28 października 2012

Jaguar i inne chłopaki, cz.13

na koniec weekendu, bo zaniedbałam czwartek. ogólnie zaniedbuje tego fika i mimo ze mi szkoda, to nie wiem jak będzie :<
***


- Tao, twoje zachowanie bardzo mi się podoba – oznajmił mu Kris. Tao pochwycił tę pochwałę niczym pies smacznego chrupka.
- Dostaniesz prezent – Tao aż zadygotał z radości – Dobrze wiesz, że dobre zachowanie jest w naszej grupie nagradzane małym upominkiem. Co chciałbyś otrzymać, Zitao?
- Torbę Gucciego – odparł cicho Tao, spuszczając skromnie wzrok.
Kris nie dał nawet przez sekundę poznać po sobie, że wybór młodszego chłopaka trochę go zirytował. Planował kupić mu kinderjajko, ewentualnie dwa, ale zabrać mu przynajmniej jedną zabawkę; co za dużo to nie zdrowo. Jednak jego męska duma nie mogła teraz ucierpieć – nie mógł wycofać się ze swojej propozycji. Musiał zacisnąć pasa, może i podjadać wszystko wszystkim przez trzy miesiące – ale torbę mu kupi. Nie mógł być niesłowny no i z drugiej strony… Tao zasługiwał za cos ładnego. Kris cenił jego wierność i lojalność, chłopak nosił w swoim sercu o wiele więcej wartości niż jakikolwiek z jego przyjaciół, koreańskich czy chińskich.
- Dobrze, Tao. Zakupimy ci naprawdę ładną torbę z tej marki.
Tao zapiszczał z radości. Miał ochotę chwycić Krisa za rękę i pościskać ją mocno, dając upust swoim emocjom, jednak poskromił tą chęć. Niemal podskoczył, gdy poczuł rękę swojego duizhanga, która wciska się w jego dłoń. Myślał, że po prostu teraz zemdleje. To było niesamowite, to było spełnienie jego marzeń, snów, pragnień i Tao bał się spojrzeć w kierunku swojego lidera, och, jak dobrze, że nie musiał korzystać z tych okropnych rad Baekhyuna… Zacisnął palce kurczowo na dłoni starszego Chińczyka i wrzasnął, czując, że jest gorąca, rozpalona do granic możliwości. Odskoczył, krzycząc głośno, machając oparzoną ręką w powietrzu i obrócił się, chcąc zrozumieć, dlaczego skóra jego autorytetu robi mu krzywdę.
Upadł na chodnik, wytrzeszczając oczy, milknąc wpół krzyku. To, co go oparzyło, wcale nie było piękną, majestatyczną dłonią Wufana. Był to pysk małego, czerwonego smoka.
Jaszczur był wielkości wyrośniętego cocker spaniela. Jego łuski pokrywały całe ciało; były czerwone ze złoto-pomarańczowym połyskiem, wyglądały na bardzo ostre i twarde, lśniły w słońcu jak luksusowy, drogi pancerz. Smok stał na czterech solidnych łapach, każda z nich zakończona była złotymi pazurami, zagiętymi jak szpony. Długi ogon falował w powietrzu, tańczył, hipnotyzując blaskiem kolców zdobiących jego wierzch. Jego oczy były bardzo ciemne, niemal czarne, a wielka, rozszerzona źrenica tylko potęgowała to wrażenie. Smok mrugał ciekawie, patrząc na przerażonego Tao, który zorientował się, że stwór posiada skrzydła, dopiero wtedy, gdy je rozłożył i podleciał do niego, bezbronnego na chodniku. Gad wylądował mu na klatce piersiowej, rozrywając jego niewyjściową koszulkę i pochylił się nad twarzą maknae grupy chińskiej. Rozwarł szczęki, co poskutkowało wypowiedzeniem przez czarnowłosego krótkiej modlitwy; szereg długich zębów pobudził go do szybszego wyrzucania z siebie cichych słów.
Smok nie zatopił jednak kłów w jego ciele; po prostu zaczął z fanatyczną radością lizać go po policzku gorącym, rozwidlonym językiem. Potem otarł się swoim twardym, szorstkim, pokrytym łuskami pyskiem o jego szyje, zadrapując ją znacząco w kilku miejscach. Gad wrzasnął radośnie, gdy skończył to przywitanie i  wzbił się w powietrze, by wylądować na plecach Krisa.
MAMUSIA~ MAMUSIA HODUJE MI PRZEKĄĄĄĄSKĘĘĘ! - rozległo się w głowach obu członków exo, gdy smok otarł się pyskiem o policzek Krisa, również zostawiając na nim jasnoczerwone pręgi.
- Super plecak, koleś! – rzucił ktoś, przechodząc obok nich, patrząc przelotnie na młodego smoka – Nie do pomyślenia, ze technika tak poszła do przodu, co?
