**
Celebryta Krzysztof
I. nie wyspał się. Cała noc dręczyły go dziwne wizje… z jednym bohaterem, człowiekiem,
którego w ogóle nie kojarzył, nie znał i z którym, czego był pewien, nigdy nie
miał styczności.
Tym
człowiekiem był młody Azjata. Krzysztof nie odróżniał ich narodowości, więc nie
miał pojęcia czy był to Japończyk, Chińczyk, Tajwańczyk, Koreańczyk czy może
mieszkaniec innego kraju. W każdym wypadku – chłopak był młody, wysoki i miał
skośne oczy. Mężczyzna jednak musiał przyznać sam przed sobą, że młodzieniec
ten był bardzo przystojny. Takie było jego pierwsze wrażenie, gdy we śnie
pojawił się on w postaci kelnera, który miał obsłużyć jego stolik. Drugie
wrażenie jednak było takie, ze stanowi on zagrożenie. Jego uroda była
ekspansywna i agresywna, przynajmniej takie wrażenie robiła na Krzysztofie.
Inni towarzysze biesiady wydawali się jednak oczarowani wdziękiem, powabem i
rozpylaniem wysoce seksualnej atmosfery w lokalu. A to wszystko było zasługą tego
skośnookiego, który podał im z boskim uśmiechem kartę dań, nie Krzysztofa,
który mógł tylko w złości zaciskać zęby, że to nie on jest obiektem pożądania w
tym pomieszczeniu.
Krzysztof z
niechęcią śledził jego plecy, gdy egzotyczny z urody kelner odchodził, by zająć
się innym stolikiem. Jego chód prowokował do snucia dwuznacznych myśli. Celebryta
nie mógł kompletnie skupić się na wybraniu posiłku. Może głównie dlatego, że
menu było wystylizowane na kształt krzyżówki, jednak fakt istnienia tak
zniewalającej swym umiejętnie dozowanym seksapilem, którzy nie była Krzysiem I.
także nie pozostawał na to bez wpływu.
Gdy kelner
wrócił, by przyjąć zamówienie, Krzysztof nadal nie był zdecydowany co do
swojego posiłku. Zerknął nieufanie w
stronę szerokiego uśmiechu Azjaty. Z niepokojem zarejestrował podniecenie wśród
przyjaciół i współbiesiadników; tak obrzydliwie radośni, podnieceni możliwością
zamienienia słowa z kimś tak pociągającym, nawet jeżeli mieli mówić o tak
przyziemnych rzeczach jak posiłek… Krzysztof źle znosił brak uwagi. Łasy na
podziw wstał z miejsca, by przyłożyć temu pięknisiowi w twarz, jednak
natychmiast został pchnięty na swoje miejsce. I to przez kogo! Przez niego w
samej osobie!
Kelner
nachylił się ku niemu i ku zdziwieniu Krzysztofa odezwał się w zrozumiałym dla
niego języku.
- Spokojnie,
panie Krzysztofie, proszę się tak nie podniecać. I tak pan Krzysztof nigdy nie
będzie taki seksowny jak ja – wyszeptał młody chłopak, pochylając się ku niemu.
Zaczął powoli zdejmować koszule i celebry tę aż zassało z oburzenia, gdy jego
oczom ukazała się nieskazitelna klatka piersiowa. Przecież każdy wiedział, że
te wszystkie rzeczy made in China sa marnej jakości mimo że z wierzchu
wyglądają całkiem nieźle, dlaczego jego przyjaciele nie widzieli tego i
wzdychali teraz z zachwytu?
Wzdychali
nawet wtedy, gdy Azjata podstawił Krzysztofowi swoje ramię pod nos. Mężczyzna
spostrzegł mały tatuaż zdobiący biceps; czerwone jak krew serduszko przebite
strzałą. Gdy chłopak napiął mięśnie stworzyło to iluzję ruchu; serce zabiło,
chociaż rażone było miłością.
