30 sierpnia 2012

Jaguar i inne chłopaki, cz.3

Zanim zamieszczę trzecią część tego fika, chciałam wyrazić swoją wdzięczność za Wasze komentarze, dziewczyny <3 Jesteście naprawdę świetne, że komentujecie tego fika i wyrażacie swoje opinie na temat bohaterów, to naprawdę super, gdy widzi się nowe opinie, serducho rośnie i to jak! Naprawdę się cieszę, wysyłam Wam swoją milość, trzymajcie ją mocno ;D
No, a żeby się nie rozpisać z tego wzruszenia to wklejam kolejny part ^^

Enjoy.

***

**
- Sehunnie?
- Luhan! Coth thię thało? Thłuhaj, Thuho hyba zgłupiał…
- Tao się pochorował. I to poważnie.
- Uwierz mi, że hyba nie tak bardzo jak Thuho…
- No nie wiem, dostał gorączki… - Luhan zajrzał znów do pokoju lidera, gdzie ten pielęgnował ich zmorzonego gorączką maknae. Poczuł się tak, jakby oglądał film dla dorosłych, mając za swoimi plecami grupę przedszkolaków. Niezręcznie – Całuje Krisa po rękach – chłopak był specjalistą w opisywaniu prawdy w delikatny, estetyczny sposób. W końcu trzoda chlewna nie ma za bardzo jak trenować pocałunków, więc lizanie przez przedstawiciela takiej trzody można od biedy nazwać całowaniem.
- Luhan, jethem zawiedzony – w glosie Sehuna brzmiała nuta rozczarowania – Miałeth nie fathynować się jakimith intymnymi thprawami thwoich przyjaciół… - urwał, przyciskając mocniej słuchawkę do ucha, mając wrażenie, że w tle słyszy jakiś jazgot.
- Kris chyba się wkurzył… przepraszam cię, zadzwonię za moment!
**
- PRZYŁOŻĘ CI TYM JAK SIĘ NIE USPOKOISZ – prezentacja mokrego okładu z nasączonego wodą bandaża nie mogła jednak zrobić na Tao większego wrażenia, bo ten miał zaciśnięte oczy. Schował jednak język, chociaż nadal jego nos poruszał się w dziwaczny sposób.
- Kris, spokojnie, on jest po prostu chory…
- To niech Lay podziubie go tym swoim jednorożcowym rogiem! – syknął Kris, wciskając zmieszanemu Luhanowi chłodzący kompres do chudych rąk – Masz, przejmij rolę oddanego przyjaciela.
Kris tak bardzo wstydził się tego, co przed chwilą zaszło. Czerwony, pokonany przez tę idiotyczną sytuację, zszedł z własnej wyimaginowanej sceny wspaniałości. Nie lubił być bezsilny, a wobec szaleństw temperatury Tao czuł się bezużyteczny.
**
Nigdy wcześniej w tym życiu Kai nie czuł się tak rozczarowany. Bańka wyjątkowości, w której istniał została przebita przez rozmiłowanego w melodramatach Suho. Anioł Stróż. Też mu coś. Cholerna attention whore zrobiła się z tego ich lidera, teraz tylko czekać, aż któryś z nich piśnie słówko w trakcie jakiegoś wywiadu, niech tylko coś przecieknie o tych metafizycznych rewelacjach…
Guardian. Anioł Stróż. Melancholijny lider. Bolesna przeszłość…
Tylko Kai miał prawo być jedynym, niesamowitym i wyjątkowym, człowiekiem, który w nagrodę za trudy poprzedniego żywota może sobie poużywać. Nie po to dostał perfekcyjne ciało i całkiem kumatą głowę, by teraz ktokolwiek miał się stać gwiazdką bardziej błyszcząca od niego.
Musiał jutro, na osobności, porozmawiać z Suho. Poważnie. Zmusić go, by milczał na temat ich przeżyć w poprzednim wcieleniu. To, jacy byli kiedyś żałośni, nie mogło się wydać. Nigdy. Kai nie zniósłby ponownego poniżenia. Mówienie o pracy skromnej, cnotliwej pielęgniarki…
Wyszedł z pokoju, wściekły. Jego dobry humor i aura rozkosznej, seksownej gwiazdy z wylewającym się niemal z granicy twarzy uśmiechem została zakłócona.
Tylko Anioł Stróż Suho odprowadził go wzrokiem. Kai mógł mu się przydać. Był idealną osobą, która mogła wpędzić jego podopiecznego w rozpacz. Poczucie niższości i winy. Ta chodząca mała męska seksbomba potrafiła każdego postawić w cieniu swojego blasku. Ujmując rzecz prosto: mógł nieźle pojeździć Suho po psychice.
