13 września 2012

Jaguar i inne chłopaki, cz.6


**
- Coś się stało? -  ciepła, delikatna dłoń musnęła ramię głównego tancerza chińskiej grupy EXO.
Lay odskoczył od Luhana. Nadal nie mógł się przyzwyczaić do kontaktu z ciałem osób, których nie można było określić mianem dziewicy. Nie, Lay nie gardził takimi ludźmi. Po prostu czasami trudno było pogodzić obie jego natury; jedną wzniosłą, czystą, dążąca do perfekcji i tę, która uważała Luhana za całkiem niezłego kociaka. I tak dobrze, że teraz już czuł tylko dyskomfort związany z temperaturą; jeszcze trzy tygodnie temu dostawał poparzeń.
Będzie musiał nad tym popracować. Przyzwyczajać się do obecności tych, którzy już zdołali się z kimś przespać.  Nie chciał przez całe swoje życie obracać się jedynie w kręgu nastolatków albo nieszczęśliwych ludzi.
Niemniej jednak wstydził się za swoje reakcje. Niekoniecznie chciał wiedzieć o Luhanie, że kwestia jego czystości jest problematyczna.  Nie tylko przez to, co zrobił, ale też jaką był osobą.
- Skądże… po prostu żal mi Tao.
Luhan pokiwał głową. Był także głęboko współczująca istotą i nigdy nie podejrzewał ludzi o złe intencje (no, może siebie, gdy odczuwał te okropne potrzeby), niemniej jednak Lay był blady. I zmartwiony, ale tez dziwnie podniecony, podekscytowany.
- Wszystko będzie z nim ok., to tylko zwykła grypa.
Lay zgodził się z nim, wzdychając cicho. Tak, oczywiście, to było zwykłe przeziębienie, jednak on wiedział swoje. Wiedział, że skoro teraz mają tak wiele, to kiedyś nie było im tak cudownie. Sam pamiętał swoje poprzednie życia, no, przynajmniej kilka z nich.
W ostatnim był pięknym koniem przytwierdzonym do karuzeli. Jego martwe, namalowane oczy widziały z reguły świat rozmazany; niewielki wycinek rzeczywistości zaklęty w wirujące barwy. Jego kopyta, zastygłe w wymyślnej pozie drętwiały przez całe lata, a ufryzowana grzywa ciążyła nienaturalnie. Jedyną pociechą były małe, dziecięce rączki, które obejmowały jego smukła, białą szyję i śmiały się, gdy udawały, że galopują na nim, wolne i niezależne.
Tak wyglądały jego najlepsze lata. Z czasem jego śnieżny grzbiet obdrapał się, grzywa lśniąca tęczowymi barwami zbladła, a jedna z nóg odłamała się. I żadne dzieci nie chciały już, by poniósł je w świat marzeń.
Zezłomowali go. Był to moment ulgi… ale wielkiego strachu, gdy słyszał pracujące maszyny. Niepotrzebny, zapomniany, wśród innych koni, które cierpiały z powodu poobrywanych uszu, zatartych tęczówek.
Rozumiał lęk Tao. Jego strach, którym pachniał cały pokój.
- CZY JA MAM WAS PROSIĆ, ZEBYŚCIE ZESZLI MI Z DROGI?! TRZEBA WAS O TO BŁAGAĆ NA KOLANACH?!
-Oczywiście nie, Chen, przepraszamy.
**
- Tao.
Tao niemal dostał zawału, gdy zobaczył nad sobą twarz lidera grupy chińskiej. Serce zatrzepotało mu w piersi i miał wrażenie, ze gorączka, którą jego organizm zwalczył z pomocą leków bez recepty wraca z całą mocą, potężną falą uderzeniową, a jej centrum zbiera się na jego twarzy.
- Tak, chłopczyku? – odparł bez tchu, unosząc się wyżej na poduszkach, jeszcze odrobinę skracając dystans między nimi. Ta bliskość, to ciepło... miał ochotę westchnąć i wchłonąć w nozdrza jego zapach; zamiast tego smarknął głośno, kompletnie zapomniawszy, że ma okropny katar.
