**
- Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam! Bliski jest koniec! Nawróćcie się, obrzydliwcy! – Chen
zmarszczył nos, słysząc przytłumiony głos dochodzący zza drzwi. Za chwilę
zmarszczył się jeszcze bardziej, gdy apelujący do nich kaznodzieja zaczął
uderzać w gong, by zwrócić na siebie uwagę obu grup exo.
- Dwudziesty
pierwszy grudnia zbliża się nieubłaganie! Zgładzeni zostaną niegodziwcy! - ktoś
załomotał pięścią w drzwi sypialni Chena i Xiumina.
Chłopak,
będący kiedyś czarnym popychadłem swojego murzyńskiego władcy niechętnie
otworzył drzwi. Przed nim stał Siwon, ubrany w białą szatę, ze złotym łańcuchem
choinkowym na głowie imitującym olśniewającą, anielską fryzurę. Obrazu miały
dopełnić skrzydła trzymające się na gumowych ramiączkach oraz srebrny lakier na
paznokciach wszystkich kończyn (Chen mógł to
zarejestrować, ponieważ starszy Koreańczyk był zupełnie bosy).
- Doprawdy? –
zapytał Chen, unosząc brwi w wyrazie dezaprobaty.
Siwon
wyraźnie się zmieszał.
- To ty –
powiedział, zawstydzony, sięgając ręką do swojej kunsztownej kompozycji na
głowie – Jedyny nie-gej tutaj.
- To ty –odrzekł
Chen, czując się mimo zirytowania nieco niedorzecznie – Udajesz archanioła
niosącego wieść pańską, a sam posuwasz Heechula.
- Heechulę -
poprawił go niemal natychmiast ich gość - Jest kobietą. Dużo o tym świadczy –
Siwon widocznie się naburmuszył – Ponadto moje przebranie jest odpowiednie i
służy zbożnemu celowi. Ty także jako uczciwy człowiek powinieneś pracować nad
nawróceniem swoich przyjaciół na słuszną drogę pełną dobrych wyborów.
- Oczywiście
– zgodził się uprzejmie Chen – Mam kilka srebrnych cekinowych gwiazdek, może
chciałbyś ich użyć? Z pewnością wtedy będziesz jeszcze bardziej wiarygodny.
- Czemu nie?
– członek super Junior uśmiechnął się niepewnie, zapomniawszy o wcześniejszej,
nieprzyjemnej uwadze rozmówcy.
- W życiu nie
ma nic za darmo – wyszeptał mu prosto w twarz Chen, zatrzaskując zaraz z
impetem w drzwi. Jedyne, co usłyszał w odpowiedzi, to kolejne nawoływania:
„Bliska jest katastrofa, która zniszczy cały nasz dobytek! Nawróćcie się
bracia!”.
Chen jednak
nie myślał już o tym, co zrobi, gdy przyjdzie mu umierać. Musiał się
przygotować do swojej imprezy urodzinowej.
**
Lay dobijał
się do drzwi łazienki w której zabarykadował się Luhan. Gdyby chłopak wiedział,
jakim dramatem dla starszego przyjaciela skończy się zamienianie w mitycznego
konia to… to w życiu by tego nie zrobił. Nie chciał stawać się przyczyną złego
samopoczucia tak uroczej istoty. To mogłoby uniemożliwić mu na zawsze dobranie
się do tego rozkoszniaka.
- Zostaw mnie
w spokoju – głos Chińczyka był matowy, martwy, wyprany z emocji. Luhan stał
oparty o umywalkę i patrzył w lustro, wprost w swoje duże, brązowe oczy, teraz
naznaczone wyrazem szaleństwa.
Luhan wpadł w
pułapkę własnych myśli. Kiedy do jego mózgu wdarły się te straszne, potworne
strzępki wspomnień z poprzedniego życia, nie mógł w to uwierzyć. Pierwszym
planem uporania się z obrzydliwą świadomością bycia kimś aż tak bardzo innym niż teraz było popełnienie samobójstwa razem z
Suho. Chińczyk dokładnie przemyślał każdy krok. Zamknąłby się razem z Suho w
pokoju. Koreańczyk wziąłby truciznę, a Luhan przebiłby pierś sztyletem, tak, że
wypływająca krew objęłaby jego koszulę szkarłatem. Zaraz jednak do głosu we
wnętrzu jego głowy doszła rozwaga – przecież to, że się zabije, nie znaczy, że
już nigdy nie uświadomi sobie poprzednich przeżyć. A jeżeli odrodziłby się
znowu jako ktoś… jako ktoś bardzo, bardzo niehigieniczny?