Tak, tak… Ale wszystko należało planować z należyta ostrożnością. Robić to powolutku. Staczać nastrój Suho powoli acz skutecznie. Nie mógł się napalać, nie mógł od razu nawiązać nici porozumienia z Jaguarem (zabawne, że On umieścił nad głową Kaia ten żarzący się napis, widoczny jedynie dla istot utkanych z idei, a nie materii… miał poczucie humoru ten ich Stworzyciel, to był brokatowy, fioletowy neon otoczony mrugającymi światełkami). Nie mógł działać, gdy nie miał kompletnie czystego pola.
Na placu boju o samobójstwo lub przeżycie Suho stał nikt inny a Chanyeol. Biło od niego uczucie, troska, a także… och, czyżby Anioł wyczuwał wiarę w słowa zdołowanego zdesperowanego przyjaciela…? Musiał go WYELIMINOWAĆ. WYKLUCZYĆ. Nie pozwolić na dostęp, na jakiekolwiek zbliżenie się ich dwojga…
Spokojnie, tylko spokojnie.
**
Chanyeol nie wiedział, dlaczego słowa Suho wywarły na niego takie wrażenie. Wszyscy jego przyjaciele byli zdziwieni. Zaskoczeni. Zszokowani. No, przynajmniej nikt nie spodziewał się tego, że Suho zacznie wymyślać sobie niewidzialnych towarzyszy o specjalnych mocach. Zwłaszcza, że nawet w teledysku do „MAMY” nie było mowy o żadnych skrzydlatych posłańcach.
Raper odetchnął głośno. Spokojnie. Nie może osądzać Suho. Właściwie – nie chciał go osądzać. Może dlatego, że sam czasem doświadczał istnienia jakiejś paranormalnej siły? Nie miał jednak tyle odwagi, by komukolwiek o tym powiedzieć, chociaż czasem miał wrażenie, że zwariuje. Tak było wtedy, gdy Baekhyun narzekał na jego głośne oddychanie przed snem.
To nie był Chanyeol, ale jego przyjaciel mu nie wierzył, ba, rzucał cichymi kurwami pod nosem, gdy ten tłumaczył, ze przez całe życie śpi z zamkniętymi ustami, z nosem wtulonym w poduszkę.
Nie, nie pomyślał po wyznaniu lidera o tym, że to Anioł Stróż Suho bawi się jego kosztem. Aczkolwiek był już tego całkowicie pewien już dziewięć godzin później.
**
- AAAAAAAARGHHT! – Baekhyun poderwał się z łóżka, natychmiast zwracając głowę w kierunku miejsca, gdzie spał jego współlokator. Zabrało mu to kilka sekund, by ogarnąć zaspanym umysłem to, co miał przed oczami.
Chanyeol prawie leżał na łóżku. Prawie, bo podpierał się z tyłu łokciami. Jedna jego noga była uniesiona ku górze, a stopa mocno zadarta. Możnaby pomyśleć, ze chłopak uprawia jakiś dziwny rodzaj jogi, gdyby nie to, że leżał wśród rozkopanej kołdry, jego całe ciało sprawiało wrażenie jednego napiętego mięśnia, a jego twarzy wykrzywiał grymas przerażenia i bólu.
- AAAAAAAAAAAAAAAARRRRRRRRRRGHTTTTTT! – ryk Chanyeola nie ustawał. Wytrzeszczał on oczy na świetlistą postać, która z nadludzką silą trzymała go za stopę, którą boleśnie naciągała ku górze, w kierunku kolana.
Anioł Stróż owszem, stał nad nim z niego znudzoną miną, w swoich jaśniejących dłoniach, jak w kleszczach, trzymając jego stopę.
- Och, dzień dobry, Chanyeol, podoba się rozciąganie? Nie? W takim wypadku chcesz, żebym przestał?
Odpowiedzią chłopaka był szybki ruch głową w dół.
- Wspaniale. Powiedz mu, ze złapał cię skurcz – ruchem brwi wskazał mu Baekhyuna.
- ZŁAPAAAAAAAAAŁ MNIE SKUUUURWYYYYSYYYN...
- Nie do końca o to mi chodziło… Wiesz dobrze, ze nikt ci nie uwierzy, więc trzymaj gębę na kłódkę. To, co robię z moim najukochańszym Suho to moja sprawa, tak? – jeszcze o kilka milimetrów naciągnął mięśnie i więzadła swojej ofiary. Gdy uzyskał jęczącą twierdząca odpowiedź uśmiechnął się, w nagrodę luzując uścisk – Żadnych numerów, bo się jeszcze trochę porozciągamy. Z Suho jesteśmy przeznaczeni i nic ci do tego…  I pamiętaj. Nikt nie wierzy jemu, nikt nie uwierzy tobie. Nigdy cię nie lubiłem – Anioł pokazał mu rozczarowany wyraz twarzy, po czym puścił jego nogę i wyszedł z pokoju, machając nerwowo wielkimi skrzydłami.