- Jamże jest
prawdziwy zdobywca ludzkich dusz, nie ty – Azjata uśmiechnął się dumnie i tak
promiennie, że zszokowany Krzysztof nie miał wyboru, tylko się obudzić.
**
Impreza Chena
mogłaby być teraz dla Laya każdym innym świętem – Bożym Narodzeniem, Świętem
Powstania Państwa, jego urodzinami czy rocznicą zgonu jego prababki – chłopak
czułby się tak samo wspaniale. Wszystko dzięki trzem stosunkom odbytym z
Luhanem w łazience. Byli totalnie nienasyceni, ich zbliżenia bardzo
przypominały mu jazdę na rollercoasterze. Jeżeli dalej używać tej metafory, to
w zasadzie tyłek starszego Chińczyka stanowił dla Laya najlepszy park rozrywki
w jakim był w ciągu całego swojego życia.
Teraz, z
drinkiem w ręku, siedział na kanapie z wielkim uśmiechem na twarzy. Kompletnie
ignorował fakt, że Sehun spoglądał w jego stronę ze zbyt wielką
częstotliwością; chłopak nie mógł mu niczego zarzucić, zwłaszcza że Luhan
rozglądał się po pokoju, poświęcając niezwykle wiele uwagi kroczom swoich
przyjaciół. To było głównie zmartwienie maknae, bo Luhan momentami wpatrywał
się w rozporki niczym opętany, tak intensywnie, jakby chciał nawiązać z nimi ponadnaturalny
kontakt i złapać więź choć najbardziej lichego porozumienia.
Lay z
uśmiechem idioty, dla odmiany wodził wzrokiem po twarzach kolegów, z
rozbawieniem wyłapując momenty, gdy orientowali się oni, że Luhan napastuje ich
strefy intymne na odległość. Rozczulające.
Suho starał się zasłonić czymkolwiek przestrzeń między swoimi nogami,
machając przy tym niespokojnie rękoma, co dawało dziwaczny efekt; Kai uśmiechał
się jak idiota, udając, że posuwa sofę, lampę stojącą czy kanapkę, która miał
zamiar zjeść. Kris starał się nie zdradzać zaingerowanie wzrokiem Luhana, jego
zachowanie było cholernie wysublimowane, może przez fakt, że miał pod obszerną
koszulką coś, co wyglądało na worek pełen połamanych krzeseł. Tao patrzył
dzikim wzrokiem na worek połamanych krzeseł Krisa (jego obecność zdawała się
wykańczać go nerwowo) i nie zwracał uwagi na przeciągające się spojrzenia
Luhana. Chen zajadał swój tort drewnianą łyżką; gdy poczuł na swoim kroczu
ciekawskie oczy przyjaciela wypluł trochę kremu na siebie, na ten punkt, na
którym Luhan skupił całą swoją uwagę; chłopak cały podskoczył, co zirytowało
Sehuna.
Gdy Lay ze swoja obserwacją doszedł do Chanyeola i Baekhyuna,
okupujących wspólnie jeden fotel, poczuł, że słodka niemoc, z której czerpał
zadowolenie, teraz staje się powodem panicznego strachu. I słusznie, ponieważ
starszy z tej dwójki śmiało skierował się ku niemu i przywalił mu z całej siły
karbownica w głowę. Chłopak, nie tak dawno upojony swoją zdobyczą, zdążył
jeszcze pomyśleć, że po takich ekscesach czekała go naprawdę zaskakująca
śmierć.
**
- Oj, to było naprawdę brutalne – skomentował całe zajście Anioł Stróż
Suho, obojętnie patrząc na Baekhyuna i Chanyeola, którzy wytaszczali ich
chińskiego kolegę z pomieszczenia, trzymając go za nogi i ciągnąć po podłodze.