W poprzednim
wcieleniu Luhan był człowiekiem niezachowującym czystości. Było to określenie
bardzo eufemistyczne. Smutna prawda przedstawiała się następująco – Luhan w
poprzednim wcieleniu był obleśnym człowiekiem. Jego dzieciństwo było
zaprzepaszczoną szansą na rozwój – żaden rodziców nie był w stanie przemówić mu do
rozsądku i odciągnąć go od codziennych, dziesięciogodzinnych sesji gier
komputerowych. Mimo że z wiekiem jego wolny czas zaczął być urozmaicany innym
rodzajem rozrywek (gry komputerowe na przemian z masturbacją przed internetowym
porno), nie były to zajęcia wspomagające rozwój. Nauczony, że wszystko przychodzi
łatwo niczym pranie robione przez matkę zaniedbywał każda dziedzinę życia. Nie
był wychowywany, był raczej hodowany i wyrósłby może na pasożyta społecznego,
gdyby ojciec siłą nie wypchnął go w świat, wskazując ścieżkę, która ma obrać – instruktora
jazdy. Od tej pory życie Antoniego, bo tak miało na imię poprzednie wcielenie
Luhana, diametralnie się zmieniło. Zaczął on spotykać ludzi, dla których musiał
być uprzejmy, by zyskać klientów, jednak nie było to specjalnie trudne,
ponieważ nie miał w swoim miasteczku zbyt wielkiej konkurencji. Wystarczyło, ze
nie obrażał idiotów próbujących usprawnić się w sztuce kierowania pojazdami i
nie dotykał każdych piersi, które siadały obok. Szowinistyczne żarty i głupawe
uwagi jednak były stałym elementem jego osobowości i nierozerwalnie łączyły się
z jego jestestwem.
Nie osiągnął
niczego w życiu, nie udało mu się nawet przygruchać sobie partnerki życiowej.
Nic dziwnego; żywił się najprostszymi potrawami w których królowało smażone,
ciężkie mięso. Za „drobną przyjemność w ciągu dnia” uważał przegryzienie kiełbasy
przy spłoszonych, młodych dziewczynach, które uczył jeździć. Kąpał się raz na
trzy dni latem lub raz na tydzień zimą, przestrzegając dat astronomicznych pór
roku w kalendarzu. Cos pozostało mu jednak z dzieciństwa – wieczorne koniobicie przy bardzo dosadnym filmie wprost ze stron XXX.
Luhan nie
mógł pogodzić się z tym, ze jakaś cząstka jego mogła się tak stoczyć, tak skalać
i ubrudzić. W przeszłości często dociekał przyczyny swoich niekontrolowanych
zachowań takich jak drapanie się w miejscach intymnych lub dłubanie w nosie. Wyjaśnienie
było druzgocące.
Ale… Luhan na
chwile opuścił wzrok i spojrzał na swoje dłonie – arystokratyczne, o długich
palcach, wychuchanych i wypielęgnowanych paznokciach. Różniły się znacznie od
wielkich, krępych łap, których posiadaczem zdawał się być wcześniej. Przecież
teraz… Przecież teraz nie był tym samym człowiekiem.
Ale mógł się
znów stać kimś takim, jeśliby zdecydował się zabić i dokonałby tego strasznego
czynu.
Nie, nie będzie przecież żył wiecznie w tak uroczym ciele i umyśle, jaki dostał.
Nie, nie będzie przecież żył wiecznie w tak uroczym ciele i umyśle, jaki dostał.
Należało…
należało więc skorzystać z okazji.
Luhan
gwałtownie odwrócił się od umywalki i lustra i odkluczył drzwi łazienki, stając
oko w oko z Yixingiem.
- Zmieniłeś
moje życie – wyszeptał Luhan, unosząc lekko brodę. Jego głos był bardzo obniżony,
poważny i drżał lekko.
