**
- Coś się
stało? - ciepła, delikatna dłoń musnęła
ramię głównego tancerza chińskiej grupy EXO.
Lay odskoczył
od Luhana. Nadal nie mógł się przyzwyczaić do kontaktu z ciałem osób, których
nie można było określić mianem dziewicy. Nie, Lay nie gardził takimi ludźmi. Po
prostu czasami trudno było pogodzić obie jego natury; jedną wzniosłą, czystą,
dążąca do perfekcji i tę, która uważała Luhana za całkiem niezłego kociaka. I
tak dobrze, że teraz już czuł tylko dyskomfort związany z temperaturą; jeszcze
trzy tygodnie temu dostawał poparzeń.
Będzie musiał
nad tym popracować. Przyzwyczajać się do obecności tych, którzy już zdołali się
z kimś przespać. Nie chciał przez całe
swoje życie obracać się jedynie w kręgu nastolatków albo nieszczęśliwych ludzi.
Niemniej
jednak wstydził się za swoje reakcje. Niekoniecznie chciał wiedzieć o Luhanie,
że kwestia jego czystości jest problematyczna.
Nie tylko przez to, co zrobił, ale też jaką był osobą.
- Skądże… po
prostu żal mi Tao.
Luhan pokiwał
głową. Był także głęboko współczująca istotą i nigdy nie podejrzewał ludzi o
złe intencje (no, może siebie, gdy odczuwał te okropne potrzeby), niemniej
jednak Lay był blady. I zmartwiony, ale tez dziwnie podniecony, podekscytowany.
- Wszystko
będzie z nim ok., to tylko zwykła grypa.
Lay zgodził
się z nim, wzdychając cicho. Tak, oczywiście, to było zwykłe przeziębienie,
jednak on wiedział swoje. Wiedział, że skoro teraz mają tak wiele, to kiedyś
nie było im tak cudownie. Sam pamiętał swoje poprzednie życia, no, przynajmniej
kilka z nich.
W ostatnim
był pięknym koniem przytwierdzonym do karuzeli. Jego martwe, namalowane oczy
widziały z reguły świat rozmazany; niewielki wycinek rzeczywistości zaklęty w
wirujące barwy. Jego kopyta, zastygłe w wymyślnej pozie drętwiały przez całe
lata, a ufryzowana grzywa ciążyła nienaturalnie. Jedyną pociechą były małe,
dziecięce rączki, które obejmowały jego smukła, białą szyję i śmiały się, gdy
udawały, że galopują na nim, wolne i niezależne.
Tak wyglądały
jego najlepsze lata. Z czasem jego śnieżny grzbiet obdrapał się, grzywa lśniąca
tęczowymi barwami zbladła, a jedna z nóg odłamała się. I żadne dzieci nie
chciały już, by poniósł je w świat marzeń.
Zezłomowali
go. Był to moment ulgi… ale wielkiego strachu, gdy słyszał pracujące maszyny.
Niepotrzebny, zapomniany, wśród innych koni, które cierpiały z powodu
poobrywanych uszu, zatartych tęczówek.
Rozumiał lęk
Tao. Jego strach, którym pachniał cały pokój.
- CZY JA MAM
WAS PROSIĆ, ZEBYŚCIE ZESZLI MI Z DROGI?! TRZEBA WAS O TO BŁAGAĆ NA KOLANACH?!
-Oczywiście
nie, Chen, przepraszamy.
**
- Tao.
Tao niemal
dostał zawału, gdy zobaczył nad sobą twarz lidera grupy chińskiej. Serce
zatrzepotało mu w piersi i miał wrażenie, ze gorączka, którą jego organizm
zwalczył z pomocą leków bez recepty wraca z całą mocą, potężną falą
uderzeniową, a jej centrum zbiera się na jego twarzy.
- Tak,
chłopczyku? – odparł bez tchu, unosząc się wyżej na poduszkach, jeszcze
odrobinę skracając dystans między nimi. Ta bliskość, to ciepło... miał ochotę
westchnąć i wchłonąć w nozdrza jego zapach; zamiast tego smarknął głośno,
kompletnie zapomniawszy, że ma okropny katar.
Kris skrzywił
się, posyłając mu spojrzenie pełne nagany. „Chłopczyku” i smarki w jednej
sekundzie odkryły w nim całkiem nowe pokłady dezaprobaty.