Kris skrzywił się, posyłając mu spojrzenie pełne nagany. „Chłopczyku” i smarki w jednej sekundzie odkryły w nim całkiem nowe pokłady dezaprobaty.
- Zitao, jako lider i jako twój starszy kolega nie będę tolerować takiego zachowania… - skarcił go łagodnie, ale dobitnie, z satysfakcją obserwując jak wymęczona twarz Tao tężeje ze stresu – Ale rozumiem, że jesteś chory – pogłaskał jego policzek w kojącej pieszczocie, chcąc załagodzić poprzednią surowość – Musiały ci się śnić straszne rzeczy, prawda?
Tao pokiwał głową, czując, ze skóra na jego policzku zaraz się zwęgli. Cały się zwęgli. Był tylko marnym prosiakiem, a teraz otrzymał taką formę, równą formie Krisa… Był człowiekiem i to było fenomenalne. Miał nogi, zręczne palce, jego myśli były płynne i nie składały się z samych wrażeń zmysłowych. Kris, kiedyś nieosiągalny ze względu na różnice gatunkowe, ale jednak tak bliski, teraz był w jakimś sensie dostępny o wiele bardziej. Tao był jak on. Mógł okazać mu tyle samo uczuć, w sposób jaki on na pewno zrozumie.
- Tak – i Tao pod wpływem podobnych myśli wyciągnął ramiona, objął mocno lidera i przycisnął swoje udręczone, spocone ciało do jego nieskazitelnie białej koszulki. Wtulił nos w zagłębienie między szyją a barkiem chłopaka i odetchnął przez usta. Przez głowę, niczym barwne wstęgi, przelatywały mu wspomnienia z poprzedniego życia, szybkie, ulotne, sprawiając, że maknae czuł się jeszcze bardziej zmieszany.
- Duizhang… Ja… nie mogę wyrazić słowami, jaki jestem wdzięczny, ze zawsze sprawujesz nade mną opiekę… - odsunął się od niego, a w oczach zalśniły mu prawdziwe łzy, nie gorączki, nie zmęczenia, ale najprawdziwszego wzruszenia i szczęścia, że mógł go odnaleźć. Że może przy nim być i pamiętając o przeszłości może uczynić jego życie pięknym. Chciał uczynić jego życie pięknym… Za to, że pochylił się kiedyś nad niezgrabnym, chudym prosiakiem.
Kris chrząknął cicho, zmieszany. Stracił całą swoją pewność siebie po tym intymnym wyznaniu chłopaka. To, że przed kamerami Zitao mógł mówić takie rzeczy nie było w ani jednym procencie tak poruszające jak to spotkanie przy zapoconych kocach.
- Mój dobry Tao – pogłaskał go po czarnych włosach i wbił wzrok w pościel – Przecież nie zrobię ci przykrości tylko dlatego, że trochę osłabłeś, prawda?
Młodszy chłopak otarł swoje łzy wierzchem dłoni, kiwając głową. Zerknął nieśmiało na nagle poruszonego Krisa i wyciągnął rękę, by unieść jego podbródek. Nie chciał, by Kris kiedykolwiek czuł się przy nim niezręcznie. To on powinien tak się czuć. To on ma względem niego dług do spłacenia.
Jednak tę słodką scenę przerwał telefon. To Baekhyun dzwonił do lidera grupy chińskiej.
Kris sięgnął do kieszeni i chwycił komórkę, odwracając się do chorego bokiem. W następnym momencie skrzywił się, gdy usłyszał przyjaciela.
- Do kurwy nędzy, chyba tylko ty jesteś na tyle rozgarnięty, żeby ogarnąć cały ten burdel, nie? Skoro ostatni raz po pijaku nazwałeś nas wszystkich swoimi osobistymi sukami to teraz weź za to odpowiedzialność i wypierdol tajemniczego Anioła Stróża Suho aż pod niebiosa, bo mamy z nim upierdliwy problem.

