29 września 2012

Jaguar i inne chłopaki cz.9


Chanyeol wziął sobie do serca słowa ich lidera i z samego rana, nim ktokolwiek się obudził postanowił przygotować sobie ukochany specjał, który zawsze dawał mu energię na cały dzień. Znalazłszy się w kuchni zrobił szybki przegląd produktów, z których miała powstać baza dla wartościowego koktajlu. Po chwili zastanowienia zaczął wybierać to, co wydawało mu się w smaku najbardziej orzeźwiające i świeże. Zielone ogórki i soczyste brzoskwinie z puszki już od dawna chodziły mu po głowie; suszone śliwki, których smak tak lubił także zostały dorzucone do blendera. Do tego jogurt naturalny, by zmiksowana całość nabrała ładnej konsystencji. Chanyeol przyjrzał się krytycznie upchniętym do pojemnika składnikom po czym zatwierdziwszy tę selekcję nacisnął przycisk. Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że skoro cały dzień mają ćwiczyć nowy układ, będzie potrzebował trochę więcej kalorii. Posłodził więc gotowy koktajl dwoma łyżkami białego cukru. Wyjął też z lodówki żółty ser; niewielką część utarł, by przed wypiciem posypać koktajl na wierzchu.
Jednak to nie utarty cheddar był ukoronowaniem tej przedśniadowej przekąski. Głównym punktem programu były 32 tabletki, pochodzące z różnych miejsc do których Chaneyol miał dostęp. Wśród nich znajdował się nawet lek o działaniu przeciwlękowym, z którego zdobycia oraz efektów działania chłopak był jak najbardziej zadowolony. Rozkruszywszy wszystkie pigułki na proszek, dodał je do koktajlu, zamieszał pieczołowicie i dopiero wtedy ozdobił serowymi wiórkami. Już z pierwszym łykiem poczuł, że cały jego organizm rozbudza się i mobilizuje do działania. Usiadł przy stole, tyłem do okna, powoli sącząc swój specjał. Mimo że rozmaite smaki wybuchały mu cudownymi doznaniami na kubeczkach jego języka, nie był w stanie wypić całości; trochę przecenił swoje możliwości. Przelał więc resztę do własnego kubka i umieścił w lodówce, życząc sobie w duszy, by jutro ten domowej roboty jogurcik na wzmocnienie dał mu jeszcze większego kopa.
W podskokach, radosny i ożywiony wyskoczył na korytarz, z nadzieją, że jeszcze zdoła pobrykać trochę z Baekhyunem.
**
Lay został wyrwany ze snu w bardzo nieprzyjemny sposób.
- TYYY! TYYY! THHHHHHRAJCO!
- Sehun, nie! Zostaw go, Sehun, kochanie..!
- Z DRHOGI, LUHAN, Z THOBĄ POLICZĘ THIĘ PÓŹNIEJ! LAY, UFAŁEM CI…!
Tancerz EXO-M poczuł, jak ktoś zrywa z niego kołdrę, zaraz chwyta boleśnie za ramię i wyrzuca brutalnie z ciepłego łóżka na podłogę. Zaraz potem Sehun zaczął okładać go pięściami, raczej niezgrabnie, jakby chciał się po prostu wyżyć, a nie trwale go uszkodzić. Jednak dla zszokowanego, dopiero co wybudzonego Laya intencje chłopaka były jasne - zaraz miał rzucić mu się do tętnic i porozrywać je zębami, siorbiąc głośno krew. Osłaniając rękoma głowę, w ludzkim odruchu obrony zastanawiał się, co robić. Histeryczne krzyki maknae, który wywrzaskiwał coś o przewijaniu się Luhana przez pościel tancerza oraz piski wcześniej wspomnianego sprawiały, że trudno mu było opracować jakiś plan działania. Odczuł ogromną falę irytacji wynikającą z chaosu, jaki ten Koreańczyk postanowił mu zgotować z samego rana, po tak ciężkiej podróży.
Lay spojrzał na agresora, któremu bardzo się w tym momencie zdawało, że jest zdradzonym kochankiem. Gdy z niedowierzaniem dostrzegł grymas złości, nawet furii wymalowany na twarzy chłopaka, po prostu zamienił się w jednorożca. Mina Sehuna natychmiast zmieniła się, wściekłość ustąpiła miejsca przerażeniu, gdy na rozkopanej kołdrze stanął śnieżnobiały koń, przestępując z kopyta na kopyto. Magiczne zwierzę ruszyło w jego kierunku, pochylając głowę tak, by rogiem dziobać go po czole w ramach przestrogi.
Rżał przy tym raz za razem, wyprowadzając maknae na korytarz, dając mu solidną lekcję życia. Co prawda nie lubił wykorzystywać tego, że jest taki niezwykły, stanowi odrębny gatunek, jednak nie miał cierpliwości, by znosić napaści na swoją osobą. Miał swoją dumę, w szczególności gdy napadał go chłopak oskarżając o coś, czego nie zrobił, a zrobiłby chętnie.
Diamentowe kopyta stukały o posadzkę, nawet uszkodziły podłogę w kilku miejscach, krusząc panele. Lay był bardzo silnym, postawnym białym samcem o lśniącej tęczowo, falującej łagodnie grzywie. Zresztą, cały zdawał się świecić, jego sierść była czysta, gładka i piękna. Zaostrzony róg, teraz wycelowany między oczy Sehuna wyglądał na tak samo twardy jak kopyta. Cały Lay poruszał się z ogromną gracją i wdziękiem, reprezentując swoim muskularnym, ale jednocześnie eleganckim ciałem najlepsze cechy gatunku.
Uspokój się.
Stanęli na korytarzu, Lay pozwolił odsunąć się bladym chłopakom, którzy wpatrywali się w niego, nie dowierzając własnym oczom. Bliskość tak pięknego, mitycznego stworzenia natychmiast spacyfikowała nastroje, atmosfera wokół tancerza, teraz znajdującego się pod postacią jednorożca stała się bardziej znośna, mniej napięta; w końcu Sehun, nie mogąc się pohamować, totalnie już uspokojony i oczarowany wyciągnął w kierunku cudownego stworzenia rękę, lekko drżącą z powodu emocji, które nim teraz targały.
- Lay, mogę cię pogłathkhać?
Jednorożec zatańczył w miejscu, pozwalając, by tęczowe włosie zafalowało wokół jego głowy. Spokojnie, jakoś zniesie to, że dotyka go ktoś, kto nie jest dziewicą. Ani prawiczkiem.
Proszę.
Ręka Sehuna była bardzo delikatna, gdy dotykała rozkosznie miękkich chrap; ośmielony łagodnością Laya przesunął rękę wyżej, po nosie, w górę, do bajecznie kolorowej grzywy. Pozwolił prześlizgnąć się kilku kolorowym kosmykom między palcami, podziwiając grę światła i tęczowe błyski. Westchnął z lubością, czując się w obecności jednorożca lekko i wspaniale – zbliżył się do boku Laya, przesunął po nim ręką, zaraz przytulając policzek do wspaniałej, smukłej szyi.
Luhan także przysunął się bliżej, jednak był bardziej onieśmielony, jakby bał się, ze jeden fałszywy ruch może sprawić, że ten obrazek jak z marzenia pryśnie z powodu jego niezgrabności.
Z wahaniem wyciągnął rękę w kierunku końskiego łba.
**
Cichutkie pukanie do drzwi.
- Baekhyun?
Tao uchylił lekko drzwi, zaglądając przez niewielką szparę. Był zestresowany; nie wiedział, czy wypada nawiedzać przyjaciela o tak wczesnej porze, bladym świtem, jednak po nocy spędzonej sam na sam z duizhangiem był zdesperowany. Zdeterminowany.
To było takie dziwne, po prostu, gdy doszło do lokowania się w pokojach, Kris podszedł do niego, położył mu swoją rękę na ramieniu i powiedział, że wygląda na to, że przez zamieszanie z Sehunem i Luhanem będą dzielić sypialnię. Tao umierał wewnętrznie, gdy po prysznicu przebierał się przy nim do snu; niby widzieli siebie w wielu podobnym sytuacjach i było to już naturalne, przyjmowali to jako element codziennej pracy w tym biznesie, jednak teraz to się zmieniło. Tao pamiętał o rzeczach o których nie powinien. O jego dobroci i opiekuńczości, o tym, jak uczynił świat małej świnki, a potem trochę większego prosiaka lepszym. Chłopak miał kompleks niższości względem swojego lidera, jednak z drugiej strony za wszelką cenę chciał poczuć to, co w poprzednim życiu – bezgraniczne, proste poczucie akceptacji, więzi z drugą istotą. Kris był taki wspaniały… jak Tao mógłby się do niego zbliżyć, aby nie zostać odrzuconym, zignorowanym czy odsuniętym? Przecież lider z taką łatwością mógł zacząć go unikać, zachowując profesjonalizm na polu zawodowym, a zwyczajną oziębłość w kontaktach prywatnych.
Rada Luhana była tragicznie zdawkowa, poza tym przecież maknae grupy chińskiej na każdym kroku starał się być pod ręką, zawsze dogodzić, pomóc, przydać się na coś. Bez większego skutku, choć owszem, miło było, gdy Kris uśmiechał się, kiwał głową i wypowiadał trzy słowa, które rozpalały kaganek nadziei w samym sercu chłopaka: „Bardzo dobrze, Tao”. Dla takiej pochwały mógł zrobić wiele, jednak chciał, aby w tych staraniach lider dostrzegł więcej niż tylko zwyczajną uprzejmość.
Dlatego też teraz wemknął się do pokoju Baekhyuna, który na pewno mógł podzielić się z nim jakimiś cennymi wskazówkami. W końcu, było nie było, jego starszy przyjaciel okiełznał Chanyeola i owinął go sobie wokół palca. Jak?