- Zitao, jako
lider i jako twój starszy kolega nie będę tolerować takiego zachowania… -
skarcił go łagodnie, ale dobitnie, z satysfakcją obserwując jak wymęczona twarz
Tao tężeje ze stresu – Ale rozumiem, że jesteś chory – pogłaskał jego policzek
w kojącej pieszczocie, chcąc załagodzić poprzednią surowość – Musiały ci się
śnić straszne rzeczy, prawda?
Tao pokiwał
głową, czując, ze skóra na jego policzku zaraz się zwęgli. Cały się zwęgli. Był
tylko marnym prosiakiem, a teraz otrzymał taką formę, równą formie Krisa… Był
człowiekiem i to było fenomenalne. Miał nogi, zręczne palce, jego myśli były
płynne i nie składały się z samych wrażeń zmysłowych. Kris, kiedyś nieosiągalny
ze względu na różnice gatunkowe, ale jednak tak bliski, teraz był w jakimś
sensie dostępny o wiele bardziej. Tao był jak on. Mógł okazać mu tyle samo
uczuć, w sposób jaki on na pewno zrozumie.
- Tak – i Tao
pod wpływem podobnych myśli wyciągnął ramiona, objął mocno lidera i przycisnął
swoje udręczone, spocone ciało do jego nieskazitelnie białej koszulki. Wtulił
nos w zagłębienie między szyją a barkiem chłopaka i odetchnął przez usta. Przez
głowę, niczym barwne wstęgi, przelatywały mu wspomnienia z poprzedniego życia,
szybkie, ulotne, sprawiając, że maknae czuł się jeszcze bardziej zmieszany.
- Duizhang…
Ja… nie mogę wyrazić słowami, jaki jestem wdzięczny, ze zawsze sprawujesz nade
mną opiekę… - odsunął się od niego, a w oczach zalśniły mu prawdziwe łzy, nie
gorączki, nie zmęczenia, ale najprawdziwszego wzruszenia i szczęścia, że mógł
go odnaleźć. Że może przy nim być i pamiętając o przeszłości może uczynić jego
życie pięknym. Chciał uczynić jego życie pięknym… Za to, że pochylił się kiedyś
nad niezgrabnym, chudym prosiakiem.
Kris
chrząknął cicho, zmieszany. Stracił całą swoją pewność siebie po tym intymnym
wyznaniu chłopaka. To, że przed kamerami Zitao mógł mówić takie rzeczy nie było
w ani jednym procencie tak poruszające jak to spotkanie przy zapoconych kocach.
- Mój dobry
Tao – pogłaskał go po czarnych włosach i wbił wzrok w pościel – Przecież nie
zrobię ci przykrości tylko dlatego, że trochę osłabłeś, prawda?
Młodszy
chłopak otarł swoje łzy wierzchem dłoni, kiwając głową. Zerknął nieśmiało na
nagle poruszonego Krisa i wyciągnął rękę, by unieść jego podbródek. Nie chciał,
by Kris kiedykolwiek czuł się przy nim niezręcznie. To on powinien tak się
czuć. To on ma względem niego dług do spłacenia.
Jednak tę
słodką scenę przerwał telefon. To Baekhyun dzwonił do lidera grupy chińskiej.
Kris sięgnął
do kieszeni i chwycił komórkę, odwracając się do chorego bokiem. W następnym
momencie skrzywił się, gdy usłyszał przyjaciela.
- Do kurwy
nędzy, chyba tylko ty jesteś na tyle rozgarnięty, żeby ogarnąć cały ten burdel,
nie? Skoro ostatni raz po pijaku nazwałeś nas wszystkich swoimi osobistymi
sukami to teraz weź za to odpowiedzialność i wypierdol tajemniczego Anioła
Stróża Suho aż pod niebiosa, bo mamy z nim upierdliwy problem.
**
- Nie
musiałeś mówić mu, ze jestem impotentem – powiedział cicho Chanyeol, gdy
Baekhyun zakończył połączenie. Mówił
jednak bez przekonania gdyż zdawało mu się, że Kris po tej rozmowie ma
niewielkie szanse na zapamiętanie akurat tego faktu. Był znacznie mniej
kontrowersyjny i ciekawy od całej reszty wypowiedzi Baeka, która była krótka i
treściwa, aczkolwiek naszpikowana interesującymi wiadomościami.
