dużo fanek, jego przyjaciele tez woleli trzymać się na dystans. W głębi duszy pogardzał nimi, reagował niechęcią na niemal każdy ich gest, każde słowo potrafił skwitować dosadnym „nie!”. W sumie chyba nawet nie bardzo był zadowolony ze swego pobytu tutaj. Szczycił się najlepszym głosem, ale PRAGNĄŁ, ŻĄDAL I CHCIAŁ! NAPRAWDĘ CHCIAŁ! CHCIAŁ! Być liderem. W jego mniemaniu Kris z podobnym swagiem powinien szorować mu podłogi, tak, jak on kiedyś pucował marmury przy nogach swojego murzyńskiego króla. Powinien podawać mu posiłki, a on tylko by go pogardliwie poszturchiwał, mówiąc, by się pośpieszył…  Ten oczywiście rozlewałby wszystko i  czynił nieporządek, a więc wtedy on miałby pretekst, aby rozciągnąć jego długie ciało na ziemi i wymierzyć mu karę batem ze zwierzęcych jelit. Czy coś w tym rodzaju.
Zgorzkniały i samotny, pielęgnował urazę, nie umiejąc cieschciał z nim współpracować. zyć się teraźniejszym, dostatnim i dobrym życiem.  Ale niedługo miał zająć swój umysł czymś innym.
Ktoś chciał z nim współpracować.

c.d.n (zawsze chcialam to napisać ;D)
*** 


2 komentarze:

  1. Czen najlepszość. xD Cały czas wyczekuję kawałków, których nie czytałam. XD

    OdpowiedzUsuń
  2. o lol ... brak mi słów... martwię się, widzę że tylko jeszcze jeden rozdział dodany... co ja pocznę bez kolejnej części CO?!

    -.-

    J.

    OdpowiedzUsuń