KIEDY ZJEMY PROSIACZKA, MAMUSIU? JEST TAKI SMAKOWITYYYY~
Kris z niedowierzaniem poklepał wiercącego się na jego ramionach gada po ogonie, którym ten objął jego pas.
- Nigdy nie patrzyłem na Zitao od tej strony – przyznał głośno, wyciągając rękę, by pomóc młodszemu Chińczykowi pozbierać się z chodnika. Mimo szoku, starał się nie tracić zimnej krwi, chociaż jego umysł domagał się odpowiedzi na jedno, bardzo ważne pytanie: jak udało się mu spłodzić smoka?
**
Suho siedział przygnębiony na łóżku. Skulił się na nim, będąc co najmniej bezradnym wobec wszystkiego, co działo się w jego najbliższym otoczeniu. Dlaczego właściwie został liderem posiadając tak mało cech wodza? Nie mógł się nazwać przywódcą, czy kimś, kto nadaje swoim podwładnym określony ton. Właściwie czy miał dobry kontakt z kimkolwiek z nich? Chyba nie. Chyba znów był coraz bardziej, rozpaczliwiej samotny. Wszyscy zdawali się być już na tyle ze sobą zżyci, by nie dopuścić do siebie jego jako przyjaciela, mentora, opiekuna… Dodatkowo przygniatała go straszna świadomość faktu, ze wokół dzieją się rzeczy totalnie niezrozumiałe, których nie można było wyjaśnić w żaden logiczny sposób. To on powinien zająć się tym wszystkim, przeprowadzić dochodzenie w tej sprawie i wyciągnąć wnioski, albo opracować plan działania. Nie czuł się jednak na siłach. Był bezradny wobec okrucieństwa, jakie go spotkało. Opuściła go wszelka energia. A gdyby tak… a gdyby tak zrobić to, o czym od dawna myślał…? Zamyślony spojrzał w okno. Jak… jak zrobić to tym razem?
- Wydajesz się smutny – Anioł Stróż Suho dotknął jego ramienia, pochylając się jednocześnie, by złożyć opiekuńczy, pełen czułości i tkliwości pocałunek na jego czole – I znudzony. Może zagramy w WISIELCA? – zapytał niby od niechcenia, podsuwając mu kartkę i długopis pod nos.
**
- Мне нужна ваша помощь – Baekhyun spojrzał Chanyeolowi prosto w oczy. Był zdeterminowany, w jego ciemnych oczach znów pojawił się ośli upór.
- Kochanie…
- Что?
Chanyeol zagryzł wargi. To było dziwne, Baekhyun mówił jakimś niezrozumiałym językiem, a mimo wszystko nadal rozumiał koreański. Nie chciał być oskarżony o nie kochanie go na tyle mocno, by móc rozszyfrować te dziwne zlepki słów;  w końcu, w obliczu miłości język nie mógł być barierą. Baek na pewno miał swoje zdanie na ten temat i raper nie chciał mu podpadać – to mogłoby się skończyć takim łóżkowym maratonem, którego nie przetrwałby bez niebieskich tabletek ich kochanego Pana Menedżera. A nie chciał dzisiaj brać więcej niż już zdążył zażyć w swoim koktajlu; był przecież rozsądnym chłopcem.
- Cokolwiek sobie życzysz, kochanie.
- Хороший мальчик – Baekhyun uśmiechnął się, pochylając nad szafką - у меня есть план. Я должен это сделать. Это моя мечта.
Chanyeol pokiwał głową, nic z tego nie rozumiejąc. Był jednak gotowy zrobić cokolwiek, czego chciał jego chłopak. Jego stan nie był dobry i Yeol podejrzewał, że sprzeczanie się, czy okazywanie złej woli mogło się źle na nim odbić. Gdy miłośnik eyelinera wyjął ze swojej szuflady karbownicę raper nawet nie okazał zdziwienia, jedynie uśmiechnął się promiennie i pokiwał głowa. Tak jak przypuszczał – twarz Baekhyna wygładziła się znacząco.
- Eдинорог – chłopak wydawał się niezdrowo podniecony - Я не верю.
**

3 komentarze:

  1. zawsze wiedziałam, że jesteś genialna ale teraz to już przegięłaś T_T biedny Suho, niech ktoś mu pomoże T_T

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezusie babo, pisz to, bo nie zdzierżam życia i kocham ruskiego Bejkona! I chcę wiedzieć gdzie Kris macza kutasa, że mu się smok urodził. xD

    OdpowiedzUsuń
  3. DOJEBAŁAŚ Z TYM SMOKIEM KURWA..................WTF..........................JAK TO.....................................................

    Suho, nie rób tego....ande...Ps. BEKON I RUSKI SKAMLE Z TŁUMACZEM GOOGLE, NIENAWIDZĘ CIĘ OK?

    PS. Kocham cię.

    OdpowiedzUsuń