**
Lider
zarządził małe spotkanie grupy w swoim pokoju. Czul się zobowiązany, miał w
końcu wobec nich dług do spłacenia – pozostali członkowie zajmowali się nim i
troszczyli o jego zdrowie. Reagowali na częste omdlenia, próbowali rozbawiać,
podzielili się nawet dyżurami – nie zostawiali Suho samego prawie nigdy. Lider
nie wiedział o tym, ale zdawał sobie sprawę, że jak zwykle zawala wszystko, co
udało mu się osiągnąć.
- Mam
przyjaciela – rzucił wyzywająco, przechadzając się przed nimi, próbując patrzeć
im prowokująco w oczy. Zamiast tego jednak ciągle zerkał w jeden kąt pokoju,
tam, gdzie Anioł Stróż zaciskał kciuki i pokazywał mu je machając rękoma.
Wspaniałe duchowe wsparcie.
Anioł Stróż
już nie mógł się doczekać, gdy ta banda kretynów doprowadzi go do ciężkiego
stadium depresji.
- To ładnie,
tylko to trochę popierdolone, że go nie widzimy… Au! – Baekhyun zerknął z
pretensją na Sehuna, który butem zmiażdżył mu palce u nóg w naganie za niedelikatność
i bestialstwo w stosunku do wrażliwego charakteru lidera Exo K.
- Baekhyun htiał po prothu zapytać, czy nie
wydaje ci thię dziwne, że on thię tak… no… trohtę ukhrywa?
Sehun starał
się być delikatny, chociaż to on był jednym z najbardziej zaangażowanych w
życie nieistniejących kompanów lidera. Miał też wyrzuty sumienia, bo chyba napędzał
te halucynacje przyjaciela poprzez wyrzucanie jedzenia, które Suho zostawiał
nietknięte, gdzieś w kąciku ich wspólnego pokoju. Biedny, biedny Suho, na pewno
myślał, że jego pocieszny towarzysz ochoczo wcina te wszystkie frykasy, a one
lądowały z reguły w koszu na śmieci.
Jethem złym
człowiekhiem, pomyślał Sehun, patrząc na twarz kolegi czyniącego to dramatyczne
wyznanie. Suho pobladł, zmarniał w oczach, ale zaraz gdy znów zerknął do
swojego Uświęconego Przyjacielskiego Kącika i nagle jego mina nabrała chłodnej
zaciętości.
- Wiem. Wiem…
- zaczął wyrzucać z siebie słowa, które turkotały dźwięcznie w powietrzu jak
opadające na ziemię kasztany w ponury jesienny wieczór – Nikt. Mi. Nie. Wierzy.
Ale on tu naprawdę jest. Mój Anioł Stróż – wskazał teatralnym gestem na pusty
kąt. Głowy członków koreańskiej grupy odwróciły się w tym kierunku
jednocześnie, jakby obserwowali niewidzialny mecz tenisa.
Kai zaśmiał
się głośno. Radowała go każda chwila, gdy udowadniał sobie, że jest lepszy od
reszty społeczeństwa, a teraz naprawdę czuł się lepiej.
- Ja naprawdę
myślałem, ze skończyłeś z tym ruchem Fallen Angels – mruknął miłośnik
eyelinera, wytrzeszczając swoje ozdobione nim oczy – Tak z trzy lata temu.
- Nie jestem
upadły – zaprotestował Anioł Stróż cicho. Tylko tak, na wszelki upadek, by
upewnić Suho, że nie jest wysłannikiem ciemności, że chce jego dobra, jego
szczęścia, jego spełnienia w życiu… Hahaha.
Sehun nadal
próbował ratować sytuację. Uśmiechnął się życzliwie i zerknął w pusty kąt
pokoju, podejmując w duchu decyzję, ze jako maknae będzie wspierał
przemęczonego lidera w myśl zasady, ze jeżeli nie można czegoś pokonać, to
trzeba być tego czegoś przyjacielem. Będzie przyjacielem tworów fantazji Suho.
Za wszelką cenę.
- Jakh ma na
imię? – zerknął na chłopaka. Miał wielką nadzieję, ze jego wyraz twarzy wyraża
szczerą zachętę, a nie totalne przerażenie schizofrenią.
- Anioł Stróż
Suho – odparł Suho. W jego głosie zabrzmiały nowe pokłady siły – Znamy się z
poprzednich wcieleń.