25 września 2012

Jaguar i inne chłopaki, cz. 8

Trzymajcie za mnie kciuki ^^

***


To zajęło tylko ułamek sekundy. Luhan usłyszał tuż za sobą wrzask Laya, więc zaalarmowany odwrócił się gwałtownie w stronę przyjaciela, gotów pomóc mu bez względu na to, czy napadła go wściekła fanka, czy ten miał przechodzić właśnie atak serca.
Spodziewał się stanąć z przyjacielem twarzą w twarz, jednak to inne części ich ciał znalazły się na podobnym poziomie. Lay chwycił biodra Luhana, desperacko próbując się uratować od bolesnego upadku na twarz. Zamiast o podłogę, jego policzek uderzył o szorstki materiał. Na skroni jeszcze przez najbliższe pół godziny miał mieć ślad guzika od rozporka spodni przyjaciela.
Ich wspólne zdjęcie, na których Luhan trzyma ręce tuż nad ramionami Laya, a na twarzy ma wypisaną czystą błogość, gdy ten, z zaciśniętymi oczami i wykrzywioną twarzą ociera się skórą o jasny dżins miało stać się hitem Internetu. Leżący twarzą do ziemi chłopak, tuż przy stopach i łydkach Laya został wzięty jako dziwny element humorystyczny, dodany za pomocą programu graficznego do oryginalnego zdjęcia. No bo przecież co miałby tam robić ktoś z tyłkiem usmarowanym jakąś śmietaną czy majonezem?
**
Anioł Stróż Suho był niepocieszony. Miał zamiar wtajemniczyć drugiego najmłodszego członka EXO-K w swój plan. Od jakiegoś czasu widział w nim skrytego sojusznika – gdyby zawarli razem pakt łatwiej byłoby mu szybko i skutecznie doprowadzić Suho do rychłego zejścia z tego świata, bez niepotrzebnych zamieszek tutaj, w ziemskim świecie. Jongin wydawał się być idealny. Młody, upojony samym sobą na pewno nie chciał dopuścić, by inni ludzie dowiedzieli się o istnieniu reinkarnacji. To znaczyłoby bowiem, że po prostu w tej turze losowania wcieleń trafił po prostu na lepszą rolę, a chłopak nie chciał uchodzić przecież za osobę, która stała się zajebista przez czysty przypadek i przewrotną karmę. Chciał być postrzegany jako istota, która była wyjątkowa i już, bez warunków pośrednich takich jak musisz-mieć-spieprzone-poprzednie-życie.
Wysłannik niebios rozumiał te pobudki i dlatego chciał nawiązać z nim kontakt. Teraz jednak, gdy patrzył na leżącego na podłodze jaguara, zszokowanego kilkukrotną teleportacją, zwątpił. Dobrze było używać głupka do pomocy, jednak używanie nieprzewidywalnego głupka, który ma aspiracje być cwanym było zwyczajnie niebezpieczne. Poza tym ten kretyn miał krem waniliowy na gaciach, to było raczej nieprzewidywalne.
Anioł Stróż Suho zdenerwował się. Te wszystkie supermoce, które zaczynały się objawiać mogły pokrzyżować mu plany. Co jeżeli nie uda mu się odnaleźć w skomplikowanej duszy swojego podopiecznego tak cudownie znanego guzika resetu?
**
- O, widzisz, Yeollie, mówiłem ci, że nie będziemy pierwsi – Baekhyun uśmiechnął się szeroko i promiennie na widok Kaia, który od siedmiu minut leżał nieruchomo, z policzkiem przy wykładzinie, bojąc się poruszyć choćby o milimetr – Nasza Dancing Machine właśnie odwala komitet powitalny. Spójrz tylko, jak troskliwie zabiera się do badania jakości podłogi. Czy ten krem na dupie zwiększa ci efektywność pracy? – chłopak ukucnął przy nadal nieruchomym Kaiu i szturchnął go w ramię – A tak serio, Jongin, po chuj ci ta maź na dupsku? Jakiś kosmetyk z Laosu dla transwestytów został odrzucony jak przeszczep? – widząc zero reakcji ze strony przyjaciela Baekhyun zerknął na Chanyeola i chrząknął znacząco. Schylił się nad leżącym i zerknął na jego twarz, robiąc wielkie oczy; Kai, chociaż przytomny był blady i poruszył tylko gałkami ocznymi, próbując dawać mu jakieś znaki.
- Yeol. Z nim kurwa, dobrze nie jest, serio – Baekhyun złapał Kaia za ramiona i przewrócił go na plecy. Klęknął gwałtownie tuż przy jego boku i poklepał go po policzku z właściwą sobie czułością.
Chanyeol, zaalarmowany niecodziennym staniem Kaia, opadł na kolana po jego drugiej stronie.
Wpatrywali się tak w siebie przez kilkanaście sekund. W końcu, widząc, że już raczej nie grozi mu swobodne acz niezamierzone podróżowanie z jego krańca świata na drugi, Kai westchnął dosyć płaczliwie, jak dziecko. Uniósł się na łokciach i pokręcił głową, dając sygnał, że wyjaśnienia nie spełnią oczekiwań żadnego z nich.  
- Okej – wziął się w garść. Nie mógł okazać słabości, niemocy, ani zawahania. Musiał pozostać twardy bez względu na wszystko. Bez pewności siebie wymalowanej na swojej twarzy wyglądał brzydko i niekorzystnie, a do tego nie mógł dopuścić, niezależnie od tego ile brzydkich europejskich starych kobiet zobaczył przed chwilą. Uśmiechnął się szeroko – Po prostu ich przywitajmy.
**
- Potrzymaj to, proszę – Luhan pewnym gestem wepchnął swoją torbę w ręce Xiumina, zaraz po tym, gdy przekroczyli próg budynku, do którego na szczęście nie miały wstępu żadne fanki. Jednak chłopak świadomy był tego, że ich obecność wcześniej, na lotnisku, wystarczyła do tego, żeby zrujnować mu życie. Jeżeli Sehun kiedykolwiek zobaczy to, co stało się na lotnisku…
Szybkim krokiem, truchtając raz po raz nerwowo, ostatnie metry dystansu pokonując w susach zbliżył się do maknae, stojącego w rzędzie razem z resztą koreańskiej grupy. Był zdesperowany, wiedział, ze będzie mieć olbrzymie kłopoty po tym, co chłopak zobaczy w Internecie pod dzisiejsza data, stąd nie dbał o otoczenie. Ramionami odtrącił Suho i D.O. stojących po obu stronach swojego ukochanego, niemal wydłubując im oczy swoimi palcami i zwierzęco rzucił się na swojego chłopaka, łącząc ich usta łapczywym pocałunkiem. Luhan całował go  tak, jakby każde zetknięcie ich języków miały zmazać to, co się przed półgodziną stało. Sam wiedział, ze to przecież nie jego wina, ze Lay upadł tak całkowicie przypadkiem, ale znał Sehuna i wiedział, że ten nie uwierzy w taki zbieg okoliczności.
Trzymał więc swojego chłopaka zdecydowanie i mocno jedną ręką za kark, drugą za szczękę, nie pozwalając mu się odsunąć, uwolnić czy zaprotestować. Ich wargi miażdżyły się wzajemnie, języki zdawały się toczyć zażartą bitwę niczym para gladiatorów, co właściwie było dobrym porównaniem, bo pozostała dziesiątka obserwowała ich z nabożną uwagą, tak, jak powinno się obserwować podobne widowisko.
- Sehunnie – Suho zerknął na tę wesołą paradę dwóch stęsknionych aparatów mowy tuż koło niego – Sehunnie, proszę cię, opanuj Luhana – dokończył nieśmiało szeptem –Sehunnie, to nieładnie, przecież tłumaczyłem…
Bez rezultatu, nadal wyglądali jak wycięte sceny z filmu przyrodniczego.
- Uau – stwierdził z uznaniem Chanyeol, widząc, jak to Chińczyk popycha przed sobą partnera, kierując ich obu na oślep w kierunku wind. Przypominało to połamane tango. Gdy w końcu udało im się wymacać przycisk przywołujący, wpakowali się do jednego z dźwigów i tak szybko, jak zamknęły się za nimi srebrne drzwi ucichły także odgłosy ich wilgotnej tęsknoty wyrażonej namiętnością.
Mimo tego, ze Luhan zaimponował wszystkim taką akcją, EXO-M doskonale wiedziało, że i tak wpadnie w kłopoty w sekundzie, gdy Sehun włączy komputer.
I tylko Kai myślał w tym momencie bardziej o sprawnych windach niż o ssąco-mlaszczącym akcie godowym przyjaciół.
**
Anioł Stróż Suho pomacał notatniczek, który trzymał w kieszeni białej szaty. W momentach, kiedy nie planował pogrążania swojego podopiecznego w odmętach smutku i cierpienia lubił urozmaicać sobie czas drobnymi żarcikami. Notesik służył mu zapamiętywaniu wszystkich genialnych pomysłów, które wpadały mu do głowy podczas obserwacji obu grup exo.
Zauważając z jakim rozmiłowaniem Kai odnosi się do zdobyczy Internetu, sam znalazł miejsce dla siebie. Podając się za kogoś bliskiego chłopakom, trainee, pracownika, panią od sprzątania, umieszczał na jednym z portali wyssane z palca informacje na ich temat. Z reguły były to niewinne ploteczki dotyczące ich usposobienia, przyzwyczajeń, cech, które wydawały się szczególnie odznaczać. To sprawiało, że stawał się wiarygodny i informacje, które na pierwszy rzut oka wydawały się nieprawdopodobne i nie do zaakceptowania, nagle stawały się poważnym tematem do rozważenia. Najlepszymi super rewelacjami nadal było sprezentowanie Luhanowi fototapety z paśnikiem w zimie, która miała ogrzewać mu serce oraz młodzieńcze umiłowanie Krisa dla bezwstydnych piosenek o podskakiwaniu na przyrodzeniu. Hehe. Anioł Stróż Suho kochał swoje wyborne żarty.
Teraz z uśmiechem patrzył na całą dwunastkę zgromadzoną w saloniku. Siedzieli jak na stypie, oprócz Sehuna i Luhana, którzy spletli ze sobą palce obu rąk i kontynuowali pocałunki. Teraz już coraz wolniej, z mniejszym zapałem, chociaż gdy tylko obroty języka maknae zwalniały starszy chłopak ostatnim wysiłkiem przystępował do ratowania sytuacji, zdwajając wysiłki. Nieważne jak mocno się starali, ich akt czułości coraz bardziej przypominał psującą się maszynę, jakby pociąg, który zaraz ma się wykoleić, także dzięki efektom dźwiękowym – z braku wystarczającej ilości powietrza ich nosy wsysały i wysysały powietrze w coraz bardziej dramatyczny sposób.
- Eeee, Chen – Suho wytarł spocone ręce o własne spodnie – Chciałbyś może abyśmy zorganizowali ci jakąś imprezę urodzinową?
- Pewnie, ale żeby się szybko nakurwić… to najlepsze jak się można bawić… z wami… - wymruczał już cicho, pod nosem - będziemy musieli zrobić coś specjalnego – odpowiedział niedawny solenizant z chytrym uśmieszkiem na ustach.
- Masz coś konkretnego… eeeeeyyyy… na myśli?
- Och, są na przykład te gry, gdy odpala się film i na widok czegoś pije się shota, tak? – Chen uśmiechnął się troszeczkę szerzej.
- Nooo… Wiesz, jako wasz opiekun nie powinienem pozwalać na takie rozhulanie, ale może ten jeden raz przymknę oko ze względu na zaistniałe okoli…
- Myślę, że możemy puszczać nasze występy i sygnałem do picia będzie pojawienie się geja na ekranie.
Anioł Stróż Suho roześmiał się perliście. Nagle, bardziej niż zwykle pragnął zaprzyjaźnić się z tym człowiekiem. Był tak ubawiony, że nie zauważył nawet, że ktoś świdruje go wzrokiem.
- Kurwa, Chen, nie żeby coś, ale jeżeli posiedzimy tutaj spokojnie choćby o minutę dłużej to tego małego fagasa nie zrozumiemy za chuj – Baekhyun z gracją potarł swój szczupły nadgarstek, balansując na granicy pogrążenia się w fantazjach i utrzymywania kontaktu z przyjaciółmi – Luhan, słoneczko nasze drogie, dewastujesz już i tak nieco, że tak powiem, spierdolony aparat mowy Sehuna - Baekhyun zmarszczył brwi, widząc brak reakcji z ich strony – Krees?
- Luhan. Natychmiast przestań, proszę.
Tao westchnął cicho, słysząc ten głęboki, spokojny głos. Chciałby, by Kris też go tak kiedyś przywrócił do porządku… Był pod wielkim wrażeniem tego polecenia i Luhan chyba także, bo odsunął się on od swojego chłopaka, chociaż jeszcze mocniej ścisnął jego dłonie. Obaj mieli opuchnięte, czerwone, wilgotne wargi i dyszeli ciężko. Starszy z nich wbił wzrok we własne kolana, podczas gdy młodszy zdawał się pochłaniać go wzrokiem.
Suho zawiercił się na kanapie. Nie znosił podobnych sytuacji, gdy ta rozbrykana gromada zaczynała zachowywać się w sposób, który był moralnie naganny. Nie radził sobie z ich niebywałą energią, rozhulaniem, umiłowaniem chaosu.
- Kochani, myślę, ze to pora, aby iść spać – ogłosił wszem i wobec, wstając z miejsca – Od jutra zaczynamy poważne treningi i przygotowania, chcę więc, abyśmy byli zwarci i gotowi, tak?