Poza tym jego
słodki Hyunnie trzymał w ramionach trzęsącego się Sehuna, który szlochał
cichutko, próbując znaleźć ukojenie na kolanach przyjaciela. Ten głaskał go
swoimi szczupłymi rękoma po plecach.
- A co, boisz
się, że Lay zastosuje ostry healing i położy ci kopyta na fujarze, by cię
uleczyć? Kurwa, niedoczekanie twoje, nie widzisz, ze mamy jakby większy
problem? - wskazał wzrokiem na
najmłodszego członka exo, któremu najwyraźniej puściły nerwy. Przybiegł tu
zaledwie pół godziny temu i opowiedział o wszystkim, co mu się wydarzyło, a
kolana i ręce trzęsły mu się tak, ze w końcu Baek przygarnął go do siebie, co
totalnie rozkleiło przestraszonego chłopaka.
- Próbowałem
thiiiiięęęę z nim zaprzyjaźniiiithhhhh! Hociaż go nie widaaaaaath!
Podtheeeedłeeeeem do powietrzaaaaa i zapytałem jak thiiiięęęę maaaa!
- Mądre,
kurwa – wtrącił Baekhyun, zastanawiając się, czy to jakiś numer SM’u, czy jakaś
katastrofa platformy wiertniczej nie zmieniła ich jedzenia w halucynogenne
gówno.
Był chyba
najbardziej twardo stąpającym po ziemi członkiem w całym exo, a tu okazuje się, ze wszyscy
zaczynają wydziwiać niestworzone historie, bo pewnie wewnętrznie uważają grafik
za zbyt zapchany, więc trzeba zniweczyć
ich boski porządek. Wysoce irytujące.
- Zaczął
robithhhhhhh mi krzywdęęęęę! – zaszlochał Sehun, odnajdując nowa pasję w swoim
cierpieniu – Dothałem thurczów w całym cieeeeleee! A Thuho zemdlał! A potem…
potem powietrze powiedziało „thpierdalaj”…
Słysząc o
skurczach, Baekhyun zerknął na Chanyeola, który nagle jakby wstąpił się w
siebie i próbował stać się nienaprzykrzającym elementem dekoracji pokoju.
Najbardziej
przytomną rzeczą wydawał się być telefon do Krisa. Jeden fanatyk fallen angels
wprowadził niemal cały band w histerię, a na wywiadach piał, ze jest
guardianem. Drugi, happy virus, który nagle klapnie, przestraszony wizytą
NIEWYTŁUMACZALNEGO i dziecko podatne na sugestię.
To nie na
moje, kurwa, siły, pomyślał Baekhyun, kręcąc z niedowierzaniem głową.
**
Tao
obserwował z lękiem twarz swojego lidera. Teraz gościł na niej wyraz
niedowierzania, zmarszczone brwi sygnalizowały, że chłopak intensywnie myślał i
trawił informacje. Telefon spoczywał w jego dłoni ściskany tak mocno, że
młodszemu chłopakowi zdawało się, że obudowa zaraz zafaluje gwałtownie pod
naporem szczupłych palców, a odłamki prysną w każdy kąt pokoju. Jego duizhang
był taki silny.
Maknae po raz
kolejny dzisiejszego dnia odczuł zaniepokojenie. Jeszcze przed chwilą, totalnie
szczęśliwy z powodu odkrycia, że jego życie zyskało sens wpatrywał się w
przyjaciela, podziwiając jego profil. Życzył sobie, by mógł uczynić go człowiekiem
spełnionym, by mógł wnieść w jego życie odrobinę siebie, wraz z
najpiękniejszymi wartościami. Cisza, jaka zagościła w tych czterech ścianach,
gdy Kris uważnie słuchał, co tez Baekhyun ma mu do opowiedzenia pozwalała
myślom Tao podryfować stanowczo za daleko. Chciał rozpocząć wnoszenie radości w
życie duizhanga natychmiast, teraz, już. Pośpiech, tak obcy i nienaturalny u
młodego mistrza walki podsuwał mu wręcz poronione pomysły.
Pierwszym
była na przykład litania. Tao już w myślach oprawił swoją własną, osobistą
książeczkę, świadectwo oddania i uwielbienia, w kunsztowny, biały jedwab, już
wyszył na okładce złota nicią „O tym, kto najwspanialszy”, już zapisał z
piętnaście kruchych, pergaminowych stron sentencjami typu „Cudowny Krisie o
wspaniałym ekierkowym kącie załamania szczęki”, „O Krisowa linio brwi niczym
łuk triumfalny będący dowodem twego intelektu”, „Podziwiam twój angielski,
duizhang”.