Lay
skamieniał patrząc na przyjaciela. Każde włókienko jego mięśni zdawało się
boleć i krzyczeć o rozluźnienie.
Luhan
przywołał młodszego Chińczyka gestem i samodzielnie zamknął na powrót drzwi na
klucz.
Gdy chłopak
rzucił się mu na szyje, a ich usta zderzyły się bardzo boleśnie, Yixing po raz
pierwszy poczuł dziką radość z faktu bywania magicznym, kolorowym koniem z
twardym tworem na środku czoła. Nie widział jeszcze, że „korzystanie z życia”
Luhana nie skończy się tylko na sekszeniu z nim.
Ale teraz był
całkiem zadowolony. Będzie taki aż do czasu wieczornej imprezy Chena.
**
Tao był
przerażony. Skamieniały. Nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa, co było
do niego podobne, ale co gorsza – myślenie też nie szło mu za dobrze.
Chińczyk
wpatrywał się w milczeniu w swojego duizhanga. Miał na niego bardzo dobry widok
– siedział naprzeciwko, w jasnej kuchni łapiącej światło słoneczne z zewnątrz.
O dziwo, w budynku było bardzo cicho, co umożliwiało mu nieskazitelny odbiór
rozgrywającej się przed nim scenki. Zwłaszcza mlaskanie bardzo wyraźnie pobrzmiewało
w jego uszach.
MAMO DAJ JESZCZE…
Kris pochylił
się ku swojemu dziecku, czerwonemu smoczątku i podał mu ustami pokarm. Potem,
gdy mały gad zebrał wszystko spomiędzy warg lidera, Kris podniósł do ust
półkilogramowy kawał surowej wieprzowiny i odgryzł potężny kawałek, by podać mu
kolejna porcję mięsa. Na jego bladej twarzy malował się upór, gdy starał się
bardzo dokładnie przygotować jedzenie dla swojej pociechy. Nie wyrzekł się
bowiem ojcostwa czy też macierzyństwa… Takie stworzonka nie mogły się raczej
mylić. A skoro malec odmawiał samodzielnego rozprawienia się z nieobrobionym w
jakikolwiek zjadliwy dla człowieka sposób kawałkiem świni, należało przygotować
go tak, by jego dziecko nie było głodne. Duma Krisa nie pozwalała mu na
pozostawienie w tak dramatycznej sytuacji jego… potomka.
MAMUSIU, WIĘCEJ…
Mięso
smakowało dziwacznie, trochę paskudnie, ale Kris starał się o tym nie myśleć.
Odrywał zębami solidne kawałki, miażdżył mięso i nawilżał je własną śliną,
chcąc by było naprawdę łatwe do spożycia przez tę czerwoną bestyjkę, która
mrugając oczkami przytykała swój gorący pyszczek do jego ust i delikatnie
odbierała każdy kęs. Ta czworonożna jaszczura ze skrzydłami naprawdę budziła w
nim cieplejsze uczucia, sposób w jaki była od Krisa zależna, rozczulał go.
Tao nie
zdawał sobie sprawy, że bardzo mocno ściska blat stołu, tuż za ostro
zakończonym ogonem smoczego maleństwa. Może i obrazek byłby uroczy, gdyby Kris
był jaskółcza ptasią mamą, a jego dziecko bezbronnym pisklakiem, ale na
niebiosa, ten łuskowaty drań wydawał się być na tyle samodzielny, by sam zająć
się gryzieniem.
Chłopak
towarzyszył Krisowi przez cały czas karmienia, a także wtedy, gdy smoczek
zwinął się na kolanach swojej mamy w bardzo twardą i bardzo ciepła kulkę,
nakrył skrzydełkami i poszedł spać. Szokiem dla czarnowłosego było, gdy
usłyszał cichą kołysankę wprost z wymęczonych mieleniem ust Krisa. Jeszcze gorzej
poczuł się, gdy zobaczył jak długie palce lidera głaszczą opancerzoną powiekę
stwora.
MUSIMY KIEDYŚ RAZEM ZJEŚĆ ŚWINKĘ, KTÓRA
HODUJESZ… wymruczało sennie maleństwo, wzdychając głośno raz po raz, co wyraźnie
go usypiało.