**
- Nie musiałeś mówić mu, ze jestem impotentem – powiedział cicho Chanyeol, gdy Baekhyun zakończył połączenie.  Mówił jednak bez przekonania gdyż zdawało mu się, że Kris po tej rozmowie ma niewielkie szanse na zapamiętanie akurat tego faktu. Był znacznie mniej kontrowersyjny i ciekawy od całej reszty wypowiedzi Baeka, która była krótka i treściwa, aczkolwiek naszpikowana interesującymi wiadomościami.
Poza tym jego słodki Hyunnie trzymał w ramionach trzęsącego się Sehuna, który szlochał cichutko, próbując znaleźć ukojenie na kolanach przyjaciela. Ten głaskał go swoimi szczupłymi  rękoma po plecach.
- A co, boisz się, że Lay zastosuje ostry healing i położy ci kopyta na fujarze, by cię uleczyć? Kurwa, niedoczekanie twoje, nie widzisz, ze mamy jakby większy problem?  - wskazał wzrokiem na najmłodszego członka exo, któremu najwyraźniej puściły nerwy. Przybiegł tu zaledwie pół godziny temu i opowiedział o wszystkim, co mu się wydarzyło, a kolana i ręce trzęsły mu się tak, ze w końcu Baek przygarnął go do siebie, co totalnie rozkleiło przestraszonego chłopaka.
- Próbowałem thiiiiięęęę z nim zaprzyjaźniiiithhhhh! Hociaż go nie widaaaaaath! Podtheeeedłeeeeem do powietrzaaaaa i zapytałem jak thiiiięęęę maaaa!
- Mądre, kurwa – wtrącił Baekhyun, zastanawiając się, czy to jakiś numer SM’u, czy jakaś katastrofa platformy wiertniczej nie zmieniła ich jedzenia w halucynogenne gówno.
Był chyba najbardziej twardo stąpającym po ziemi członkiem w  całym exo, a tu okazuje się, ze wszyscy zaczynają wydziwiać niestworzone historie, bo pewnie wewnętrznie uważają grafik za zbyt zapchany, więc  trzeba zniweczyć ich boski porządek. Wysoce irytujące.
- Zaczął robithhhhhhh mi krzywdęęęęę! – zaszlochał Sehun, odnajdując nowa pasję w swoim cierpieniu – Dothałem thurczów w całym cieeeeleee! A Thuho zemdlał! A potem… potem powietrze powiedziało „thpierdalaj”…
Słysząc o skurczach, Baekhyun zerknął na Chanyeola, który nagle jakby wstąpił się w siebie i próbował stać się nienaprzykrzającym elementem dekoracji pokoju.
Najbardziej przytomną rzeczą wydawał się być telefon do Krisa. Jeden fanatyk fallen angels wprowadził niemal cały band w histerię, a na wywiadach piał, ze jest guardianem. Drugi, happy virus, który nagle klapnie, przestraszony wizytą NIEWYTŁUMACZALNEGO i dziecko podatne na sugestię.
To nie na moje, kurwa, siły, pomyślał Baekhyun, kręcąc z niedowierzaniem głową.
**
Tao obserwował z lękiem twarz swojego lidera. Teraz gościł na niej wyraz niedowierzania, zmarszczone brwi sygnalizowały, że chłopak intensywnie myślał i trawił informacje. Telefon spoczywał w jego dłoni ściskany tak mocno, że młodszemu chłopakowi zdawało się, że obudowa zaraz zafaluje gwałtownie pod naporem szczupłych palców, a odłamki prysną w każdy kąt pokoju. Jego duizhang był taki silny.
Maknae po raz kolejny dzisiejszego dnia odczuł zaniepokojenie. Jeszcze przed chwilą, totalnie szczęśliwy z powodu odkrycia, że jego życie zyskało sens wpatrywał się w przyjaciela, podziwiając jego profil. Życzył sobie, by mógł uczynić go człowiekiem spełnionym, by mógł wnieść w jego życie odrobinę siebie, wraz z najpiękniejszymi wartościami. Cisza, jaka zagościła w tych czterech ścianach, gdy Kris uważnie słuchał, co tez Baekhyun ma mu do opowiedzenia pozwalała myślom Tao podryfować stanowczo za daleko. Chciał rozpocząć wnoszenie radości w życie duizhanga natychmiast, teraz, już. Pośpiech, tak obcy i nienaturalny u młodego mistrza walki podsuwał mu wręcz poronione pomysły.
Pierwszym była na przykład litania. Tao już w myślach oprawił swoją własną, osobistą książeczkę, świadectwo oddania i uwielbienia, w kunsztowny, biały jedwab, już wyszył na okładce złota nicią „O tym, kto najwspanialszy”, już zapisał z piętnaście kruchych, pergaminowych stron sentencjami typu „Cudowny Krisie o wspaniałym ekierkowym kącie załamania szczęki”, „O Krisowa linio brwi niczym łuk triumfalny będący dowodem twego intelektu”, „Podziwiam twój angielski, duizhang”.
Jednak im dłużej wpatrywał się z uwagą w profil zasłuchanego przyjaciela ta opcja stworzenia idealnego, wartościowego podarku wydała się niewystarczająca. Kris przecież doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jaki jest świetny i nie potrzebuje modlitewników poświęconych własnej osobie.
Może powinien oddać mu się na usługi. Związać się honorową przysięgą krwi. Naciąć wnętrze swojej reki, naciąć dłoń Wufana w tym samym miejscu, złączyć ich dłonie i przysiąc mu na własne życie, że już nigdy nie go nie opuści, że za całe dobro, którego Tao doświadczył, ten oddaje się do jego dyspozycji…
Nie. To było znów zbyt pompatyczne, poza tym Zitao chyba nie byłby w stanie naciąć skóry swojego dobroczyńcy.
Gdy połączenie zostało zakończone, czarnowłosy chłopak przestał planować. Być może brak genialnego, olśniewającego pomysłu był jeszcze efektem choroby. Może zdoła coś wycisnąć ze swoich licznych zwojów mózgowych później. Albo zapyta Luhana, jak wyraża się podziw i oddanie w sposób subtelny i wykwintny. On wydawał się być odpowiedni, zawsze kulturalny, umiejący adekwatnie do danej sytuacji się zachować, a poza tym osoba obdarzona takim charakterem na pewno mu doradzi.
- Wygląda na to, Tao, że twoja choroba jest teraz najmniejszym zmartwieniem – lider odwrócił się ku niemu, ręka przecięła powietrze, gdy chłopak sięgnął, by pogłaskać czarne włosy. Kris zdał sobie sprawę, że może spuścić z tonu, gorączkowe majaczenie ich małej pandy było niczym w porównaniu z tym, co musiało dziać się u koreańskiej grupy.
- Odpocznij – Tao drgnął, widząc ten ciepły, lekko zdezorientowany uśmiech; Kris rzadko kiedy sprawiał wrażenie człowieka skonfundowanego, więc ten wyraz twarzy zaniepokoił maknae – Ja… ja muszę to wszystko przemyśleć.
- We wszystkim ci pomogę, duizhang. We wszystkim. 
Gorące zapewnienie Tao jeszcze długo zdawało się odbijać echem w pokoju, nawet po wyjściu Wufana.
**

