15 listopada 2012

Jaguar i inne chłopaki, cz.15


**
Celebryta Krzysztof I. nie wyspał się. Cała noc dręczyły go dziwne wizje… z jednym bohaterem, człowiekiem, którego w ogóle nie kojarzył, nie znał i z którym, czego był pewien, nigdy nie miał styczności.
Tym człowiekiem był młody Azjata. Krzysztof nie odróżniał ich narodowości, więc nie miał pojęcia czy był to Japończyk, Chińczyk, Tajwańczyk, Koreańczyk czy może mieszkaniec innego kraju. W każdym wypadku – chłopak był młody, wysoki i miał skośne oczy. Mężczyzna jednak musiał przyznać sam przed sobą, że młodzieniec ten był bardzo przystojny. Takie było jego pierwsze wrażenie, gdy we śnie pojawił się on w postaci kelnera, który miał obsłużyć jego stolik. Drugie wrażenie jednak było takie, ze stanowi on zagrożenie. Jego uroda była ekspansywna i agresywna, przynajmniej takie wrażenie robiła na Krzysztofie. Inni towarzysze biesiady wydawali się jednak oczarowani wdziękiem, powabem i rozpylaniem wysoce seksualnej atmosfery w lokalu. A to wszystko było zasługą tego skośnookiego, który podał im z boskim uśmiechem kartę dań, nie Krzysztofa, który mógł tylko w złości zaciskać zęby, że to nie on jest obiektem pożądania w tym pomieszczeniu.
Krzysztof z niechęcią śledził jego plecy, gdy egzotyczny z urody kelner odchodził, by zająć się innym stolikiem. Jego chód prowokował do snucia dwuznacznych myśli. Celebryta nie mógł kompletnie skupić się na wybraniu posiłku. Może głównie dlatego, że menu było wystylizowane na kształt krzyżówki, jednak fakt istnienia tak zniewalającej swym umiejętnie dozowanym seksapilem, którzy nie była Krzysiem I. także nie pozostawał na to bez wpływu.
Gdy kelner wrócił, by przyjąć zamówienie, Krzysztof nadal nie był zdecydowany co do swojego posiłku.  Zerknął nieufanie w stronę szerokiego uśmiechu Azjaty. Z niepokojem zarejestrował podniecenie wśród przyjaciół i współbiesiadników; tak obrzydliwie radośni, podnieceni możliwością zamienienia słowa z kimś tak pociągającym, nawet jeżeli mieli mówić o tak przyziemnych rzeczach jak posiłek… Krzysztof źle znosił brak uwagi. Łasy na podziw wstał z miejsca, by przyłożyć temu pięknisiowi w twarz, jednak natychmiast został pchnięty na swoje miejsce. I to przez kogo! Przez niego w samej osobie!
Kelner nachylił się ku niemu i ku zdziwieniu Krzysztofa odezwał się w zrozumiałym dla niego języku.
- Spokojnie, panie Krzysztofie, proszę się tak nie podniecać. I tak pan Krzysztof nigdy nie będzie taki seksowny jak ja – wyszeptał młody chłopak, pochylając się ku niemu. Zaczął powoli zdejmować koszule i celebry tę aż zassało z oburzenia, gdy jego oczom ukazała się nieskazitelna klatka piersiowa. Przecież każdy wiedział, że te wszystkie rzeczy made in China sa marnej jakości mimo że z wierzchu wyglądają całkiem nieźle, dlaczego jego przyjaciele nie widzieli tego i wzdychali teraz z zachwytu?
Wzdychali nawet wtedy, gdy Azjata podstawił Krzysztofowi swoje ramię pod nos. Mężczyzna spostrzegł mały tatuaż zdobiący biceps; czerwone jak krew serduszko przebite strzałą. Gdy chłopak napiął mięśnie stworzyło to iluzję ruchu; serce zabiło, chociaż rażone było miłością.
- Jamże jest prawdziwy zdobywca ludzkich dusz, nie ty – Azjata uśmiechnął się dumnie i tak promiennie, że zszokowany Krzysztof nie miał wyboru, tylko się obudzić.
**
Impreza Chena mogłaby być teraz dla Laya każdym innym świętem – Bożym Narodzeniem, Świętem Powstania Państwa, jego urodzinami czy rocznicą zgonu jego prababki – chłopak czułby się tak samo wspaniale. Wszystko dzięki trzem stosunkom odbytym z Luhanem w łazience. Byli totalnie nienasyceni, ich zbliżenia bardzo przypominały mu jazdę na rollercoasterze. Jeżeli dalej używać tej metafory, to w zasadzie tyłek starszego Chińczyka stanowił dla Laya najlepszy park rozrywki w jakim był w ciągu całego swojego życia.
Teraz, z drinkiem w ręku, siedział na kanapie z wielkim uśmiechem na twarzy. Kompletnie ignorował fakt, że Sehun spoglądał w jego stronę ze zbyt wielką częstotliwością; chłopak nie mógł mu niczego zarzucić, zwłaszcza że Luhan rozglądał się po pokoju, poświęcając niezwykle wiele uwagi kroczom swoich przyjaciół. To było głównie zmartwienie maknae, bo Luhan momentami wpatrywał się w rozporki niczym opętany, tak intensywnie, jakby chciał nawiązać z nimi ponadnaturalny kontakt i złapać więź choć najbardziej lichego porozumienia.
Lay z uśmiechem idioty, dla odmiany wodził wzrokiem po twarzach kolegów, z rozbawieniem wyłapując momenty, gdy orientowali się oni, że Luhan napastuje ich strefy intymne na odległość. Rozczulające.
Suho starał się zasłonić czymkolwiek przestrzeń między swoimi nogami, machając przy tym niespokojnie rękoma, co dawało dziwaczny efekt; Kai uśmiechał się jak idiota, udając, że posuwa sofę, lampę stojącą czy kanapkę, która miał zamiar zjeść. Kris starał się nie zdradzać zaingerowanie wzrokiem Luhana, jego zachowanie było cholernie wysublimowane, może przez fakt, że miał pod obszerną koszulką coś, co wyglądało na worek pełen połamanych krzeseł. Tao patrzył dzikim wzrokiem na worek połamanych krzeseł Krisa (jego obecność zdawała się wykańczać go nerwowo) i nie zwracał uwagi na przeciągające się spojrzenia Luhana. Chen zajadał swój tort drewnianą łyżką; gdy poczuł na swoim kroczu ciekawskie oczy przyjaciela wypluł trochę kremu na siebie, na ten punkt, na którym Luhan skupił całą swoją uwagę; chłopak cały podskoczył, co zirytowało Sehuna.