- Oczywiście,
kochanie – wyszeptał Kris, niepewnie spoglądając w stronę przyjaciela, który z
oburzenia aż otworzył usta. Zaraz jednak starszy chińczyk wyciągnął rękę, by
pokrzepiająco poklepać Tao po przedramieniu.
„Wiesz że
tego nie zrobię” – przekazał mu bez słów, poruszając jedynie ustami w przerysowany
sposób.
Tao jednak
miał taki mętlik w głowie, że niczego nie był już pewien. Był strasznie
rozżalony, ze w momencie gdy już zbliżał się do swojego duizhanga, gdy wydawało
mu się, ze może zdobywa Krisa troszeczkę bardziej na własność… pojawia się jego
dziecko, wywodzące się na dodatek z innego gatunku.
****
1. Nie polecam robić tego, co robił Kris. Możecie zarazić się robakami, które wejdą Wam do mózgu czy jelit czy coś.
2. Dzielcie się swoimi opiniami, kocham je <3
WYBACZ ALE YIXING I LUHAN NIE MOGĘ TO ZA WIELE! LULU ZDRADZA SEHUNA JA WIEDZIAŁAM, ŻE TO DZIWKA! XD OD RAZU! XD
OdpowiedzUsuńNO NIE, LUHAN ZDRADZA SEHUNA, JEST MI PRZYKRO :C ale jestem ciekawa co będzie dalej, jak zareaguje Sehun jak się dowie?!
OdpowiedzUsuńNie, sorry. Nadal nie wierzę czemu Luhan zdradza Sehuna XDDD
OdpowiedzUsuńodpowiedź oficjalna: bo chce cieszyć się życiem. odpowiedź nieoficjalna - wolę layhana... xD
UsuńMój bias z Luhanem, boże! Ale LayHan prawdziwsze od SuLay'a więc jestem skłonna przymknąć na to oko. Po za tym i tak słodko wyglądają, ale ryczę no bo Sehun ;A;
UsuńSulay to jest jakies nieporozumienie straszne, jak oni doszli do stworzenia czegoś podobnego? Ja rozumiem, że Hunhan, że bubble tea, że słodziacy razem, że oni w ogóle sztampowo, ale prawdziwy związek to jest Layhan... ;D no, ale co kto lubi, może kiedyś jeszcze kogoś przekonam do swojej racji xD
UsuńLAYHAN FOR LIFE WIEDZIAŁAM, ŻE TO ZROBISZ!!!!!!!!!!!!!!!! ALE ZACZNIJMY OD POCZĄTKU.
OdpowiedzUsuń1. Pojawienie się Siwona. Mój Boże Jedyny Collie...."Jedyny nie-gej tutaj".....Zaraz umrę od tych tekstów...OTL....
2. Luhan i ten obdartus...Antoni....Collie ta kiełbasa...WIDZĘ CO TU ZROBIŁAŚ. WSZYSTKO WIDZĘ................Jesteś pojebana afdssdfdss
3. LAYHAN!!!!!!!!!!!!!!!!!!11 Lay dostajesz swoje...hehe...hihi...
4. Ale jednak chcę zapłakać nad Sehunem XDDD
5. KRIS I JEGO DZIECKO NIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! MUSIAŁAM ODRZUCIĆ LAPTOPA W STOPY!!!!!!!!!!!!!!!!!! Kurwa mać, widziałam to oczyma wyobraźni swej. I can't za wiele.
Kocham cię, ok. Kocham.
też bym chciała napisać, że Cię kocham ale nie kocham za Layhana ;(
OdpowiedzUsuńLAYHAAAAAN OMG I CANT GDZIE TEN KLAUN Z MOIM SCHABEM NIE UBIORĘ KURTKI BO JESTEM DŁUGOPISEM SRAM.
OdpowiedzUsuńBoże, nie.... Krzysiek, jego smoczątko i świnka Tao... Ja nie wyczymię. Ja mam taki mindfuck, że dkwasofigdfksvofi.
O BOŻE, KOCHAM CIĘ ZA LAYHANA!!!!!!!!!!!!! Oni jedyni są prawdziwi, confirmed................ ASDFGHJASDFGHJKSDGDSFGFDGSHGFDH tak bardzo dzięki.
OdpowiedzUsuń