19 września 2012

Jaguar i inne chłopaki cz.7

Hej ^^ Chciałam tylko poinforomować, że być może kolejne cześci będa umieszczane z lekkim poślizgiem ze względu na to, że kończą mi się wakacje ^^" Czeka mnie trochę zamieszania w życiu. bloga oczywiście nie porzucam.
A przed Wami kolejna część~


**
Tydzień później sytuacja nie została przez nikogo opanowana. Ba, zdawało się, że co chwilę wyskakiwały nowe wątki, których nijak nie dało się pozbierać do kupy. Marne próby Krisa, by opanować sytuację w grupie koreańskiej nie dawały żadnego efektu. Problemy z połączeniem i Suho zapewniający płaczliwym głosem, że „Tak, mam wszystko pod kontrolą” nie pozwoliły mu nawet zrozumieć, co się tam dzieje.
A przecież miał własny cyrk na głowie; być może bez metafizycznych akcentów w postaci aniołów stróżów atakujących układy mięśniowe, kotne, ogólnie motoryczne, niemniej jednak ten tydzień był wyczerpujący. Jego podopieczni ciągle dorzucali cegiełkę do budowy jego mentalnego grobowca.
Luhan, któremu trzeba było zabierać na noc komórkę, by się wysypiał i nie szczebiotał z Sehunem do późnych godzin nocnych.  Lay, który najprawdopodobniej dokopał się archiwalnych wystąpień Davida Copperfielda i codziennie wieczorem robił sobie jakąś spektakularną krzywdę, by zaraz pokazać, że tak naprawdę jest cały i zdrowy. Największymi entuzjastami tych sztuczek byli Xiumin i Luhan, którzy wręcz uwielbiali, gdy Lay prowadził po swoich ramionach głębokie cięcia żyletką, biegał od dormitorium do dormitorium, paskudząc podłogi,  po czym zjawiskowo blednąc i udając niemal omdlałego wracał do łazienki, opłukiwał ręce z gęstej, czerwonej krwi i rany zabliźniały się na ich oczach. To z kolei doprowadzało do furii Chena, który wrzeszczał, że nie stanie się posłusznym trybikiem w ich maszynie i nie będzie mył podłogi na kolanach. Wtedy znów Tao, widząc szaleństwo w oczach swojego duizhanga zgłaszał się na ochotnika doczyszczenia całego popisowego Layowego bałaganu, byle by tylko ulżyć swojemu liderowi.
Okazją do wyluzowania się miały być urodziny Chena, które wypadały na kilka dni przed ich wylotem do Korei. Wspólnie postanowili, że prezent wręczą mu teraz, a większa imprezę zorganizuje się, gdy już będą w komplecie, cała dwunastka. Wszystko zdawało się być dopięte na ostatni guzik. Luhan upiekł czekoladowe ciasto, powszechnie nazywane murzynkiem, a oni złożyli się na bardzo ładny, okolicznościowy prezent – subtelną złotą bransoletkę, która miała Chenowi przypominać, ze razem są równie mocno połączeni więzami przyjaźni, jak jedno ogniwo biżuterii jest trwale złączone z kolejnym. W końcu ich odezwa miała coś wspólnego z byciem jednością, więc stwierdzili, ze to naprawdę powinno Chena wzruszyć.
Na początku wszystko wydawało się iść dobrym torem. Chen zaniemówił, więc Kris oto miał wrażenie, że chociaż jeden wieczór będzie spędzony w miłej, niekonfliktowej atmosferze.
Potem ich osobista maszyna do tańca zrobiła się czerwona.
- Kaj…dany… - wycharczał, oddychając ciężko – Złote…
- Tak, to są kajdany naszej… przyjaźni! Jesteś zawsze z nami związany! Sercem! – starał się uratować sytuację Luhan, widząc, że prezent raczej nie zyskał aprobaty solenizanta.  To był błąd.
- Ladacznica! – syknął Chen i nagle sięgnął do blachy z ciastem. Wbił w brązową, upieczoną masę paznokcie, zanurzył palce, nabierając garść murzynka, ścisnął ją, aby kulka była bardziej zwarta i rzucił chłopakowi Sehuna w twarz. Potem zostawił ich oniemiałych, wpatrujących się w niewinny, złoty kawałek biżuterii.
Lay przelotnie pomyślał, ze mógłby wyjadać okruszek po okruszku z włosów Luhana, ale na szczęście udało mu się to zachować dla siebie.
**
Podczas podróży samolotem Luhan miał łzy w oczach. Siedział tuz przy oknie, więc uporczywym wpatrywaniem się w chmury próbował zamaskować swój godny pożałowania stan.
Zaledwie dwa dni temu wpadł na ten idiotyczny pomysł. Sądził, że skoro miewa tak duże problemy z opanowaniem swoich najdzikszych instynktów trzeba podjąć stanowcze kroki w celu wyeliminowania nieeleganckich gestów i zachowań. Do takich zaliczało się między innymi sięganie ręką do okolic rozporka i poprawianie się. Albo drapnięcie.
Luhan zacisnął konwulsyjnie szczęki, zdesperowany, by nie uronić ani jednej łzy. Zacisnął też ręce na oparciu fotela, tak, jakby od tego trzymania miała zależeć pomyślność ich lotu.
Zachęcony poradami internetowymi, węsząc możliwość upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu – oduczenia siebie paskudnych zachowań oraz zachwycenia Sehuna ogromną zmianą, Luhan pozbył się tego, co internauci i internautki uznawały za zbędne za pomocą żyletki. Z początku efekt wydał mu się wspaniały, totalnie inne uczucie, lekkości, świeżości i komfortu… by z czasem zamienić jego całą egzystencję w piekło.
Swędziało. Czerwone krosteczki wykwitłe na skórze dręczyły go nieustannie. Torturowały.
Całe jego istnienie skupiło się na tym właśnie aspekcie. Jego egzystencja skumulowała się w ogołoconym miejscu i krzyczała. Wrzeszczała, ryczała swędzeniem.
Luhan potarł kolanem o kolano, mając wrażenie, że zaraz zginie. Mimo smarowania się przeróżnymi specyfikami tuż przed wylotem nic nie było w stanie ukoić cierpienia, jakie przynosiła męka niemożności podrapania się.
- Przepraszam, Luhan… czy mogę z Tobą porozmawiać?
Heroizm chłopaka, który odwrócił głowę w kierunku zdenerwowanego pyszczka Tao mógłby być opiewany przez najznakomitszych poetów starożytności.
- Tak, Tao? – Blondyn chrząknął, aby oczywiście swoje suche jak pieprz gardło –Nie krępuj się, kochanie.
Czarnowłosy chłopak spuścił głowę. Chciałbymuczunićmojegoduizganganaprawdęszczęśliwymjaktytorobiszżejesteściezsehunemcałymswoimświatem.
- Jak… jak mógłbym okazać wdzięczność w najpiękniejszy sposób? Osobie, która jest dla mnie warta więcej niż moje życie?
- Och… - Luhan zawiercił się w fotelu, wzdychając nieco spazmatycznie. Nie był gotowy na taką rozmowę, nie spodziewał się, że ich mały Tao tak szybko dojrzeje no i miał lekkie problemy, o ile dziki świąd wykraczający poza granice pojmowania można nazwać lekkim problemem.
- Myślę, że drobne małe gesty będą na początku najlepsze – skinął mu głową, wpatrując się w ciemne oczy, mając nadzieję, że ich maknae zrozumie go od razu. W każdej innej chwili Luhan gotowy był na długi wykład o szczęściu, potrzebie zrozumienia, bliskości, rzeczach w życiu najpiękniejszych, ale teraz okazało się, że lepiej byłoby zawsze mieć w zanadrzu proste, krótkie odpowiedzi niewymagające silenia się na wzniosłe metafory.
- Wiesz, wielkimi czynami łatwo kogoś spłoszyć, prawda?
Ciekawe czy Sehuna spłoszy jego głupota. O Boże, dlaczego nie mogą lecieć tam za tydzień, dlaczego nie zrobił wcześniej próby generalnej?
- Porozmawiamy jeszcze o tym, dobrze? – dopytał starszy chłopak widząc, ze Tao nadal jest nieco zmieszany – Przepraszam, kochanie, ale jestem trochę zmęczony, niepotrzebnie wczoraj nagrywałem jak Lay przytrzaskuje sobie palce drzwiami, ale to było takie fajne! – zaśmiał się nerwowo i zerknął w kierunku ich osobistego iluzjonisty, który świdrował go wzrokiem.
- Oczywiście… Ja… bardzo… ci dziękuję.
- Och, Tao, kochanie, nie masz za co! Po prostu teraz naprawdę muszę zebrać siły!
**
Jak zwykle to, co działo się na lotnisku przekraczało ludzkie pojęcie. Tłum gęstniał i pęczniał z każdą sekundą jak zalana wrzątkiem kasza kuskus. Piski, krzyki, próby skandowania atakowały uszy, a ręce wyciągały się w ich kierunku jak najdzikszy koszmar kieszonkowca. Tłum falował, skakał, wznosił się i opadał, napierał na nich.
A nikt mnie nawet nie podrapie, pomyślał Luhan, starając się przeć naprzód.
Niespodziewanie jego udręka została zakończona 10 sekund później.
**
Kai tego dnia był naprawdę rozkojarzony. Jego nowe opowiadanko uzyskało przez noc jedynie dziesięć nowych komentarzy, co było wynikiem raczej miernym jak na jego olśniewające zdolności pisarskie. Był przecież wirtuozem słowa, geniuszem fabuły i odgadywał pragnienia tych słodkich istot, zgarbionych nad swoimi komputerkami. Dlaczego tylko dziesięć?
Ponadto był naprawdę wściekły i zmęczony napięciem, jakie panowało w grupie. Mimo intensywnego myślenia i planowania nie był w stanie powstrzymać tych wszystkich zdarzeń. Na początku chciał zapobiec tak szybkiemu rozwojowi wypadków. Suho nie kontrolował swojego anioła stróża i niezależnie od tego, czy ten istniał naprawdę, czy nie – Chanyeol, Baekhyun i Sehun pozostawali pod silnym wpływem albo nadprzyrodzonych mocy albo własnych wymysłów, których intensywność była podsycana przez zachowanie lidera. Co więcej, D.O. też jeszcze bardziej wycofał się z życia. Wieczorami, po treningach siadał nad biureczkiem i coś tam sobie wyklejał w albumie czy specjalnym zeszyciku. Jak na razie Kai szanował w pełni jego prywatność, tłumacząc sobie, że tak właśnie został wychowany – by respektować prawo do intymności innych osób. Prawda była taka, że uważał Kyungsoo za osobę, która nie ma nic fascynującego do ukrycia. Jeżeli sprawdzanie jego rzeczy nie mogło dostarczyć Kaiowi przyjemności, nie było to warte jego wysiłku.  Młody chłopak był hedonistą w najdokładniejszym tego słowa znaczeniu.
Teraz skierował się ku schodom, żeby dołączyć do reszty oczekującej na przylot ich przyjaciół. Zły z powodu awarii windy wycelował stopą w pierwszy stopień, lecz zamiast spokojnie przenieść ciężar ciała  i kontynuować schodzenie stracił równowagę, w kostce poczuł eksplozję bólu i przechylił się do przodu, lecąc w dół.
- Kuuuuurw…!
PYK.
Kai ledwie zarejestrował to, że usiadł na czymś miękkim. W sali weselnej, w której aktualnie się znajdował, zaległa cisza. Chłopak sięgnął ręką pod swoje siedzenie, a zadziwiony konsystencją i chłodem substancji podniósł ją do oczu. Białe mazidło. Krem.
Zanim ktokolwiek mógł głośno nazwać to co się stało – piękny Koreańczyk usiadł na torcie weselnym – Kai zniknął pozostawiając zmiażdżone ciasto, zabierając ze sobą odrobinę słodkiej masy na tyle spodni.
PYK.
Znów leciał nad schodami i zaczął machać rękoma, by uchronić się od upadku… Nie, nie może zniszczyć swojej twarzy, to był priorytet…
PYK.
Otworzył oczy i starał się odetchnąć pełną piersią, ale było to niemożliwe, w końcu było zbyt duszno. Kai znajdował się w saunie pełnej starych, nagich kobiet, poczuł się otoczony, zdominowany przez te pomarszczone, galaretowate ciała pokryte siatkami rozstępów i zmarszczek. Wyszczerzył oczy, skupił się, by nie zacząć oddychać – nie tutaj, nie z nimi, nie mógł oddychać tym samym powietrzem co te spocone, posunięte w latach organizmy – i gdy te zaczęły krzyczeć to stało się znowu…
PYK.
Schody.
PYK.
Przyrżnął w cos bardzo mocno własnym ciałem i krzyknął ogłuszająco, gdy wrzawa dotarła do jego uszu. Piski, szczebiotanie tłumu zamieniło się w ryk. Poczuł, że teraz naprawdę upada, ale zdołał zatrzymać się na czymś ciele, które niezupełnie leżało, a klęczało. Jego głowa znalazła się na czyichś łydkach i poczuł rosnąca panikę, bo tłum, który był zgromadzony wokół nich eksplodował wrzaskiem…
PYK.
Znalazł się na samym dole schodów. Nie upadł, po prostu wylądował na brzuchu, bez żadnych obrażeń. Serce biło mu jak oszalałe, bał się podnieść, by znów nie teleportować bez udziału świadomości.
Kurwa, co się właśnie stało?
**