- Oby coraz mniej takich przypadków, bo jeszcze wyślą was na przymusowy
kurs pierwszej pomocy – wymamrotał skrzydlaty przybysz sam do siebie,
wzdrygając się na myśl o tym, że ktoś mógłby kiedyś popisać się nabytymi na ów
kursie umiejętnościami nie w porę (czyli wtedy, kiedy Suho targnie się wreszcie
na swój smutny żywot).
Anioł Stróż nie był wybitnie zadowolony. Mimo że jego podopieczny bywał
coraz bardziej milczący, bledszy i bardziej przerażony nic nie wskazywało na
to, że w najbliższym czasie wypadnie z okna, wybiegnie na spotkanie
rozpędzonemu tirowi czy weźmie kąpiel z tosterem. Gra o życie, o byt lub niebyt
Suho nabierała rumieńców – to był chyba pierwszy raz, gdy charakter chłopaka
był tak odporny na tkliwe, melancholijne sugestie o niedostosowaniu społecznym
i niedostosowaniu do otoczenia. Skrzydlaty towarzysz Suho postanowił zmienić
więc taktykę. Przed moment rozważał czy nie wepchnąć Suho w ramiona Luhana,
który najwyraźniej przeżywał coś w rodzaju rui; jego pocieszny podopieczny
umarłby pod ciężarem wyrzutów sumienia, jednak… to nie było to, czego Anioł
oczekiwał. Musiał obrać troszeczkę bardziej brutalną taktykę.
Obszedł kanapę na której przycupnął lider grupy koreńskiej i pochylił
się nad chłopakiem, zbliżając swoje niematerialne usta do jego ucha.
- Jesteś beznadziejny i do dupy – wyszeptał, po czym szybciutko przesunął
się w inne miejsce, nie pozwalając zdezorientowanemu liderowi na przypisanie
głosu komukolwiek. Nieobecność Baekhyuna w pokoju, który miał w zwyczaju
obdarzać wszystkich swoich przyjaciół podobnymi uwagami sprawiła, że Suho
bardzo się zmieszał. Rozejrzawszy się za sobą, zwrócił się do swojego duchowego
opiekuna, który siedział teraz koło niego i piłował paznokcie.
- Słyszałeś to?
- Co znowu?
- Ach… nieważne… - Koreańczyk zasępił się i wbił wzrok we własne
kolana. Skrzydlaty triumfował na całej linii, dopóki nie poczuł małej dłoni o
krótkich palcach na swoim ramieniu.
- To bardzo nieładnie robić takie rzeczy naszemu wspólnemu koledze –
Xiumin uśmiechnął się leciutko, wbijając swoje paznokcie bardzo mocno w ramię przerażonego
w tym momencie Anioła.
- Jak ty…
- Wygląda na to, że coś nas łączy!
Suho był zupełnie nieświadomy, że właśnie teraz, na drętwych urodzinach
Chena rozpoczęła się psychomachia w wykonaniu Niewidzialnego Członka Exo i
Anioła Stróża Suho.
**
- Uwierzysz, że nosiłem go pod sercem…
- …
- Takiego malutkiego, wyobrażasz to sobie? Jak sobie pływał w tych
wszystkich wodach i w ogóle… Szkoda, że tego nie pamiętam. Moje maleństwo, myślisz,
że urośnie duży? Chciałbym go zawsze trzymać tak jak teraz, na kolanach, przy
brzuchu, czuję, ze jest wtedy bezpieczny i jest mu dobrze…
- …
Tao zdecydowanie nie lubił, gdy Kris się upijał. Z reguły wychodził
wtedy z niego super gangster i samiec alfa; nie było rzeczy, której wtedy
starszy Chińczyk by nie zrobił; nie było osoby, której nie mógłby zaciągnąć do
łóżka; nie było umiejętności, której nie zdołał posiąść. Jego słownictwo
wzbogacało się o wyrazy wysoce niecenzuralne i uważane raczej za należące do
języka rynsztokowego. Jednak Tao, mimo całej niechęci do takiego Krisa, uważał,
że tak wspaniałej osobie można wybaczyć chwile słabości i chęć odreagowania
codziennego stresu. Gdy Wufan wprawiał się w stan, gdy musiał informować
każdego o własnej zajebistości, czarnowłosy chłopak zmywał się, by powrócić,
gdy stan zajebistości przemieniał się w stan „bęłę rzygać”. Wtedy Tao mógł całą
swoją troskę i czułość wyrazić w trzymaniu włosów, szukaniu miski lub
czegokolwiek, co pomieściłoby wymiociny Krisa.