Gdy Lay ze swoja obserwacją doszedł do Chanyeola i Baekhyuna, okupujących wspólnie jeden fotel, poczuł, że słodka niemoc, z której czerpał zadowolenie, teraz staje się powodem panicznego strachu. I słusznie, ponieważ starszy z tej dwójki śmiało skierował się ku niemu i przywalił mu z całej siły karbownica w głowę. Chłopak, nie tak dawno upojony swoją zdobyczą, zdążył jeszcze pomyśleć, że po takich ekscesach czekała go naprawdę zaskakująca śmierć.
**
- Oj, to było naprawdę brutalne – skomentował całe zajście Anioł Stróż Suho, obojętnie patrząc na Baekhyuna i Chanyeola, którzy wytaszczali ich chińskiego kolegę z pomieszczenia, trzymając go za nogi i ciągnąć po podłodze.
- Oby coraz mniej takich przypadków, bo jeszcze wyślą was na przymusowy kurs pierwszej pomocy – wymamrotał skrzydlaty przybysz sam do siebie, wzdrygając się na myśl o tym, że ktoś mógłby kiedyś popisać się nabytymi na ów kursie umiejętnościami nie w porę (czyli wtedy, kiedy Suho targnie się wreszcie na swój smutny żywot).
Anioł Stróż nie był wybitnie zadowolony. Mimo że jego podopieczny bywał coraz bardziej milczący, bledszy i bardziej przerażony nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie wypadnie z okna, wybiegnie na spotkanie rozpędzonemu tirowi czy weźmie kąpiel z tosterem. Gra o życie, o byt lub niebyt Suho nabierała rumieńców – to był chyba pierwszy raz, gdy charakter chłopaka był tak odporny na tkliwe, melancholijne sugestie o niedostosowaniu społecznym i niedostosowaniu do otoczenia. Skrzydlaty towarzysz Suho postanowił zmienić więc taktykę. Przed moment rozważał czy nie wepchnąć Suho w ramiona Luhana, który najwyraźniej przeżywał coś w rodzaju rui; jego pocieszny podopieczny umarłby pod ciężarem wyrzutów sumienia, jednak… to nie było to, czego Anioł oczekiwał. Musiał obrać troszeczkę bardziej brutalną taktykę.
Obszedł kanapę na której przycupnął lider grupy koreńskiej i pochylił się nad chłopakiem, zbliżając swoje niematerialne usta do jego ucha.
- Jesteś beznadziejny i do dupy – wyszeptał, po czym szybciutko przesunął się w inne miejsce, nie pozwalając zdezorientowanemu liderowi na przypisanie głosu komukolwiek. Nieobecność Baekhyuna w pokoju, który miał w zwyczaju obdarzać wszystkich swoich przyjaciół podobnymi uwagami sprawiła, że Suho bardzo się zmieszał. Rozejrzawszy się za sobą, zwrócił się do swojego duchowego opiekuna, który siedział teraz koło niego i piłował paznokcie.
- Słyszałeś to?
- Co znowu?
- Ach… nieważne… - Koreańczyk zasępił się i wbił wzrok we własne kolana. Skrzydlaty triumfował na całej linii, dopóki nie poczuł małej dłoni o krótkich palcach na swoim ramieniu.
- To bardzo nieładnie robić takie rzeczy naszemu wspólnemu koledze – Xiumin uśmiechnął się leciutko, wbijając swoje paznokcie bardzo mocno w ramię przerażonego w tym momencie Anioła.
- Jak ty…
- Wygląda na to, że coś nas łączy!
Suho był zupełnie nieświadomy, że właśnie teraz, na drętwych urodzinach Chena rozpoczęła się psychomachia w wykonaniu Niewidzialnego Członka Exo i Anioła Stróża Suho.
**
- Uwierzysz, że nosiłem go pod sercem…
- …
- Takiego malutkiego, wyobrażasz to sobie? Jak sobie pływał w tych wszystkich wodach i w ogóle… Szkoda, że tego nie pamiętam. Moje maleństwo, myślisz, że urośnie duży? Chciałbym go zawsze trzymać tak jak teraz, na kolanach, przy brzuchu, czuję, ze jest wtedy bezpieczny i jest mu dobrze…
- …
Tao zdecydowanie nie lubił, gdy Kris się upijał. Z reguły wychodził wtedy z niego super gangster i samiec alfa; nie było rzeczy, której wtedy starszy Chińczyk by nie zrobił; nie było osoby, której nie mógłby zaciągnąć do łóżka; nie było umiejętności, której nie zdołał posiąść. Jego słownictwo wzbogacało się o wyrazy wysoce niecenzuralne i uważane raczej za należące do języka rynsztokowego. Jednak Tao, mimo całej niechęci do takiego Krisa, uważał, że tak wspaniałej osobie można wybaczyć chwile słabości i chęć odreagowania codziennego stresu. Gdy Wufan wprawiał się w stan, gdy musiał informować każdego o własnej zajebistości, czarnowłosy chłopak zmywał się, by powrócić, gdy stan zajebistości przemieniał się w stan „bęłę rzygać”. Wtedy Tao mógł całą swoją troskę i czułość wyrazić w trzymaniu włosów, szukaniu miski lub czegokolwiek, co pomieściłoby wymiociny Krisa.
Nigdy nie zdarzyło się, by po pijanemu z Krisa wychodziła czuła mamusia. Była to cos tak niebywałego, że chłopak nie mógł pozbierać własnych myśli. Tao był jednocześnie zniesmaczony, wściekły, zawiedziony, rozczarowany. Co dziwne, przepełniał go tez wojowniczy nastrój; chciał pozbyć się tego dziwnego psa z najbliższego otoczenia swojego duizhanga i to jak najszybciej.
- Zastanawia mnie tylko… Jak? Jak on się począł? Jak moje maleństwo pojawiło się na tym świecie? Moja mała kruszyna, przecież musiałem ją jakoś skombinować, prawda? Małe smoczątka nie biorą się z powietrza… - głos Krisa był przyciszony i słodki; Tao wśród chaosu w swojej głowie zarejestrował myśl, ze pewnie Luhan mówi w podobny sposób do męskości Sehuna. 
- Może kiedyś po pijanemu spuściłeś się na pizzę pepperoni – wydusił z siebie Tao lodowato, przez zaciśnięte zęby. Zaskoczył sam siebie tym domysłem, jednak nie spuścił wzroku; może wcześniej nigdy nie pokusiłby się o podobny przytyk, ale teraz… wyglądało na to, że wszystko się zmieniło.