13 września 2012

Jaguar i inne chłopaki, cz.6


**
- Coś się stało? -  ciepła, delikatna dłoń musnęła ramię głównego tancerza chińskiej grupy EXO.
Lay odskoczył od Luhana. Nadal nie mógł się przyzwyczaić do kontaktu z ciałem osób, których nie można było określić mianem dziewicy. Nie, Lay nie gardził takimi ludźmi. Po prostu czasami trudno było pogodzić obie jego natury; jedną wzniosłą, czystą, dążąca do perfekcji i tę, która uważała Luhana za całkiem niezłego kociaka. I tak dobrze, że teraz już czuł tylko dyskomfort związany z temperaturą; jeszcze trzy tygodnie temu dostawał poparzeń.
Będzie musiał nad tym popracować. Przyzwyczajać się do obecności tych, którzy już zdołali się z kimś przespać.  Nie chciał przez całe swoje życie obracać się jedynie w kręgu nastolatków albo nieszczęśliwych ludzi.
Niemniej jednak wstydził się za swoje reakcje. Niekoniecznie chciał wiedzieć o Luhanie, że kwestia jego czystości jest problematyczna.  Nie tylko przez to, co zrobił, ale też jaką był osobą.
- Skądże… po prostu żal mi Tao.
Luhan pokiwał głową. Był także głęboko współczująca istotą i nigdy nie podejrzewał ludzi o złe intencje (no, może siebie, gdy odczuwał te okropne potrzeby), niemniej jednak Lay był blady. I zmartwiony, ale tez dziwnie podniecony, podekscytowany.
- Wszystko będzie z nim ok., to tylko zwykła grypa.
Lay zgodził się z nim, wzdychając cicho. Tak, oczywiście, to było zwykłe przeziębienie, jednak on wiedział swoje. Wiedział, że skoro teraz mają tak wiele, to kiedyś nie było im tak cudownie. Sam pamiętał swoje poprzednie życia, no, przynajmniej kilka z nich.
W ostatnim był pięknym koniem przytwierdzonym do karuzeli. Jego martwe, namalowane oczy widziały z reguły świat rozmazany; niewielki wycinek rzeczywistości zaklęty w wirujące barwy. Jego kopyta, zastygłe w wymyślnej pozie drętwiały przez całe lata, a ufryzowana grzywa ciążyła nienaturalnie. Jedyną pociechą były małe, dziecięce rączki, które obejmowały jego smukła, białą szyję i śmiały się, gdy udawały, że galopują na nim, wolne i niezależne.
Tak wyglądały jego najlepsze lata. Z czasem jego śnieżny grzbiet obdrapał się, grzywa lśniąca tęczowymi barwami zbladła, a jedna z nóg odłamała się. I żadne dzieci nie chciały już, by poniósł je w świat marzeń.
Zezłomowali go. Był to moment ulgi… ale wielkiego strachu, gdy słyszał pracujące maszyny. Niepotrzebny, zapomniany, wśród innych koni, które cierpiały z powodu poobrywanych uszu, zatartych tęczówek.
Rozumiał lęk Tao. Jego strach, którym pachniał cały pokój.
- CZY JA MAM WAS PROSIĆ, ZEBYŚCIE ZESZLI MI Z DROGI?! TRZEBA WAS O TO BŁAGAĆ NA KOLANACH?!
-Oczywiście nie, Chen, przepraszamy.
**
- Tao.
Tao niemal dostał zawału, gdy zobaczył nad sobą twarz lidera grupy chińskiej. Serce zatrzepotało mu w piersi i miał wrażenie, ze gorączka, którą jego organizm zwalczył z pomocą leków bez recepty wraca z całą mocą, potężną falą uderzeniową, a jej centrum zbiera się na jego twarzy.
- Tak, chłopczyku? – odparł bez tchu, unosząc się wyżej na poduszkach, jeszcze odrobinę skracając dystans między nimi. Ta bliskość, to ciepło... miał ochotę westchnąć i wchłonąć w nozdrza jego zapach; zamiast tego smarknął głośno, kompletnie zapomniawszy, że ma okropny katar.
Kris skrzywił się, posyłając mu spojrzenie pełne nagany. „Chłopczyku” i smarki w jednej sekundzie odkryły w nim całkiem nowe pokłady dezaprobaty.
- Zitao, jako lider i jako twój starszy kolega nie będę tolerować takiego zachowania… - skarcił go łagodnie, ale dobitnie, z satysfakcją obserwując jak wymęczona twarz Tao tężeje ze stresu – Ale rozumiem, że jesteś chory – pogłaskał jego policzek w kojącej pieszczocie, chcąc załagodzić poprzednią surowość – Musiały ci się śnić straszne rzeczy, prawda?
Tao pokiwał głową, czując, ze skóra na jego policzku zaraz się zwęgli. Cały się zwęgli. Był tylko marnym prosiakiem, a teraz otrzymał taką formę, równą formie Krisa… Był człowiekiem i to było fenomenalne. Miał nogi, zręczne palce, jego myśli były płynne i nie składały się z samych wrażeń zmysłowych. Kris, kiedyś nieosiągalny ze względu na różnice gatunkowe, ale jednak tak bliski, teraz był w jakimś sensie dostępny o wiele bardziej. Tao był jak on. Mógł okazać mu tyle samo uczuć, w sposób jaki on na pewno zrozumie.
- Tak – i Tao pod wpływem podobnych myśli wyciągnął ramiona, objął mocno lidera i przycisnął swoje udręczone, spocone ciało do jego nieskazitelnie białej koszulki. Wtulił nos w zagłębienie między szyją a barkiem chłopaka i odetchnął przez usta. Przez głowę, niczym barwne wstęgi, przelatywały mu wspomnienia z poprzedniego życia, szybkie, ulotne, sprawiając, że maknae czuł się jeszcze bardziej zmieszany.
- Duizhang… Ja… nie mogę wyrazić słowami, jaki jestem wdzięczny, ze zawsze sprawujesz nade mną opiekę… - odsunął się od niego, a w oczach zalśniły mu prawdziwe łzy, nie gorączki, nie zmęczenia, ale najprawdziwszego wzruszenia i szczęścia, że mógł go odnaleźć. Że może przy nim być i pamiętając o przeszłości może uczynić jego życie pięknym. Chciał uczynić jego życie pięknym… Za to, że pochylił się kiedyś nad niezgrabnym, chudym prosiakiem.
Kris chrząknął cicho, zmieszany. Stracił całą swoją pewność siebie po tym intymnym wyznaniu chłopaka. To, że przed kamerami Zitao mógł mówić takie rzeczy nie było w ani jednym procencie tak poruszające jak to spotkanie przy zapoconych kocach.
- Mój dobry Tao – pogłaskał go po czarnych włosach i wbił wzrok w pościel – Przecież nie zrobię ci przykrości tylko dlatego, że trochę osłabłeś, prawda?
Młodszy chłopak otarł swoje łzy wierzchem dłoni, kiwając głową. Zerknął nieśmiało na nagle poruszonego Krisa i wyciągnął rękę, by unieść jego podbródek. Nie chciał, by Kris kiedykolwiek czuł się przy nim niezręcznie. To on powinien tak się czuć. To on ma względem niego dług do spłacenia.
Jednak tę słodką scenę przerwał telefon. To Baekhyun dzwonił do lidera grupy chińskiej.
Kris sięgnął do kieszeni i chwycił komórkę, odwracając się do chorego bokiem. W następnym momencie skrzywił się, gdy usłyszał przyjaciela.
- Do kurwy nędzy, chyba tylko ty jesteś na tyle rozgarnięty, żeby ogarnąć cały ten burdel, nie? Skoro ostatni raz po pijaku nazwałeś nas wszystkich swoimi osobistymi sukami to teraz weź za to odpowiedzialność i wypierdol tajemniczego Anioła Stróża Suho aż pod niebiosa, bo mamy z nim upierdliwy problem.