11 komentarzy:

  1. Powtórzę milionowy raz, ale Bacon najlepszość! XD Tej końcówki nie czytałam, więc teraz z niecierpliwością czekam na następne części! OMG CO BĘDZIE Z POJEBNIĘTYM SUHO?! djhusadfvj CZEKAM.

    OdpowiedzUsuń
  2. WoW... z każdym rozdziałem ja się zastanawiam na jakich prochach jesteś ^^
    O lool xD takiego opowiadania to ja nigdy nie czytałam. nie mogę opanować śmiechu.
    boskie *_* ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. czemu Sehun mówi tak niewyraźnie?! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co Thy, wydaje ci thie... Thehun mówi normalnie.
      A tak serio, to on troszeczkę sepleni w rzeczywistości ^^

      Usuń
  4. kiedy nowy odcinek? T_T

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest fenomenalne.

    "Do kurwy nędzy, chyba tylko ty jesteś na tyle rozgarnięty, żeby ogarnąć cały ten burdel, nie? Skoro ostatni raz po pijaku nazwałeś nas wszystkich swoimi osobistymi sukami to teraz weź za to odpowiedzialność i wypierdol tajemniczego Anioła Stróża Suho aż pod niebiosa, bo mamy z nim upierdliwy problem."

    Leżę i kwiczę. Ta szczerość mnie dobiła xDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  6. nie żebym Cię poganiała czy coś .. XDD ale kiedy nowa notka?^^

    OdpowiedzUsuń
  7. ostry healing Leszka... wcieram się w dywan XDDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  8. A potem… potem powietrze powiedziało „thpierdalaj”…


    TO MNIE ZABIŁO XDDD
    świetne <3

    OdpowiedzUsuń