- Chanyeol, co ci się kurwa stało? – Baekhyun podszedł do niego, kulącego się z szoku i bólu; Boże, czemu Anioł Stróż Suho wyglądał jak Suho, któremu ktoś wsadził miliony halogenków pod skórę? Co się właśnie dzieje? Czy to apokalipsa? Walka o ludzkie dusze…? Baekhyun… nie, on był jednym z największych sceptyków na świecie, nie uwierzy mu…
- Magnez…
- Co?
- Złapał mnie skurcz. Potrzebuję magnezu.
**
Kai, który za wszelką cenę nie chciał dopuścić do wyjawienia prawdy o życiu i sensie istnienia (zabawne, że wiedza, które poszukiwali filozofowie była dostępna takiemu stworzeniu o lekkiej powierzchowności jak Kai; w ogóle nie był on świadom ciężaru tej idei oraz świadomości jak mogłoby to zmienić ludzki świat; główny tancerz EXO-K chciał być po prostu piękny, powabny i nadal niszczyć jajniki żeńskiej części Internetu. Niewiele to miało wspólnego z czynieniem świata lepszym, chociaż Kai na pewno zdołałby polemizować na ten temat). Nie mógł się jednak nawet domyślać, że nie tylko on wiedział, co kiedyś przeszedł.
Ten, który także niemal codziennie rozpamiętywał trudy poprzedniej egzystencji siedział teraz w pokoju obok chorego Tao. Zamarł w jednej pozycji, zaciskając nerwowo dłonie; coś niedobrego zaczynało się z nimi dziać. Przypominali sobie… Przynajmniej tak mu się wydawało, gdy słyszał stłumione prosięce dźwięki. Fakt, Tao był tutaj najmłodszy, ale wydawało się, że skończył ze zwierzęcymi filmami dawno temu, nie prowadził tez farmy na fejsbuku.
Przecież to niemożliwe, by Tao był prosiakiem. Świnką. Warchlaczkiem. Tym śmiesznym różowym ssakiem, z którego robią bekon. Któremu wkłada się w ryjek jabłko.
Przecież to było poza obszarami jakiegokolwiek pojmowania.
Chociaż… świnki były przyjemne. Cieplutkie, nieco nierozgarnięte, sprawiające wrażenie, ze machają w powietrzu swoimi ryjkami. Superświnka też była fajna.
Dlaczego tylko on miał takie straszne poprzednie wcielenie? Dlaczego o tym pamiętał? Dlaczego każdy upalny dzień przypominał mu o niemiłosiernej spiekocie słońca, poparzonej skórze?
Dlaczego kiedyś był murzyńskim niewolnikiem?
Zebrało mu się na płacz. Nie zdołał się z tym uporać przez 20 lat swojego istnienia. Czasami miał wrażenie, że to efekt tego, że jako niewolnik ciągle nosił w sobie chęć do buntu, jednak za każdym razem, bojąc się batów, uginał kark swojej dumie i wykonywał polecenia.
Nie nadano mu wtedy nawet imienia.  Był po prostu kolejnym adresatem poleceń i rozkazów: „podaj”, „przygotuj”, „zrób”.  Wzdrygnął się i nerwowo potarł nadgarstki. Tak jakby ciągle mógł czuć ciężar metalowych kajdan, które wżynały się w opuchniętą skórę.
Może… może i nie wyglądał tak źle. Może i był sławny. Ale miał bardzo mocne wrażenie, ze nikt go tu nie lubi. Nie miał dużo fanek, jego przyjaciele tez woleli trzymać się na dystans. W głębi duszy pogardzał nimi, reagował niechęcią na niemal każdy ich gest, każde słowo potrafił skwitować dosadnym „nie!”. W sumie chyba nawet nie bardzo był zadowolony ze swego pobytu tutaj. Szczycił się najlepszym głosem, ale PRAGNĄŁ, ŻĄDAL I CHCIAŁ! NAPRAWDĘ CHCIAŁ! CHCIAŁ! Być liderem. W jego mniemaniu Kris z podobnym swagiem powinien szorować mu podłogi, tak, jak on kiedyś pucował marmury przy nogach swojego murzyńskiego króla. Powinien podawać mu posiłki, a on tylko by go pogardliwie poszturchiwał, mówiąc, by się pośpieszył…  Ten oczywiście rozlewałby wszystko i  czynił nieporządek, a więc wtedy on miałby pretekst, aby rozciągnąć jego długie ciało na ziemi i wymierzyć mu karę batem ze zwierzęcych jelit. Czy coś w tym rodzaju.
Zgorzkniały i samotny, pielęgnował urazę, nie umiejąc cieschciał z nim współpracować. zyć się teraźniejszym, dostatnim i dobrym życiem.  Ale niedługo miał zająć swój umysł czymś innym.
Ktoś chciał z nim współpracować.