Kai otworzył usta ze zdziwienia. Nagle poczuł się
tak, jakby ziemia zaczęła osuwać mu się spod nóg.
Nie był jedyny.
**
- Tao.
- Kwik kwik.
- Tao… No
chodź, chociaż spójrz tutaj na mnie… - Kris westchnął, zmęczony i znużony.
Niedelikatnie przycisnął zimny kompres do czoła spoconego miłośnika sztuk
walki. W takich momentach, gdy za swoje liderowanie nie zbierał pochwał, nie
błyszczał, nie mógł obrastać w piórka przy sztabie ludzi czul się doprawdy źle.
Lubił chłopakom przewodzić tylko wtedy, gdy było się można pochwalić jakimś
sukcesem, popisać przejawami zorganizowania i odpowiedzialności.
Nie mógł się
za bardzo pochwalić tym, że Tao przy trzydziestu dziewięciu stopniach gorączki
zachowuje się dziwnie. Jego nos drgał, jakby ten chciał wciągnąć na raz bardzo
dużo powietrza do nozdrzy. Tarzał się w kocach i chrumkał. Wydawał się bardzo
zaniepokojony, zwłaszcza, gdy półprzytomny spróbował nawiązać kontakt wzrokowy
z Krisem.
- Kwik kwik!
- Ok., dobra,
cicho już – docisnął mokrą chusteczkę mocniej tak, że strużki wody pociekły
cierpiącemu chłopakowi po skroniach – Uspokój się, zaraz ci coś podamy.
- Chrum chrum
chrum chrum! –ich dormitorium wypełniło jeszcze więcej dźwięków niepokoju i
bezradności. Tao zaczął się wiercić i pochrząkiwać ciszej, ale za to bardziej
intensywnie. Krisowi zmiękło serce, gdy widział, jak ten męczył się i majaczył,
rozkopując wokół siebie pościel i dodatkowe koce. Sam nigdy nie miał aż tak
wysokiej gorączki, aby zaczynać żyć halucynacjami, ale jakoś nie potrafił sobie
wyobrazić, by wyimaginowany żywot świnki przynosił młodszemu przyjacielowi
ulgę.
- Nigdy
więcej oglądania „Bejb, świnki z klasą”, rozumiesz? – sięgnął po wcześniej
przygotowane tabletki i wycisnął je z blistera na wnętrze dłoni, puszczając na
chwilę kompres. Delikatnie uniósł głowę Tao jedną ręką, palcami drugiej
chwytając białą pigułkę.
- Otwórz
ryjek, Tao – polecił cicho. Czarnowłosy chłopak zdawał się zrozumieć dobre
intencje lidera i rozsunął swoje suche i spierzchnięte wargi. Kris delikatnie
umieścił na języku Tao tabletkę.. Biedactwo. Zaraz podsunął mu pod usta małą
butelkę wody mineralnej, by mógł łatwiej połknąć lek.
Taki
rozpalony. Zdany na jego łaskę. Mógłby tutaj umrzeć, gdyby nie ofiarność Krisa.
Lider poczuł się wspaniale i lekko, jak zawsze, gdy z pełną świadomością swojej
cudowności spełniał dobry uczynek. Zasługiwał na ich przyjaźń. Na podziw. W
końcu dalsze życie i los Tao zależały od niego.
- Prawda, że
zaraz będzie nam lepiej? – pogłaskał jego spocone włosy, z ostrożnością kładąc
jego głowę z powrotem na poduszki.
W
podziękowaniu czarnowłosy trącił jego nadgarstek kilka razy nieustannie
węszącym nosem.
Kris skrzywił
się nieznacznie. Taki brudny, uwalony własnym potem, zezwierzęcony Tao… Zaraz
jednak uświadomił sobie, ze tym większa zasługa wpływa mu na konto – we własnym
mniemaniu poświęcał się tak, jakby zaszył się wśród cierpiących trędowatych.
**
Ciemno.
Duszno. Ciasno.
Jego ciało
było zbyt słabe i zbyt małe, aby mógł dosięgnąć życiodajnego źródła.
Przeszkadzali mu w tym jego bracia i siostrzyczki, którzy zdawali się być o
wiele szybsi i bardziej ruchliwi od niego. Poczuł ogarniająca go panikę.
Instynkt mówił mu, że musi się rozepchać między resztą ciepłych, różowych ciałek
i zaspokoić straszny, dotkliwy głód. Jednak im bardziej, im mocniej próbował
dopchać się do sutka swojej mamy maciory, tym bardziej żarliwe w odpychaniu go
stawało się jego liczne rodzeństwo. Było ich zbyt wiele.