**
Serduszko mi się raduje, gdy widzę nowych czytelników ^^

2 komentarze:

  1. BOŻE COLIE CO TEN IBISZ TU KURWA ROBI I CZEMU Z KRISEM XDDDDDDDDDDDDDDA\sdufr,ytoidfstgfhyjiufytudjsnfhdfvnhgtufidgkiherfighvdfighfdv
    Boże....
    Boże....
    ja nie zdzierżam tego opowiadania...
    kocham je...

    OdpowiedzUsuń
  2. JA PIERDOLE COLLIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    W chwili obecnej sugeruję o natychmiastową wymianę mózgu. Jest sprawa i jest potrzeba.

    .
    .
    .

    PIERWSZE SŁOWO JUŻ MNIE ROZJEBAŁO W PÓŁ - SERIO KRZYSZTOF, SERIO AZJATA Z TATUAŻEM TEN TAUTUAŻ TO NAJGORSZE ZŁO ŚWIATA WYOBRAZIŁAM TO SOBIE!!!!!!!!!!!!! Jezus Maria, przegięłaś, naprawdę nie pojęłam. Dobra Layhan, coś pięknego - umarłam od stwierdzenia "tyłek najlepszym parkiem rozrywki" - zebździałam się w majtasy. Luhan wpatrujący się w krocza. Zaraz umrę. Umrę, Collie. Potrafię sobie to tak dobrze wyobrazić. LUHAN I RUI DLACZEGO. Na "połamanych krzesłach" się zjebałam z łóżka. Autentycznie. Nie rozumiem dlaczego Baekyeol to zrobili................I why...karbownicą...Anioł Suho to mój idol, pomimo swojej okropności - ejmen. ALE XIUMINEM MNIE ZABIŁAŚ!!!!!!!!! TAK...Z DUPY!!!!!!!! UMIERAM?!?!!? COLLIE!!!!!!!!11 OTL.........Kris jako mamusia = ŚMIERĆ. Przegięłaś dobra? Najczulszy punkt. I tekst o pizzy. Wychodzę.

    DZIĘKUJĘ ZA ŚMIERĆ, AMEN.

    OdpowiedzUsuń