c.d.n (zawsze chcialam to napisać ;D)
*** 


27 sierpnia 2012

Jaguar i inne chłopaki cz.2


**
Lider zarządził małe spotkanie grupy w swoim pokoju. Czul się zobowiązany, miał w końcu wobec nich dług do spłacenia – pozostali członkowie zajmowali się nim i troszczyli o jego zdrowie. Reagowali na częste omdlenia, próbowali rozbawiać, podzielili się nawet dyżurami – nie zostawiali Suho samego prawie nigdy. Lider nie wiedział o tym, ale zdawał sobie sprawę, że jak zwykle zawala wszystko, co udało mu się osiągnąć.
- Mam przyjaciela – rzucił wyzywająco, przechadzając się przed nimi, próbując patrzeć im prowokująco w oczy. Zamiast tego jednak ciągle zerkał w jeden kąt pokoju, tam, gdzie Anioł Stróż zaciskał kciuki i pokazywał mu je machając rękoma. Wspaniałe duchowe wsparcie.
Anioł Stróż już nie mógł się doczekać, gdy ta banda kretynów doprowadzi go do ciężkiego stadium depresji.
- To ładnie, tylko to trochę popierdolone, że go nie widzimy… Au! – Baekhyun zerknął z pretensją na Sehuna, który butem zmiażdżył mu palce u nóg w naganie za niedelikatność i bestialstwo w stosunku do wrażliwego charakteru lidera Exo K.
-  Baekhyun htiał po prothu zapytać, czy nie wydaje ci thię dziwne, że on thię tak… no… trohtę ukhrywa?
Sehun starał się być delikatny, chociaż to on był jednym z najbardziej zaangażowanych w życie nieistniejących kompanów lidera. Miał też wyrzuty sumienia, bo chyba napędzał te halucynacje przyjaciela poprzez wyrzucanie jedzenia, które Suho zostawiał nietknięte, gdzieś w kąciku ich wspólnego pokoju. Biedny, biedny Suho, na pewno myślał, że jego pocieszny towarzysz ochoczo wcina te wszystkie frykasy, a one lądowały z reguły w koszu na śmieci.
Jethem złym człowiekhiem, pomyślał Sehun, patrząc na twarz kolegi czyniącego to dramatyczne wyznanie. Suho pobladł, zmarniał w oczach, ale zaraz gdy znów zerknął do swojego Uświęconego Przyjacielskiego Kącika i nagle jego mina nabrała chłodnej zaciętości.
- Wiem. Wiem… - zaczął wyrzucać z siebie słowa, które turkotały dźwięcznie w powietrzu jak opadające na ziemię kasztany w ponury jesienny wieczór – Nikt. Mi. Nie. Wierzy. Ale on tu naprawdę jest. Mój Anioł Stróż – wskazał teatralnym gestem na pusty kąt. Głowy członków koreańskiej grupy odwróciły się w tym kierunku jednocześnie, jakby obserwowali niewidzialny mecz tenisa.
Kai zaśmiał się głośno. Radowała go każda chwila, gdy udowadniał sobie, że jest lepszy od reszty społeczeństwa, a teraz naprawdę czuł się lepiej.
- Ja naprawdę myślałem, ze skończyłeś z tym ruchem Fallen Angels – mruknął miłośnik eyelinera, wytrzeszczając swoje ozdobione nim oczy – Tak z trzy lata temu.
- Nie jestem upadły – zaprotestował Anioł Stróż cicho. Tylko tak, na wszelki upadek, by upewnić Suho, że nie jest wysłannikiem ciemności, że chce jego dobra, jego szczęścia, jego spełnienia w życiu… Hahaha.
Sehun nadal próbował ratować sytuację. Uśmiechnął się życzliwie i zerknął w pusty kąt pokoju, podejmując w duchu decyzję, ze jako maknae będzie wspierał przemęczonego lidera w myśl zasady, ze jeżeli nie można czegoś pokonać, to trzeba być tego czegoś przyjacielem. Będzie przyjacielem tworów fantazji Suho. Za wszelką cenę.