A on był zbyt
słaby, by przetrwać.
Rozpaczliwie
starał się ich przekonać, ze musi – chociaż na moment – possać mleko. Bez tego
nie przeżyje. Bez tego będzie mu zimno. Bez tego… będzie bardzo źle.
Żadne wysokie
dźwięki, chrząkania, próby przeciśnięcia się nie odniosły efektu. Raciczki
większych od niego prosiaczków boleśnie odkopywały go na bok, skutecznie
udaremniając każdy jego ruch.
Dlaczego on?
Dlaczego to on był najsłabszy?
Bez sil opadł
na słomę, czarnymi oczkami śledząc rozgardiasz przy brzuchu jego mamy. Hałas,
jazgot, plątanina brzuszków, nóżek i niewielkich ogonków. Był odrzucony. Był
poza. Jego mama tylko leżała i z zadowoleniem dzieliła się mlekiem z
najsilniejszymi świnkami.
Czy długo jeszcze będzie mnie bolał
brzuszek…?
- Czemu ta
świnka leży na uboczu, tato?
Tata nigdy
nie zwracał uwagi na swoje ostatnie z siedmiorga dzieci, chyba, ze mógł mu
sprawić przykrość. Nie stać go było na utrzymanie takiej ilości potomstwa, a
winą za taki stan rzeczy obarczał swoje dzieci, a nie brak dbałości o
antykoncepcję.
- Jest
cherlawe i zdechnie – Ty także jesteś cherlawy i powinieneś zdechnąć, dodał w
myślach.
Ostatnie z
siedmiorga dzieci jednak nie było już dłużej nieodporne na okrutne teksty ojca.
Życie nauczyło chłopca, że to on odpowiedzialny będzie za swój los. Chciał być
także odpowiedzialny za los prosiaczka. Każdemu należało dać szansę.
**
OMG, Tao jako świnka to moja miłość. Ryli... To właśnie jeden z tych momentów, które tak cholernie bardzo mnie wzruszyły. T.T Umieram... umieram... umieram...
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - kocham Anioła Stróża Suho, jest okropny i zły, ale go uwielbiam, omg. Po drugie - motyw z Tao świnką mnie zabił totalinio, ale to już Ci mówiłam TTToTTT Nie umiem napisać nic więcej skoro już wiem co dalej, ale fighting!!
OdpowiedzUsuńKawałek dobre roboty. Dlaczego kawałek? Bo jest za króciutko T_T! Podoba mi się lekki, bez niepotrzebnych ozdobników styl, czyta się przyjemnie i gładko. Tak jak resztę, rozwaliła mnie scen z "Tao, prosiaczek z klasą". A postać Anioła Stróża jest świetna, wprowadzenie takiego podłego chama zawsze wychodzi na dobre, punkt dla Ciebie. :3 Sepleniący Sehun... Dzięki niemu staję się stałą czytelniczką bloga! Pozdrawiam i życzę dużo pokładów weny oraz chęci do pisania.
OdpowiedzUsuńTak bardzo kocham tego fica i czekam na więcej. Postać Krisa płytkiego i aroganckiego... Słaby Tao strasznie mnie rozczulił ToT. Jednak najbardziej zdobył mnie niezrozumiany przez świat dziwak Suho, o jego 'Aniele' Stróżu już nie wspominając. Pozdrawiam, you made my day!
OdpowiedzUsuńTAO ŚWINKA DZIĘKUJĘ NIE MA MNIE!
OdpowiedzUsuńKocham tutaj Suho! Suho, Suho! <333
Dafaq, SEHUN SIĘ TAK BARDZO SEPLENI! Nie mogę.
Pomysł boski, wykonanie też. To teraz nic tylko czekać na kolejne części także weny itp, itd. Nie umiem pisać konstruktywnych komentarzy, sorasy. ;____;
Jpd! ^^
OdpowiedzUsuńPoczątek opowiadania i Justyna sobie myśli, noo okk ten rozdział pewnie będzie mniej powalony, bardziej spokojny, myliłam się xD
Od teraz 'kwik kwik' jest moim okrzykiem bojowym ha!
Ostatni akapit mnie rozjebał, leżę i 'chrumkaam' o lol... to opowiadanie po dwóch rozdziałach źle na mnie wpływaaa ;
J.