**
- Nie musiałeś mówić mu, ze jestem impotentem – powiedział cicho Chanyeol, gdy Baekhyun zakończył połączenie.  Mówił jednak bez przekonania gdyż zdawało mu się, że Kris po tej rozmowie ma niewielkie szanse na zapamiętanie akurat tego faktu. Był znacznie mniej kontrowersyjny i ciekawy od całej reszty wypowiedzi Baeka, która była krótka i treściwa, aczkolwiek naszpikowana interesującymi wiadomościami.
Poza tym jego słodki Hyunnie trzymał w ramionach trzęsącego się Sehuna, który szlochał cichutko, próbując znaleźć ukojenie na kolanach przyjaciela. Ten głaskał go swoimi szczupłymi  rękoma po plecach.
- A co, boisz się, że Lay zastosuje ostry healing i położy ci kopyta na fujarze, by cię uleczyć? Kurwa, niedoczekanie twoje, nie widzisz, ze mamy jakby większy problem?  - wskazał wzrokiem na najmłodszego członka exo, któremu najwyraźniej puściły nerwy. Przybiegł tu zaledwie pół godziny temu i opowiedział o wszystkim, co mu się wydarzyło, a kolana i ręce trzęsły mu się tak, ze w końcu Baek przygarnął go do siebie, co totalnie rozkleiło przestraszonego chłopaka.
- Próbowałem thiiiiięęęę z nim zaprzyjaźniiiithhhhh! Hociaż go nie widaaaaaath! Podtheeeedłeeeeem do powietrzaaaaa i zapytałem jak thiiiięęęę maaaa!
- Mądre, kurwa – wtrącił Baekhyun, zastanawiając się, czy to jakiś numer SM’u, czy jakaś katastrofa platformy wiertniczej nie zmieniła ich jedzenia w halucynogenne gówno.
Był chyba najbardziej twardo stąpającym po ziemi członkiem w  całym exo, a tu okazuje się, ze wszyscy zaczynają wydziwiać niestworzone historie, bo pewnie wewnętrznie uważają grafik za zbyt zapchany, więc  trzeba zniweczyć ich boski porządek. Wysoce irytujące.
- Zaczął robithhhhhhh mi krzywdęęęęę! – zaszlochał Sehun, odnajdując nowa pasję w swoim cierpieniu – Dothałem thurczów w całym cieeeeleee! A Thuho zemdlał! A potem… potem powietrze powiedziało „thpierdalaj”…
Słysząc o skurczach, Baekhyun zerknął na Chanyeola, który nagle jakby wstąpił się w siebie i próbował stać się nienaprzykrzającym elementem dekoracji pokoju.
Najbardziej przytomną rzeczą wydawał się być telefon do Krisa. Jeden fanatyk fallen angels wprowadził niemal cały band w histerię, a na wywiadach piał, ze jest guardianem. Drugi, happy virus, który nagle klapnie, przestraszony wizytą NIEWYTŁUMACZALNEGO i dziecko podatne na sugestię.
To nie na moje, kurwa, siły, pomyślał Baekhyun, kręcąc z niedowierzaniem głową.
**
Tao obserwował z lękiem twarz swojego lidera. Teraz gościł na niej wyraz niedowierzania, zmarszczone brwi sygnalizowały, że chłopak intensywnie myślał i trawił informacje. Telefon spoczywał w jego dłoni ściskany tak mocno, że młodszemu chłopakowi zdawało się, że obudowa zaraz zafaluje gwałtownie pod naporem szczupłych palców, a odłamki prysną w każdy kąt pokoju. Jego duizhang był taki silny.
Maknae po raz kolejny dzisiejszego dnia odczuł zaniepokojenie. Jeszcze przed chwilą, totalnie szczęśliwy z powodu odkrycia, że jego życie zyskało sens wpatrywał się w przyjaciela, podziwiając jego profil. Życzył sobie, by mógł uczynić go człowiekiem spełnionym, by mógł wnieść w jego życie odrobinę siebie, wraz z najpiękniejszymi wartościami. Cisza, jaka zagościła w tych czterech ścianach, gdy Kris uważnie słuchał, co tez Baekhyun ma mu do opowiedzenia pozwalała myślom Tao podryfować stanowczo za daleko. Chciał rozpocząć wnoszenie radości w życie duizhanga natychmiast, teraz, już. Pośpiech, tak obcy i nienaturalny u młodego mistrza walki podsuwał mu wręcz poronione pomysły.
Pierwszym była na przykład litania. Tao już w myślach oprawił swoją własną, osobistą książeczkę, świadectwo oddania i uwielbienia, w kunsztowny, biały jedwab, już wyszył na okładce złota nicią „O tym, kto najwspanialszy”, już zapisał z piętnaście kruchych, pergaminowych stron sentencjami typu „Cudowny Krisie o wspaniałym ekierkowym kącie załamania szczęki”, „O Krisowa linio brwi niczym łuk triumfalny będący dowodem twego intelektu”, „Podziwiam twój angielski, duizhang”.
Jednak im dłużej wpatrywał się z uwagą w profil zasłuchanego przyjaciela ta opcja stworzenia idealnego, wartościowego podarku wydała się niewystarczająca. Kris przecież doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jaki jest świetny i nie potrzebuje modlitewników poświęconych własnej osobie.
Może powinien oddać mu się na usługi. Związać się honorową przysięgą krwi. Naciąć wnętrze swojej reki, naciąć dłoń Wufana w tym samym miejscu, złączyć ich dłonie i przysiąc mu na własne życie, że już nigdy nie go nie opuści, że za całe dobro, którego Tao doświadczył, ten oddaje się do jego dyspozycji…
Nie. To było znów zbyt pompatyczne, poza tym Zitao chyba nie byłby w stanie naciąć skóry swojego dobroczyńcy.
Gdy połączenie zostało zakończone, czarnowłosy chłopak przestał planować. Być może brak genialnego, olśniewającego pomysłu był jeszcze efektem choroby. Może zdoła coś wycisnąć ze swoich licznych zwojów mózgowych później. Albo zapyta Luhana, jak wyraża się podziw i oddanie w sposób subtelny i wykwintny. On wydawał się być odpowiedni, zawsze kulturalny, umiejący adekwatnie do danej sytuacji się zachować, a poza tym osoba obdarzona takim charakterem na pewno mu doradzi.
- Wygląda na to, Tao, że twoja choroba jest teraz najmniejszym zmartwieniem – lider odwrócił się ku niemu, ręka przecięła powietrze, gdy chłopak sięgnął, by pogłaskać czarne włosy. Kris zdał sobie sprawę, że może spuścić z tonu, gorączkowe majaczenie ich małej pandy było niczym w porównaniu z tym, co musiało dziać się u koreańskiej grupy.
- Odpocznij – Tao drgnął, widząc ten ciepły, lekko zdezorientowany uśmiech; Kris rzadko kiedy sprawiał wrażenie człowieka skonfundowanego, więc ten wyraz twarzy zaniepokoił maknae – Ja… ja muszę to wszystko przemyśleć.
- We wszystkim ci pomogę, duizhang. We wszystkim. 
Gorące zapewnienie Tao jeszcze długo zdawało się odbijać echem w pokoju, nawet po wyjściu Wufana.
**

10 września 2012

Control.

Haj haj ^^ Dzisiaj Jaguara nie będzie, za to proponuję Wam inne jednoczęściowe opowiadanie z chłopakami z exo. Nie jest to komedia, dlatego nie jestem pewna, czy przypadnie Wam do gustu (jakoś średnio czuję się w poważniejszych formach, wymagają totalnego skupienia i opanowania napisanego przez siebie tekstu), niemniej jednak przez nadchodzącą jesień miałam ochotę na coś innego.
Jaguar wróci w tym tygodniu, obiecuję ^^

Fik otrzymał angielski tytuł, bo po prostu tak lepiej brzmi (moim zdaniem). Występują w nim Luhan, Kai i Sehun (Hunhan, Lukai, Sekai pojawią się także, jeżeli ktoś woli zostać uprzedzony o yaoi). Opowiadanie jest przeznaczone dla dorosłego czytelnika, dowalam znaczek +18.

Control.
 