- Jakh ma na imię? – zerknął na chłopaka. Miał wielką nadzieję, ze jego wyraz twarzy wyraża szczerą zachętę, a nie totalne przerażenie schizofrenią.
- Anioł Stróż Suho – odparł Suho. W jego głosie zabrzmiały nowe pokłady siły – Znamy się z poprzednich wcieleń.
Kai  otworzył usta ze zdziwienia. Nagle poczuł się tak, jakby ziemia zaczęła osuwać mu się spod nóg.
Nie był jedyny.
**
- Tao.
- Kwik kwik.
- Tao… No chodź, chociaż spójrz tutaj na mnie… - Kris westchnął, zmęczony i znużony. Niedelikatnie przycisnął zimny kompres do czoła spoconego miłośnika sztuk walki. W takich momentach, gdy za swoje liderowanie nie zbierał pochwał, nie błyszczał, nie mógł obrastać w piórka przy sztabie ludzi czul się doprawdy źle. Lubił chłopakom przewodzić tylko wtedy, gdy było się można pochwalić jakimś sukcesem, popisać przejawami zorganizowania i odpowiedzialności.
Nie mógł się za bardzo pochwalić tym, że Tao przy trzydziestu dziewięciu stopniach gorączki zachowuje się dziwnie. Jego nos drgał, jakby ten chciał wciągnąć na raz bardzo dużo powietrza do nozdrzy. Tarzał się w kocach i chrumkał. Wydawał się bardzo zaniepokojony, zwłaszcza, gdy półprzytomny spróbował nawiązać kontakt wzrokowy z Krisem.
- Kwik kwik!
- Ok., dobra, cicho już – docisnął mokrą chusteczkę mocniej tak, że strużki wody pociekły cierpiącemu chłopakowi po skroniach – Uspokój się, zaraz ci coś podamy.
- Chrum chrum chrum chrum! –ich dormitorium wypełniło jeszcze więcej dźwięków niepokoju i bezradności. Tao zaczął się wiercić i pochrząkiwać ciszej, ale za to bardziej intensywnie. Krisowi zmiękło serce, gdy widział, jak ten męczył się i majaczył, rozkopując wokół siebie pościel i dodatkowe koce. Sam nigdy nie miał aż tak wysokiej gorączki, aby zaczynać żyć halucynacjami, ale jakoś nie potrafił sobie wyobrazić, by wyimaginowany żywot świnki przynosił młodszemu przyjacielowi ulgę.
- Nigdy więcej oglądania „Bejb, świnki z klasą”, rozumiesz? – sięgnął po wcześniej przygotowane tabletki i wycisnął je z blistera na wnętrze dłoni, puszczając na chwilę kompres. Delikatnie uniósł głowę Tao jedną ręką, palcami drugiej chwytając białą pigułkę.
- Otwórz ryjek, Tao – polecił cicho. Czarnowłosy chłopak zdawał się zrozumieć dobre intencje lidera i rozsunął swoje suche i spierzchnięte wargi. Kris delikatnie umieścił na języku Tao tabletkę.. Biedactwo. Zaraz podsunął mu pod usta małą butelkę wody mineralnej, by mógł łatwiej połknąć lek.
Taki rozpalony. Zdany na jego łaskę. Mógłby tutaj umrzeć, gdyby nie ofiarność Krisa. Lider poczuł się wspaniale i lekko, jak zawsze, gdy z pełną świadomością swojej cudowności spełniał dobry uczynek. Zasługiwał na ich przyjaźń. Na podziw. W końcu dalsze życie i los Tao zależały od niego.
- Prawda, że zaraz będzie nam lepiej? – pogłaskał jego spocone włosy, z ostrożnością kładąc jego głowę z powrotem na poduszki.
W podziękowaniu czarnowłosy trącił jego nadgarstek kilka razy nieustannie węszącym nosem.
Kris skrzywił się nieznacznie. Taki brudny, uwalony własnym potem, zezwierzęcony Tao… Zaraz jednak uświadomił sobie, ze tym większa zasługa wpływa mu na konto – we własnym mniemaniu poświęcał się tak, jakby zaszył się wśród cierpiących trędowatych.

