27 sierpnia 2012

Jaguar i inne chłopaki cz.2


**
Lider zarządził małe spotkanie grupy w swoim pokoju. Czul się zobowiązany, miał w końcu wobec nich dług do spłacenia – pozostali członkowie zajmowali się nim i troszczyli o jego zdrowie. Reagowali na częste omdlenia, próbowali rozbawiać, podzielili się nawet dyżurami – nie zostawiali Suho samego prawie nigdy. Lider nie wiedział o tym, ale zdawał sobie sprawę, że jak zwykle zawala wszystko, co udało mu się osiągnąć.
- Mam przyjaciela – rzucił wyzywająco, przechadzając się przed nimi, próbując patrzeć im prowokująco w oczy. Zamiast tego jednak ciągle zerkał w jeden kąt pokoju, tam, gdzie Anioł Stróż zaciskał kciuki i pokazywał mu je machając rękoma. Wspaniałe duchowe wsparcie.
Anioł Stróż już nie mógł się doczekać, gdy ta banda kretynów doprowadzi go do ciężkiego stadium depresji.
- To ładnie, tylko to trochę popierdolone, że go nie widzimy… Au! – Baekhyun zerknął z pretensją na Sehuna, który butem zmiażdżył mu palce u nóg w naganie za niedelikatność i bestialstwo w stosunku do wrażliwego charakteru lidera Exo K.
-  Baekhyun htiał po prothu zapytać, czy nie wydaje ci thię dziwne, że on thię tak… no… trohtę ukhrywa?
Sehun starał się być delikatny, chociaż to on był jednym z najbardziej zaangażowanych w życie nieistniejących kompanów lidera. Miał też wyrzuty sumienia, bo chyba napędzał te halucynacje przyjaciela poprzez wyrzucanie jedzenia, które Suho zostawiał nietknięte, gdzieś w kąciku ich wspólnego pokoju. Biedny, biedny Suho, na pewno myślał, że jego pocieszny towarzysz ochoczo wcina te wszystkie frykasy, a one lądowały z reguły w koszu na śmieci.
Jethem złym człowiekhiem, pomyślał Sehun, patrząc na twarz kolegi czyniącego to dramatyczne wyznanie. Suho pobladł, zmarniał w oczach, ale zaraz gdy znów zerknął do swojego Uświęconego Przyjacielskiego Kącika i nagle jego mina nabrała chłodnej zaciętości.
- Wiem. Wiem… - zaczął wyrzucać z siebie słowa, które turkotały dźwięcznie w powietrzu jak opadające na ziemię kasztany w ponury jesienny wieczór – Nikt. Mi. Nie. Wierzy. Ale on tu naprawdę jest. Mój Anioł Stróż – wskazał teatralnym gestem na pusty kąt. Głowy członków koreańskiej grupy odwróciły się w tym kierunku jednocześnie, jakby obserwowali niewidzialny mecz tenisa.
Kai zaśmiał się głośno. Radowała go każda chwila, gdy udowadniał sobie, że jest lepszy od reszty społeczeństwa, a teraz naprawdę czuł się lepiej.
- Ja naprawdę myślałem, ze skończyłeś z tym ruchem Fallen Angels – mruknął miłośnik eyelinera, wytrzeszczając swoje ozdobione nim oczy – Tak z trzy lata temu.
- Nie jestem upadły – zaprotestował Anioł Stróż cicho. Tylko tak, na wszelki upadek, by upewnić Suho, że nie jest wysłannikiem ciemności, że chce jego dobra, jego szczęścia, jego spełnienia w życiu… Hahaha.
Sehun nadal próbował ratować sytuację. Uśmiechnął się życzliwie i zerknął w pusty kąt pokoju, podejmując w duchu decyzję, ze jako maknae będzie wspierał przemęczonego lidera w myśl zasady, ze jeżeli nie można czegoś pokonać, to trzeba być tego czegoś przyjacielem. Będzie przyjacielem tworów fantazji Suho. Za wszelką cenę.
- Jakh ma na imię? – zerknął na chłopaka. Miał wielką nadzieję, ze jego wyraz twarzy wyraża szczerą zachętę, a nie totalne przerażenie schizofrenią.
- Anioł Stróż Suho – odparł Suho. W jego głosie zabrzmiały nowe pokłady siły – Znamy się z poprzednich wcieleń.
Kai  otworzył usta ze zdziwienia. Nagle poczuł się tak, jakby ziemia zaczęła osuwać mu się spod nóg.
Nie był jedyny.
**
- Tao.
- Kwik kwik.
- Tao… No chodź, chociaż spójrz tutaj na mnie… - Kris westchnął, zmęczony i znużony. Niedelikatnie przycisnął zimny kompres do czoła spoconego miłośnika sztuk walki. W takich momentach, gdy za swoje liderowanie nie zbierał pochwał, nie błyszczał, nie mógł obrastać w piórka przy sztabie ludzi czul się doprawdy źle. Lubił chłopakom przewodzić tylko wtedy, gdy było się można pochwalić jakimś sukcesem, popisać przejawami zorganizowania i odpowiedzialności.
Nie mógł się za bardzo pochwalić tym, że Tao przy trzydziestu dziewięciu stopniach gorączki zachowuje się dziwnie. Jego nos drgał, jakby ten chciał wciągnąć na raz bardzo dużo powietrza do nozdrzy. Tarzał się w kocach i chrumkał. Wydawał się bardzo zaniepokojony, zwłaszcza, gdy półprzytomny spróbował nawiązać kontakt wzrokowy z Krisem.
- Kwik kwik!
- Ok., dobra, cicho już – docisnął mokrą chusteczkę mocniej tak, że strużki wody pociekły cierpiącemu chłopakowi po skroniach – Uspokój się, zaraz ci coś podamy.
- Chrum chrum chrum chrum! –ich dormitorium wypełniło jeszcze więcej dźwięków niepokoju i bezradności. Tao zaczął się wiercić i pochrząkiwać ciszej, ale za to bardziej intensywnie. Krisowi zmiękło serce, gdy widział, jak ten męczył się i majaczył, rozkopując wokół siebie pościel i dodatkowe koce. Sam nigdy nie miał aż tak wysokiej gorączki, aby zaczynać żyć halucynacjami, ale jakoś nie potrafił sobie wyobrazić, by wyimaginowany żywot świnki przynosił młodszemu przyjacielowi ulgę.
- Nigdy więcej oglądania „Bejb, świnki z klasą”, rozumiesz? – sięgnął po wcześniej przygotowane tabletki i wycisnął je z blistera na wnętrze dłoni, puszczając na chwilę kompres. Delikatnie uniósł głowę Tao jedną ręką, palcami drugiej chwytając białą pigułkę.
- Otwórz ryjek, Tao – polecił cicho. Czarnowłosy chłopak zdawał się zrozumieć dobre intencje lidera i rozsunął swoje suche i spierzchnięte wargi. Kris delikatnie umieścił na języku Tao tabletkę.. Biedactwo. Zaraz podsunął mu pod usta małą butelkę wody mineralnej, by mógł łatwiej połknąć lek.
Taki rozpalony. Zdany na jego łaskę. Mógłby tutaj umrzeć, gdyby nie ofiarność Krisa. Lider poczuł się wspaniale i lekko, jak zawsze, gdy z pełną świadomością swojej cudowności spełniał dobry uczynek. Zasługiwał na ich przyjaźń. Na podziw. W końcu dalsze życie i los Tao zależały od niego.
- Prawda, że zaraz będzie nam lepiej? – pogłaskał jego spocone włosy, z ostrożnością kładąc jego głowę z powrotem na poduszki.
W podziękowaniu czarnowłosy trącił jego nadgarstek kilka razy nieustannie węszącym nosem.
Kris skrzywił się nieznacznie. Taki brudny, uwalony własnym potem, zezwierzęcony Tao… Zaraz jednak uświadomił sobie, ze tym większa zasługa wpływa mu na konto – we własnym mniemaniu poświęcał się tak, jakby zaszył się wśród cierpiących trędowatych.