Jednak im
dłużej wpatrywał się z uwagą w profil zasłuchanego przyjaciela ta opcja
stworzenia idealnego, wartościowego podarku wydała się niewystarczająca. Kris
przecież doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jaki jest świetny i nie
potrzebuje modlitewników poświęconych własnej osobie.
Może powinien
oddać mu się na usługi. Związać się honorową przysięgą krwi. Naciąć wnętrze
swojej reki, naciąć dłoń Wufana w tym samym miejscu, złączyć ich dłonie i przysiąc
mu na własne życie, że już nigdy nie go nie opuści, że za całe dobro, którego
Tao doświadczył, ten oddaje się do jego dyspozycji…
Nie. To było
znów zbyt pompatyczne, poza tym Zitao chyba nie byłby w stanie naciąć skóry
swojego dobroczyńcy.
Gdy
połączenie zostało zakończone, czarnowłosy chłopak przestał planować. Być może
brak genialnego, olśniewającego pomysłu był jeszcze efektem choroby. Może zdoła
coś wycisnąć ze swoich licznych zwojów mózgowych później. Albo zapyta Luhana,
jak wyraża się podziw i oddanie w sposób subtelny i wykwintny. On wydawał się
być odpowiedni, zawsze kulturalny, umiejący adekwatnie do danej sytuacji się
zachować, a poza tym osoba obdarzona takim charakterem na pewno mu doradzi.
- Wygląda na
to, Tao, że twoja choroba jest teraz najmniejszym zmartwieniem – lider odwrócił
się ku niemu, ręka przecięła powietrze, gdy chłopak sięgnął, by pogłaskać
czarne włosy. Kris zdał sobie sprawę, że może spuścić z tonu, gorączkowe
majaczenie ich małej pandy było niczym w porównaniu z tym, co musiało dziać się
u koreańskiej grupy.
- Odpocznij –
Tao drgnął, widząc ten ciepły, lekko zdezorientowany uśmiech; Kris rzadko kiedy
sprawiał wrażenie człowieka skonfundowanego, więc ten wyraz twarzy zaniepokoił
maknae – Ja… ja muszę to wszystko przemyśleć.
- We
wszystkim ci pomogę, duizhang. We wszystkim.
Gorące
zapewnienie Tao jeszcze długo zdawało się odbijać echem w pokoju, nawet po
wyjściu Wufana.
**
Powtórzę milionowy raz, ale Bacon najlepszość! XD Tej końcówki nie czytałam, więc teraz z niecierpliwością czekam na następne części! OMG CO BĘDZIE Z POJEBNIĘTYM SUHO?! djhusadfvj CZEKAM.
OdpowiedzUsuńWoW... z każdym rozdziałem ja się zastanawiam na jakich prochach jesteś ^^
OdpowiedzUsuńO lool xD takiego opowiadania to ja nigdy nie czytałam. nie mogę opanować śmiechu.
boskie *_* ;)
czemu Sehun mówi tak niewyraźnie?! xD
OdpowiedzUsuńNo co Thy, wydaje ci thie... Thehun mówi normalnie.
UsuńA tak serio, to on troszeczkę sepleni w rzeczywistości ^^
kiedy nowy odcinek? T_T
OdpowiedzUsuńCierpliwości ^^
UsuńTo jest fenomenalne.
OdpowiedzUsuń"Do kurwy nędzy, chyba tylko ty jesteś na tyle rozgarnięty, żeby ogarnąć cały ten burdel, nie? Skoro ostatni raz po pijaku nazwałeś nas wszystkich swoimi osobistymi sukami to teraz weź za to odpowiedzialność i wypierdol tajemniczego Anioła Stróża Suho aż pod niebiosa, bo mamy z nim upierdliwy problem."
Leżę i kwiczę. Ta szczerość mnie dobiła xDDDDD
nie żebym Cię poganiała czy coś .. XDD ale kiedy nowa notka?^^
OdpowiedzUsuńBaekhyun
OdpowiedzUsuńostry healing Leszka... wcieram się w dywan XDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńA potem… potem powietrze powiedziało „thpierdalaj”…
OdpowiedzUsuńTO MNIE ZABIŁO XDDD
świetne <3