Przez dwadzieścia cztery lata swojego życia Luhan opanował sztukę udawania na tyle, by nie musieć bezustannie analizować swojego zachowania. Każde jego słowo, gest, kłamstwo, mina były obliczone, by spełniać jakiś jego cel, którym najczęściej było nie zwracanie na siebie uwagi. Chłopak czuł się nienaturalnie, gdy ktoś naruszał jego kokon prywatności, tak starannie wokół siebie uwity. Za wiele miał do stracenia, gdyby ktokolwiek zaczął się o niego troszczyć, martwić czy kwestionować jego wybory. Dlatego też zawsze, ale to zawsze kontrolował siebie i starał utrzymywać się relacje z innymi ludźmi na odpowiedni dystans. Był postrzegany jako miły, uczynny, ale nieco zbyt nieśmiały i zamknięty w swoim świecie. Tuszował to jednak ponadprzeciętnymi wynikami w nauce, co wyjaśniało społeczeństwu jego wycofanie względem ludzi i zapewniało upragniony, bezpieczny spokój z dala od osób, które mogłyby chcieć odebrać mu chociaż skrawek kontroli nad samym sobą.
Kontrola była najważniejsza. Dawała mu poczucie władzy i siły, których zawsze mu brakowało. Tylko i wyłącznie z samokontroli wypływało jego poczucie bezpieczeństwa tak jak i stabilność której potrzebował. Jeżeli chodziło o panowanie nad wszelkimi instynktami i popędami jego ciała to jego nerwy ze stali były jego pewnością, że nie jest miernotą i śmieciem. Stało się to w końcu skrywaną obsesją, manią i pasją zarazem. Kontrola. Dawała satysfakcję, pozwalała odetchnąć w nocy, gdy odprawiał codzienny rytuał przypominania sobie zdarzeń minionego dnia. Była jego dumą, jego celem w samym sobie. Gdyby zawiódł na tym polu, straciłby wszystko, co miało dla niego jakąkolwiek wartość. Za każdym razem, gdy zastanawiał się, co byłoby, gdyby zjadł o trzysta kalorii więcej, gdyby nie trzymał się ustalonego planu sześciu godzin nauki dziennie i odpuścił po czterech, gdyby wpuścił do swojego życia osobę, która widziałaby potrzebę zmian w ich samym – czuł narastający strach, wręcz panikę. Całe jego życie było skrupulatnym wypełnianiem planu, stawianiem haczyka przy kolejnych punktach listy rzeczy do zrobienia.
Może właśnie dlatego, gdy Jongin nagiął zasady postawione przez Luhana, tym samym odkrywając przed nim nieznane dotąd uczucia, chłopak nie był w stanie myśleć przez większość swojego czasu o niczym innym tylko o kolejnym spotkaniu.
**
Nigdy nie pozwolił nikomu posunąć się tak daleko, jak pozwolił jemu. Do tej pory nie wiedział, czy to wynikło bardziej przez jego zachowanie czy to Kai skorzystał z okazji, wyczuwszy jego uległość?
Po raz pierwszy spotkali się w dość specyficznym miejscu, klubie o którym nie wiedziało zbyt wiele osób. Zwyczajem Luhana, ściśle wpisanym w grafik było przychodzić tu raz w tygodniu, w sobotni wieczór, wypić drinka lub dwa, znaleźć kogoś, z kim mógłby spędzić choć kilka godzin, może noc. To, że był raczej wycofany z życia swojej uczelni i unikał zawiązywania bliższych relacji z kolegami z pracy, którą podejmował dorywczo, nie znaczyło, że nie odczuwał popędu seksualnego. Zorganizowanie sobie partnera na jedną noc w tygodniu wydawało mu się rozsądnym pomysłem. Było kolejnym punktem do zaliczenia oraz czymś, co jednocześnie  pozwalało mu zachować równowagę.
Ponadto same przygotowania do wyjścia były przyjemne. Chłopak rzadko pozwalał sobie na podobne chwile, gdy był skupiony tylko i wyłącznie na komforcie. Brał długą kąpiel podczas której delikatnie mył i masował swoje ciało, powoli się odprężając. Surowa dyscyplina z jaką traktował cały swój organizm ustępowała tkliwości z jaką dotykał się w wannie, otoczony ciepłą wodą. Niekiedy już sam zaczynał się wtedy pieścić, każde muśnięcie palcami nagiej skóry, ukrytych pod nią kości, mięśni i ścięgien stawało się aktem autoerotyzmu. Chociaż dotyk był subtelny, sprawiał, że jego ciało wybudzało się powoli z otępienia charakterystycznego dla tygodnia pełnego pracy i wyrzeczeń, zaczynało łaknąć spełnienia, tęsknić za ekstazą.
Następne etapy zawierały już w sobie o wiele mniej rozczulania się nad sobą. Luhan oglądał swoje ciało, znów krytycznie szukając  w lustrze oznak tego, że zbytnio sobie odpuścił. W każda sobotę przyrzekał sobie, że w nadchodzącym tygodniu będzie uważniej śledził swoją dietę. Wystające kości miednicy, zarysowane miękką falą żebra, smukłe uda, obojczyki zdające się spod skóry rzucać wyzwanie… to wciąż wydawało się zbyt nieposkromione, nieważne jak dugo Luhan oglądał siebie i porównywał z innymi. Porównywał ze swoim ideałem w głowie, wdrukowanym na stałe w jego umysł.
Na szczęście jeszcze wciąż wiedział, że może być atrakcyjny. Miał naprawdę chłopięce rysy twarzy, co było najprawdopodobniej efektem wczesnego zachorowania na anoreksję i mógł podawać się za młodszego, jeżeli wiedział, że jego potencjalnemu partnerowi by się to spodobało. Dodatkowo, by sprawiać wrażenie jeszcze bardziej niedojrzałego, podkreślał swoje oczy subtelnym makijażem, co może wyglądało nieco ekstrawagancko, ale cel uświęcał środki. Dzięki takiemu postępowaniu to raczej on najczęściej wybierał sobie towarzysza na konkretną noc.
Wyjątkiem od tej reguły było spotkanie z Jonginem. Jak się okazało później, pojawił się on w życiu Luhana, torując drogę dla wielu kolejnych wyjątków.
**
Kai był intrygujący. W klubie bywało wielu cwaniaków, którzy starali się być sprytni i inteligentni; ich wystudiowana nonszalancja i potrzeba zdominowania partnera podczas konwersacji była dla Luhana przytłaczająca. Chłopak nie potrzebował kogoś, kto na każdym kroku podkreślał swoją inteligencję i zdolności do ciętego ripostowania. Raz, że do łóżka nie zapraszał nieznajomych na podstawie punktacji, jaką osiągnęli rozwiązując testy IQ, dwa – byli to zwykli pozerzy, którzy mieli wyćwiczone jedynie kilka scenariuszy i gubili się, gdy sytuacja ich zaskakiwała. Luhan nie chciał się użerać z frajerem, tacy nie skupiali się na rzeczy i ich uwagi były irytujące, mimo niekiedy dobrych intencji.
Ten był inny. Z początku, gdy podszedł do niego i poczęstował papierosem, wydawało mu się, ze oto kolejny dobrze wyglądający idiota. Chciał go zbyć, zakwalifikowawszy go do grona osób zainteresowanych raczej własną wspaniałością niż seksem z drugą osobą, ale po dłuższej chwili zmienił zdanie. Jongin, bo tak przedstawił się niespodziewany towarzysz wydawał się zafascynowany Luhanem, nie tracąc przy tym pewności siebie. Pełen seksualnej energii, atrakcyjny i okazujący zainteresowanie chłopakowi, Jongin sprawił, że ten poczuł się bardziej niż zwykle zaangażowany w te przedwstępne gierki. 