**
Ciemno. Duszno. Ciasno.
Jego ciało było zbyt słabe i zbyt małe, aby mógł dosięgnąć życiodajnego źródła. Przeszkadzali mu w tym jego bracia i siostrzyczki, którzy zdawali się być o wiele szybsi i bardziej ruchliwi od niego. Poczuł ogarniająca go panikę. Instynkt mówił mu, że musi się rozepchać między resztą ciepłych, różowych ciałek i zaspokoić straszny, dotkliwy głód. Jednak im bardziej, im mocniej próbował dopchać się do sutka swojej mamy maciory, tym bardziej żarliwe w odpychaniu go stawało się jego liczne rodzeństwo. Było ich zbyt wiele.
A on był zbyt słaby, by przetrwać.
Rozpaczliwie starał się ich przekonać, ze musi – chociaż na moment – possać mleko. Bez tego nie przeżyje. Bez tego będzie mu zimno. Bez tego… będzie bardzo źle.
Żadne wysokie dźwięki, chrząkania, próby przeciśnięcia się nie odniosły efektu. Raciczki większych od niego prosiaczków boleśnie odkopywały go na bok, skutecznie udaremniając każdy jego ruch.
Dlaczego on? Dlaczego to on był najsłabszy?
Bez sil opadł na słomę, czarnymi oczkami śledząc rozgardiasz przy brzuchu jego mamy. Hałas, jazgot, plątanina brzuszków, nóżek i niewielkich ogonków. Był odrzucony. Był poza. Jego mama tylko leżała i z zadowoleniem dzieliła się mlekiem z najsilniejszymi świnkami.
Czy długo jeszcze będzie mnie bolał brzuszek…?
- Czemu ta świnka leży na uboczu, tato?
Tata nigdy nie zwracał uwagi na swoje ostatnie z siedmiorga dzieci, chyba, ze mógł mu sprawić przykrość. Nie stać go było na utrzymanie takiej ilości potomstwa, a winą za taki stan rzeczy obarczał swoje dzieci, a nie brak dbałości o antykoncepcję.
- Jest cherlawe i zdechnie – Ty także jesteś cherlawy i powinieneś zdechnąć, dodał w myślach.
Ostatnie z siedmiorga dzieci jednak nie było już dłużej nieodporne na okrutne teksty ojca. Życie nauczyło chłopca, że to on odpowiedzialny będzie za swój los. Chciał być także odpowiedzialny za los prosiaczka. Każdemu należało dać szansę.
**