Nigdy nie zdarzyło się, by po pijanemu z Krisa wychodziła czuła
mamusia. Była to cos tak niebywałego, że chłopak nie mógł pozbierać własnych
myśli. Tao był jednocześnie zniesmaczony, wściekły, zawiedziony, rozczarowany.
Co dziwne, przepełniał go tez wojowniczy nastrój; chciał pozbyć się tego
dziwnego psa z najbliższego otoczenia swojego duizhanga i to jak najszybciej.
- Zastanawia mnie tylko… Jak? Jak on się począł? Jak moje maleństwo
pojawiło się na tym świecie? Moja mała kruszyna, przecież musiałem ją jakoś
skombinować, prawda? Małe smoczątka nie biorą się z powietrza… - głos Krisa był przyciszony i słodki; Tao wśród chaosu w swojej głowie zarejestrował myśl, ze pewnie Luhan mówi w podobny sposób do męskości Sehuna.
- Może kiedyś po pijanemu spuściłeś się na pizzę pepperoni – wydusił z
siebie Tao lodowato, przez zaciśnięte zęby. Zaskoczył sam siebie tym domysłem,
jednak nie spuścił wzroku; może wcześniej nigdy nie pokusiłby się o podobny
przytyk, ale teraz… wyglądało na to, że wszystko się zmieniło.
**
Serduszko mi się raduje, gdy widzę nowych czytelników ^^
BOŻE COLIE CO TEN IBISZ TU KURWA ROBI I CZEMU Z KRISEM XDDDDDDDDDDDDDDA\sdufr,ytoidfstgfhyjiufytudjsnfhdfvnhgtufidgkiherfighvdfighfdv
OdpowiedzUsuńBoże....
Boże....
ja nie zdzierżam tego opowiadania...
kocham je...
JA PIERDOLE COLLIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńW chwili obecnej sugeruję o natychmiastową wymianę mózgu. Jest sprawa i jest potrzeba.
.
.
.
PIERWSZE SŁOWO JUŻ MNIE ROZJEBAŁO W PÓŁ - SERIO KRZYSZTOF, SERIO AZJATA Z TATUAŻEM TEN TAUTUAŻ TO NAJGORSZE ZŁO ŚWIATA WYOBRAZIŁAM TO SOBIE!!!!!!!!!!!!! Jezus Maria, przegięłaś, naprawdę nie pojęłam. Dobra Layhan, coś pięknego - umarłam od stwierdzenia "tyłek najlepszym parkiem rozrywki" - zebździałam się w majtasy. Luhan wpatrujący się w krocza. Zaraz umrę. Umrę, Collie. Potrafię sobie to tak dobrze wyobrazić. LUHAN I RUI DLACZEGO. Na "połamanych krzesłach" się zjebałam z łóżka. Autentycznie. Nie rozumiem dlaczego Baekyeol to zrobili................I why...karbownicą...Anioł Suho to mój idol, pomimo swojej okropności - ejmen. ALE XIUMINEM MNIE ZABIŁAŚ!!!!!!!!! TAK...Z DUPY!!!!!!!! UMIERAM?!?!!? COLLIE!!!!!!!!11 OTL.........Kris jako mamusia = ŚMIERĆ. Przegięłaś dobra? Najczulszy punkt. I tekst o pizzy. Wychodzę.
DZIĘKUJĘ ZA ŚMIERĆ, AMEN.