W pewnym momencie Luhan stracił niemal rachubę czasu. Z brodą opartą o dłoń wpatrywał się w Kaia i spijał z jego ust każde niemal słowo, reagując spontanicznie śmiechem na jego uwagi i żarty, od czasu do czasu dorzucając coś od siebie. Im dłużej rozmawiali, tym większa czuł ochotę na niego i jego ciało. Nie mógł odeprzeć wrażenia, że podobnie jest i w jego przypadku. Zdawali się zbliżać coraz bliżej siebie, słowa splatały się w coraz śmielsze zdania, w końcu to Kai przerwał podchody i chwycił go za nadgarstek, pociągając go sugestywnie ku sobie. Cichy dźwięk protestu wydarł się z gardła Luhana, gdy jego nowy znajomy zamiast ku wyjściu pociągnął go wgłęb klubu, do darkroomu.
- Nie pieprzę się w takich miejscach – złapał Kaia za rękę, marszcząc brwi, z niechęcia myśląc o tym pomieszczeniu; przygryzł wargę, widząc oczyma wyobraźni jak traci szansę na dobrze zapowiadającą się noc. Zamiast jednak zaciętości, na twarzy Jogina dostrzegł tylko uśmiech pełen niedowierzania.
- Księżniczka Lulu?
Luhan spojrzał na niego z powątpiewaniem. Strasznie nie znosił, gdy mężczyźni odnosili się do niego jak do kobiety tylko z tego powodu, że to on był zwykle stroną pasywną; teraz jednak znów zwątpił w swój osąd, bo uwaga nowopoznanego zdawała się odnosić raczej do wyrafinowanego gustu chłopaka, który przywiązywał dużą wagę do wyboru odpowiedniego miejsca na seks.
- Okej, w takim wypadku jedźmy do mnie – śmiało, nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony pewnie objął go w pasie, kładąc rękę na kościstym biodrze. Wyszli w ciemną noc, by złapać taksówkę.
**
Gdy Kai  zamknął za nimi drzwi przywarli do siebie, w ciemności poszukując swoich ust. Luhan objął go kurczowo za szyję, niemal wciskając swoim ciałem w jego, lgnąc do niego poprzez natrętne, niecierpliwe ocieranie. Entuzjazm i podekscytowanie nie opuszczały go od chwili, gdy wsiedli razem do taksówki; we wnętrzu samochodu napięcie między nimi było coraz bardziej wyczuwalne, zdawało się tężeć w powietrzu. Chłopak ledwie powstrzymywał dyszenie, gdy Kai, z niewzruszoną miną patrząc przez okno sunął ręką po jego udzie, ściskając je lekko. W górę i w dół, starannie wymierzona tortura, która miała być jedynie zachęcającą pieszczotą. Po takim wstępie Zależało mu na jak najszybszym dotarciu do mieszkania przyszłego kochanka; obaj po dotarciu na miejsce pokonali schody w ekspresowym tempie, trzymając się za ręce.
Teraz wszystko było perfekcyjne. Długo wyczekiwany kontakt, miękkie, wilgotne pocałunki, nabierające tempa oddechy; słysząc jak ich języki i wargi pieszczą się wzajemnie Luhan dostawał dreszczy, pozwalał Kaiowi przyciskać się do ściany, wsunąć jeszcze chłodne ręce pod koszulkę. Z zaangażowaniem odwzajemniał każdy dotyk i to on pierwszy zdjął z partnera t-shirt, by móc przesunąć palcami po jego klatce piersiowej, żebrach, brzuchu, przez moment podziwiając w ciemności zarys jego sylwetki.
Kątem oka zauważył jednak coś, co kazało mu chwycić Jongina za ramię i odciągnąć jego twarz od swojej szyi.
- Mieszkasz z kimś? – z niedowierzaniem spojrzał w jego ciemne oczy, a gdy do Kaia nie dotarło to pytanie, Luhan wskazał głową na światło wylewające się szparą między podłogą a drzwiami.
- Ach, tak – Jongin zerknął w tamtym kierunku przelotnie, zaraz obejmując Luhana mocniej w pasie, całując go w usta, nieco zniecierpliwiony – Sehun. Nie martw się, nie przeszkadza mu to - rejestrując, że jego słodki, uroczy towarzysz wnikliwie analizuje sytuację, bojąc się, że jeszcze mu wyfrunie, pociągnął go w stronę swojego pokoju, gdzie wreszcie zajęli się sobą.
**
Luhan usiadł na łóżku i wlepił wzrok w leżącą na podłodze zużytą prezerwatywę, która wyglądała zza źle zwiniętej chusteczki. Przez chwilę myślał o tym, bo by było, gdyby Kai poślizgnął się na niej jak na skórce od banana. Rozkojarzenie, straszna sprawa.
Potrząsnął głowa i sięgnął do spodni swojego kochanka, by wyciągnąć z nich papierosy. Jego ruchy były raczej niezgrabne i niezdarne, ręce lekko drżały. Był zmęczony i kręciło mu się w głowie, efekt mieszanki braku snu, intensywnego wysiłku i głodu. Po kilkunastu sekundach znalazł nieco wymiętą paczkę wraz z zapalniczką.
Zerknął na śpiącego obok Kaia, bezwstydnie nagiego, z kołdrą splątaną między jego nogami. Odpalił papierosa i zaciągnął się nim, aby uspokoić nerwy. Wczoraj wszystko poszło inaczej niż zwykle, bardzo inaczej i to niezwykłe odstępstwo od normy sprawiało, że Luhan czuł się zmieszany. Lubił swoje poukładane życie, gdzie każda czynność miała wyznaczony czas i miejsce i była wykonywana w ściśle określony sposób. Nawet jeżeli chodziło o łóżko to miał opracowane sposoby, by każdy seks, mimo różnych kochanków wyglądał niemal identycznie. Zawsze były dwa warianty. Chłopak albo decydował się ujeżdżać kochanka, albo pozwalał brać się w pozycji klasycznej.
Wczoraj wszystko poszło inaczej. Gdy tylko po dłuższej zabawie, która wydawała się Kaiowi podobać – komu nie podobało się, gdy Luhan brał jego erekcję w usta? – położył się przed nim na plecach, rozkładając zapraszająco nogi, młodszy chłopak owszem, zawisł nad nim, ale zamiast kontynuować dobrze znany Luhanowi scenariusz uśmiechnął się.
- A może położysz się na brzuchu, co, skarbie? Mam ochotę wziąć cię i pieprzyć takiego… - pochylił się nisko nad twarzą Luhana, z przyjemnością obserwując zmieszanie i wstyd, które odmalowały mu się na twarzy. Pogłaskał rozgrzany, zarumieniony policzek palcami i przesunął miękko językiem po jego uchu – Nie daj się prosić.
Powoli z ociąganiem i niepewnością, chociaż starał się to zatuszować, Luhan spełnił jego życzenie. Niemal od razu zaczął źle się czuć nago, w towarzystwie obcego w zasadzie chłopaka. Nie mógł pohamować lekkiego drżenia, gdy panika z powodu znalezienia się w tak niespodziewanej sytuacji zaczął przyćmiewać mu zmysły. Stracił kontrolę, nie widział go, nie mógł odpowiednio zareagować, gdyby ten miał mu zrobić coś złego…
- Spokojnie – usłyszał nad uchem szept Kaia, gdy ten nakrył go własnym, ciepłym ciałem i pocałował  kojąco kilkukrotnie w kark i szyję. Ciepłe ręce ześlizgnęły się po chudych bokach w dół i z powrotem, gdy jego kochanek, wyczuwszy nagłą niepewność z jego strony znacząco przystopował, poświęcając kilka minut na ponowne podniecenie go. Głaskał, mruczał, ocierał się i mówił słodkie rzeczy dopóki Luhan sam nie otarł się pośladkami o jego krocze i nie wyjęczał w końcu, by ten przestał.