**
Ciemno. Duszno. Ciasno.
Jego ciało było zbyt słabe i zbyt małe, aby mógł dosięgnąć życiodajnego źródła. Przeszkadzali mu w tym jego bracia i siostrzyczki, którzy zdawali się być o wiele szybsi i bardziej ruchliwi od niego. Poczuł ogarniająca go panikę. Instynkt mówił mu, że musi się rozepchać między resztą ciepłych, różowych ciałek i zaspokoić straszny, dotkliwy głód. Jednak im bardziej, im mocniej próbował dopchać się do sutka swojej mamy maciory, tym bardziej żarliwe w odpychaniu go stawało się jego liczne rodzeństwo. Było ich zbyt wiele.
A on był zbyt słaby, by przetrwać.
Rozpaczliwie starał się ich przekonać, ze musi – chociaż na moment – possać mleko. Bez tego nie przeżyje. Bez tego będzie mu zimno. Bez tego… będzie bardzo źle.
Żadne wysokie dźwięki, chrząkania, próby przeciśnięcia się nie odniosły efektu. Raciczki większych od niego prosiaczków boleśnie odkopywały go na bok, skutecznie udaremniając każdy jego ruch.
Dlaczego on? Dlaczego to on był najsłabszy?
Bez sil opadł na słomę, czarnymi oczkami śledząc rozgardiasz przy brzuchu jego mamy. Hałas, jazgot, plątanina brzuszków, nóżek i niewielkich ogonków. Był odrzucony. Był poza. Jego mama tylko leżała i z zadowoleniem dzieliła się mlekiem z najsilniejszymi świnkami.
Czy długo jeszcze będzie mnie bolał brzuszek…?
- Czemu ta świnka leży na uboczu, tato?
Tata nigdy nie zwracał uwagi na swoje ostatnie z siedmiorga dzieci, chyba, ze mógł mu sprawić przykrość. Nie stać go było na utrzymanie takiej ilości potomstwa, a winą za taki stan rzeczy obarczał swoje dzieci, a nie brak dbałości o antykoncepcję.
- Jest cherlawe i zdechnie – Ty także jesteś cherlawy i powinieneś zdechnąć, dodał w myślach.
Ostatnie z siedmiorga dzieci jednak nie było już dłużej nieodporne na okrutne teksty ojca. Życie nauczyło chłopca, że to on odpowiedzialny będzie za swój los. Chciał być także odpowiedzialny za los prosiaczka. Każdemu należało dać szansę.
**

26 sierpnia 2012

Jaguar i inne chłopaki cz. 1 + kilka słów wstępu

Fanfik, który zamierzam tu publikować jest komedią. Moim zamierzeniem nie jest obrazić kogokolwiek czy cokolwiek, a jedynie dać trochę rozrywki. Mam nadzieję, że moje intencje zostaną zrozumiane, ponieważ wpakowywanie chłopaków w przydzielone im role jest dla mnie niezłą zabawą ^^.
Enjoy ^^
_________