6 komentarzy:

  1. OMG, Tao jako świnka to moja miłość. Ryli... To właśnie jeden z tych momentów, które tak cholernie bardzo mnie wzruszyły. T.T Umieram... umieram... umieram...

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze - kocham Anioła Stróża Suho, jest okropny i zły, ale go uwielbiam, omg. Po drugie - motyw z Tao świnką mnie zabił totalinio, ale to już Ci mówiłam TTToTTT Nie umiem napisać nic więcej skoro już wiem co dalej, ale fighting!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kawałek dobre roboty. Dlaczego kawałek? Bo jest za króciutko T_T! Podoba mi się lekki, bez niepotrzebnych ozdobników styl, czyta się przyjemnie i gładko. Tak jak resztę, rozwaliła mnie scen z "Tao, prosiaczek z klasą". A postać Anioła Stróża jest świetna, wprowadzenie takiego podłego chama zawsze wychodzi na dobre, punkt dla Ciebie. :3 Sepleniący Sehun... Dzięki niemu staję się stałą czytelniczką bloga! Pozdrawiam i życzę dużo pokładów weny oraz chęci do pisania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak bardzo kocham tego fica i czekam na więcej. Postać Krisa płytkiego i aroganckiego... Słaby Tao strasznie mnie rozczulił ToT. Jednak najbardziej zdobył mnie niezrozumiany przez świat dziwak Suho, o jego 'Aniele' Stróżu już nie wspominając. Pozdrawiam, you made my day!

    OdpowiedzUsuń
  5. TAO ŚWINKA DZIĘKUJĘ NIE MA MNIE!
    Kocham tutaj Suho! Suho, Suho! <333
    Dafaq, SEHUN SIĘ TAK BARDZO SEPLENI! Nie mogę.
    Pomysł boski, wykonanie też. To teraz nic tylko czekać na kolejne części także weny itp, itd. Nie umiem pisać konstruktywnych komentarzy, sorasy. ;____;

    OdpowiedzUsuń
  6. Jpd! ^^
    Początek opowiadania i Justyna sobie myśli, noo okk ten rozdział pewnie będzie mniej powalony, bardziej spokojny, myliłam się xD

    Od teraz 'kwik kwik' jest moim okrzykiem bojowym ha!

    Ostatni akapit mnie rozjebał, leżę i 'chrumkaam' o lol... to opowiadanie po dwóch rozdziałach źle na mnie wpływaaa ;

    J.

    OdpowiedzUsuń