- Teraz będziesz jaguarem.
Niezbyt dobrze go zrozumiał. Dopiero co zakończył życie jako osiemdziesięciosześcioletnia staruszka i miał wrażenie, że jeszcze nie wszystkie zdolności umysłowe wróciły do normy po tak długim okresie niezbyt intensywnej eksploatacji.
Ostatnie cztery lata spędził na szpitalnym łóżku, patrząc w sufit, dając się myć, obracać i podłączać do różnych rzeczy. Był nieco zmęczony i uważał, że wpakowywanie go w żywot dzikiego kota jest słabym żartem. Był przecież grzeczną, ułożoną córką, wierną, posłuszną żoną i niekłopotliwą pacjentką.  Zasługiwał na coś lepszego i gdy sunął świetlistym korytarzem mentalnie ślinił się na myśl o czymś, co byłoby po prostu super.
Nie chciał być drapieżnikiem. Kiedyś był mrówką i wspomnienia były nieco traumatyczne, bo zeżarł osę, w której jego mama mrówka złożyła setki jajeczek.
ON miał jednak poczucie humoru. I lubił metafory. I wyzwania. Zrobienie z niego jaguara po latach bycia życiową ofiarą podporządkowaną małomiasteczkowym zasadom rodem z XIX wieku było kolejnym projektem wartym zrealizowania.
Za dobre, nudne, szare i żenujące życie uczynił go Kaiem. Jego losy skrzyżował z tymi, których poprzednie wcielenia także prowadziły swoje żałosne, nieinteresujące nikogo życia.
**
- Piszą, że zaszły w ciążę – wymruczał z zadowoleniem Kai do monitora. Uśmiechnął się też do niego. Bardzo szybko nauczył się reagować wdzięcznym uśmiechem na wszystko, co sprawiało lub mogło sprawić mu radość. Albo też okazywało bezgraniczne uwielbienie tak wspaniałemu stworzeniu jakim był. Zadowolenie pojawiało się za każdym razem, gdy śledził poczynania fanek w Internecie.
Kai był niesamowity. Nie, nie osiągnął tego przez kursy samopoznania, psychologa, czy rozpaczliwe wmawianie swojemu odbiciu co rano, że jest wartościowym, wyjątkowym człowiekiem. Urodził się taki. Urodził się jaguarem wśród szarych myszy. Doskonale wiedział, że była to zasługa lat, które przeżył jako kobieta posłuszna drobnomieszczańskim moralnym regułom. Słuchanie ojca, skrupulatna nauka prowadzenia domu, dotykanie miejsc intymnych tylko przy obowiązkowej kąpieli (z zamkniętymi oczami), zawsze przedkładanie dobra innych nad swoje. Zasad było kiedyś mnóstwo, były niezliczone, ale sumienie zawsze potrafiło przywołać go do porządku – czyli do umartwiania się na całej linii. O dziwo, pamiętał o tamtym wcieleniu i chociaż czasem nawiedzały go demony przeszłości – na przykład nieuzasadnione dylematy wynikające z obciążonej pamięci, takie jak czy powinien stać, czy usiąść na sedesie przy robieniu siusiu – uporał się z nimi. Był zbyt zajęty robieniem zajebistych rzeczy, by przejmować się podobnymi drobiazgami. Odbierał swoją nagrodę i zamierzał dobrze wykorzystać każdy jej element, sycąc swoje ego, karmiąc zmysły zachwytem, którym każdy go obsypywał.
Kai nikomu nie wciskał, ze reinkarnacja to prawda. Było to w jego mniemaniu zbyteczne. Dodatkowo uważał, że gdyby komuś o tym powiedział, choćby zasugerował istnienie podobnego metafizycznego procesu – zostałby w jakiś przykry sposób uśmiercony i znów wylądował w przykrym wcieleniu. Teraz za dobrze się bawił, niepotrzebne było mu poczucie misji nawrócenia kogokolwiekś.
Nie zdawał sobie sprawy, że w tym samym otoczeniu znajduje się osoba, która również pamięta o rzeczach, które powinny pozostać poza jej zasięgiem.
**
- On jest naprawdę pierdolnięty- powiedział sceptycznie Anioł Stróż Suho, gdy Kai wesoło przewijał stronę, czytając kolejne komentarze, który w swej treści  dawały upust erotycznej energii wzbudzonej przez niego.
- Cśśś – syknął Suho, znów się zapominając. Szybko zamaskował te dźwięki kaszlem, patrzył jednak cały czas w stronę niepożądanego towarzysza.
- No co? Ty też jesteś walnięty, że mnie widzisz – Anioł Stróż wzruszył świetlistymi ramionami i rozprostował skrzydła, paskudnie się uśmiechając. Jak zwykle prowokował swojego podopiecznego, głaszcząc piórkami Baekhyuna po twarzy. Ten oczywiście niczego nie czuł, ale serce Suho bębniło w jego klatce piersiowej ze zdenerwowania. A jeżeli ktoś odkryje . Będę skończony. Nareszcie mam prawdziwych przyjaciół, a ten nie chce odejść. Idź sobie. Idź. Iiiidź!
- Każdy tu ma ostro nasrane w głowie – świetlista postać zwinęła skrzydła i westchnąwszy patrzyła jak koledzy starają się uratować bladego, zlanego zimnym potem Suho od stracenia przytomności.

**
- Czy ty naprawdę nie możesz kolegować się z innymi aniołami stróżami?! – wrzasnął Suho. Dziko machał rękoma, próbując podkreślić wagę swoich racji, jednak reszta EXO-K musiała zadowolić się tylko podsłuchiwaniem, gdyż drzwi nie miały ani okienka ani nawet dużej dziurki od klucza, by móc pooglądać to przedstawienie. Zresztą chyba żaden z nich nie chciał patrzeć na zrozpaczonego przyjaciela, który wpada w histerię w pustym pokoju i wrzeszczy do niewidzialnych aniołów stróżów.
- One w ogóle istnieją? – zapytał szeptem D.O, ale zaraz został uciszony.
- Jestem po prostu samotny – mruknął Anioł Stróż Suho, siedząc  w skromnej, potulnej pozycji na łóżku swojego podopiecznego. Udawał zawstydzenie, bo to zawsze zmiękczało tę śmieszną istotkę, którą miał się zajmować – Ty też byłeś samotny i dlatego jesteśmy razem… - Suho aż zatrząsł się na widok miny swojego nieustannego towarzysza, bo  ten teraz uśmiechał się, z przymkniętymi oczami, nadając swojej twarzy melancholijny wyraz. Wspomnienia dawnych lat,  dawnych wcieleń, chwil, rozrywały serce Suho  na kawałki. Znów został uwiedziony, oczarowany, jego Anioł znów dawał mu poczucie totalnego, nieskończonego zrozumienia.
- Także jesteś czasami samotny, prawda? Nikt cię nie rozumie. Nikt nie wie, co przeżyłeś… - wysłannik niebios podszedł do chłopaka. Złapał go za rękę, która przyłożył sobie do gładkiego, lekko jaśniejącego, ciepłego policzka – Ty i ja, Suho. Rozumiemy się bez granic. Pamiętamy wszystko razem. Ja jestem w twoim sercu, tworzę je. Ty jesteś w moim i także składasz się na jego część…
- N-nie możesz molestować skrzydłami moich przyjaciół! – rzucił z pretensją, jednak jego złość, opór i żal słabły. Byli sobie przeznaczeni. Przynależeli do siebie… Mógł puścić w niepamięć te wszystkie momenty, gdy Anioł Stróż koniuszkami skrzydeł macał rozporki i tyłki każdemu z obu grup.
EXO-K wstrzymało oddechy, tylko Kai uśmiechnął się z rozmarzeniem.
- Myślicie, że marzy o tym, by mnie rozebrać i pieścić piórkami? Och jak niegrzecznie! – zachichotał.
W pokoju trwała jednak poważniejsza rozmowa. Niestety, pozostali śmiertelni byli w stanie usłyszeć jedynie urywany monolog przyjaciela.
- Tylko czasami próbuję cię rozbawić, źle rozumiesz moje intencje… - Anioł Stróż uśmiechnął się, mrużąc swoje oczy. Znów mu się udało. Był zadowolony, jeszcze kilka miesięcy i spokojnie będą przeżywali powtórkę z rozrywki.
Suho wpadł w błędny reinkarnacyjny krąg. Każde jego nowe życie kończyło się samobójstwem z powodu niezrozumienia otoczenia. Był osamotniony, uważano go za ofiarę losu i dziwaka. Żył bardziej w świecie fantazji niż rzeczywistości. Kreował sobie wymyślonych przyjaciół, a od jakichś siedemnastu wcieleń jedyną istotą zdolną go zrozumieć była personifikacja siły opiekuńczej w postaci Anioła Stróża. Ten jednak nie spełniał swojej roli, nie zachęcał go do nawiązywania relacji międzyludzkich. Wręcz przeciwnie, utwierdzał Suho w przekonaniu, że są samotni, niezrozumiani (Anioł Stróż także miał problemy z innymi skrzydlatymi posłańcami niebios, jak twierdził przez trudny charakter) i skazani na siebie.
Suho w każdym nowym życiu popełniał samobójstwo, nie mogąc wytłumaczyć otoczeniu swojej miłości do przyjaciela. W poprzednich życiach zawsze dochodził do wniosku, ze nastąpił moment „aby udowodnić im, ze istniejesz”. Reakcje skłaniały go za każdym razem do znalezienia sznura czy odpowiedniej porcji tabletek. 
- Wiesz – mruknął Suho, patrząc na świetlistą postać – Myślę, że im mogę zaufać. Mogę o tobie opowiedzieć.  Muszą mnie zrozumieć.
- No nareszcie, kurwa – Baekhyun zmrużył oczy, przyciskając szklankę do drzwi mocniej, jakby mógł sobie tym sposobem podregulować dźwięk.
- Jesteś pewny? – zapytał Anioł. Coraz trudniej było mu zgrywać troskliwego, cały trząsł się od ukrywanej radości i ekscytacji. Już nie mógł się doczekać. Doprowadzanie swojego podopiecznego do samobójstwa było pyszną zabawą, zwłaszcza, ze Suho nie zdawał sobie sprawy z toksyczności ich związku – Już nie mogę się doczekać! – roześmiał się wesoło, ściskając mocniej dłoń lidera – Oni na pewno zrozumieją… Nie ma innej opcji, moje dziecię.