Dopiero wtedy Kai zsunął rękę między jego pośladki, drażniąc go przez moment samymi koniuszkami palców, z satysfakcją wyciągając z niego kolejne bardzo ciche jęki… Bawił się z nim, a raczej nim bardzo powoli, obserwując najmniejszą reakcję klęczącego, podpartego na łokciach Luhana – zaciskające się palce u dłoni, spinające mięśnie ramion, drżenie słodkich, chudych ud. W końcu  całego ciało jego kochanka zaczęło poruszać się w rytmie nadanym mu przez palce Jongina. Ciche, coraz bardziej naglące jęki zachęciły go finalnie do wzięcia go, teraz tak rozkosznie uległego i otwartego na niego. Chłopak uwielbiał właśnie z nimi postępować – rozpalać ich do tego stopnia, że gdy sam zaczynał zaspokajać się, biorąc ich tak, jak mu się podobało – jednocześnie zaspokajał  ich, niezdolnych do jakiejkolwiek sugestii, poddanych jego ruchom.
W chwili orgazmu Kai złapał go mocno za włosy i przytrzymał pod sobą zdecydowanym gestem.
Luhan wciągnął do płuc nową porcję dymu i zamknął oczy. Żenującym było się przyznać nawet samemu przed sobą, że naprawdę ostatni raz przeżywał tak ekscytujący orgazm po dragach z którymi eksperymentował. To było jakieś półtora roku temu i mimo intensywnego szczytowania nie spróbował brać tego gówna kolejny raz. Musiał naprawdę na spokojnie i trzeźwo przemyśleć to, co się stało w tym pokoju.
Utrata kontroli była najgorszą rzeczą, jaką potrafił sobie wyobrazić. Tymczasem stracenie władzy nad sobą, nawet w ten symboliczny sposób, a potem przełamanie przez Kaia strachu był fascynującym doznaniem. Ryzykownym, śmiałym i budzącym pewien subtelny rodzaj obsesji, o czym mógł się przekonać już kilka dni później. Uzależniający rodzaj emocji uwalnianych wraz z rozkoszą.
Postanowiwszy, że zajmie się tym później; strzepnął popiół do prowizorycznej popielniczki – pustego opakowania po chusteczkach - i nasyciwszy oczy widokiem swojego nagiego kochanka, klepnął Kaia w ramię, chcąc oznajmić mu, że nadeszła pora, aby go wypuścić.
**
Całymi dniami Luhan rozpamiętywał każdy szczegół spotkań z Jonginem. Sposób, w jaki ten na niego patrzył, z góry, mimo nieznacznej różnicy wzrostu. Siłę jego pięści, gdy trzymał w niej jego włosy, by zmusić go do wzięcia jego erekcji w usta. Barwę głosu Kaia, gdy ten wydawał mu suche polecenia i jego zadowolone mruczenie, gdy Luhan robił wszystko tak, jak mu się podobało. Pieczenie policzka, gdy nie postarał się wystarczająco, albo ważył się złamać jakikolwiek zakaz. Mrowienie palców u skrępowanych za plecami dłoni. Słodkie przechodzenie paniki w podniecenie, gdy nie widząc nic czuł tylko ciepłe ręce kochanka na udach, gdy ten rozchylał je przed sobą.
Chłopak coraz częściej odzyskiwał przytomność umysłu tylko wtedy, gdy odświeżywszy wspomnienia dochodził po intensywnej masturbacji. Nawet wtedy, gdy zaspokajał swoje ciało zupełnie sam, te wszystkie momenty ekstazy należały do Jongina, chociaż ten nie miał o nich pojęcia. To on w ten nieznany dotąd Luhanowi sposób rozbudził jego ciało, pragnące coraz większej ilości coraz bardziej intensywnych doznań. Kai rozbudził także jego psychikę, która łaknęła momentów, gdy Luhan nie należał do siebie, gdy kontrolę nad nim całym sprawował ktoś inny, nagradzając go jeszcze za to specyficzne oddanie siebie w posiadanie intensywną rozkoszą.
To wszystko odbiło się na jego życiu codziennym. Stał się niezdyscyplinowany, rozkojarzony, coraz ciężej było mu się skoncentrować na  zajęciach, pracy, jedzeniu. Przyczyną nie był sam seks i związane z nim doznania. Przyczyną był Kai sam w sobie. Budził fascynację Luhana, który w swoim sercu uczynił go osoba niezwykłą, najbliższą, która dotarła niemal do samego rdzenia jego intymności. Dlaczego akurat jemu udało się odsłonić tę stronę chłopaka? Dlaczego tak bezproblemowo przełamywał każdy jego opór, każdą postawioną wcześniej zasadę, sprawiając, że cały lęk i stres zamieniał się w tak intensywne podniecenie?  Nigdy nie rozmawiali o tym, co robią, a mimo to Kai wiedział, czego Luhan potrzebuje. Bo teraz chłopak zjawiał się u niego z niewyrażonymi głośno, ale jednak – potrzebami.
Wydarzenia, które miały miejsce naprawdę wpłynęły na jego rutynę. Musiał się bardziej przykładać, by zapamiętać z książek cokolwiek wartościowego. Skupienie w pracy kosztowało go o wiele więcej energii niż przedtem. Najgorsze jednak, co mu się przytrafiło, to zmiana systemu utrzymania dobrej sylwetki. Zamiast subtelnie odmawiać swojemu organizmowi, hamując każdą ponadprogramową zachciankę, wiele prób przygotowania sobie skromnego posiłku kończyło się na niepohamowanym zaspokajaniu apetytu. Sesje w łazience, tuz po, nie należały do najprzyjemniejszych. Mięśnie żołądka i przełyku dawno odwykły od forsowania i na dłoni Luhana znów wykwitły znaki zostawione przez zęby.
**
- Luhan przychodzi? – Sehun zajrzał do łazienki przez wpółotwarte drzwi.
Kai złapał jego odbicie w lustrze i uśmiechnął się szeroko. Właściwie to już od dawna czekał na podobne pytanie; i tak był pod wrażeniem tego, ile nocy jego współlokator wytrzymał bez czynienia chociaż subtelnej uwagi na temat stylu życia Jongina, chociaż ten z premedytacją usiłował wyprowadzić go z równowagi. Uwielbiał testować jego cierpliwość.
- Najpierw zabieram go na obiad,  a potem tak, zdaje się, że wrócimy tutaj – Kai poprawił swoje włosy, raz po raz sprawdzając, czy jego fryzura wygląda wystarczająco dobrze pod różnymi kątami. Widząc, ze Sehun nadal stoi za nim i przygląda mu się krytycznie, uniósł brew.
- Sehunnie?
- Skurwysyn z ciebie, Kai.
- Jaka szkoda, że czasy, w których nie odważyłbyś się nazwać mnie w ten sposób minęły – chłopak westchnął, udając nostalgiczny nastrój – Jeżeli tak bardzo martwisz się o moje wieczne potępienie, to nie ma o co, dam sobie radę. Chociaż… pewnie chodzi ci o jego małą, słodką i rozkoszną duszyczkę, mam rację? – Jongin odwrócił się w stronę przyjaciela, mrużąc oczy ze znaczącym uśmiechem – Ileż w końcu można słuchać, nie mogąc popatrzeć, co?
- Zabierasz chłopaka z zaburzeniami odżywiania na kolację. Planujesz go wyleczyć każąc zlizywać z siebie jedzenie? – Sehun starał się nie okazywać zdenerwowania z powodu ostatniej uwagi rzuconej pod jego adresem. Kai od zawsze był totalnym prowokatorem czerpiącym przyjemność z irytowania, dręczenia i poniżania ludzi. Przy okazji był całkiem niezłym manipulatorem, który z tak wielką gracją i wdziękiem pogrywał sobie z ludźmi, że oczarowani zwykle wracali po więcej. Sehun na szczęście już nie był jednym z nich.
-Nie rozumiesz, Sehunnie. On już mi się znudził, biedactwo zrobi dla mnie wszystko, dla tych czarujących dłoni – Jongin z ironią uniósł ręce i zaprezentował swoje palce, powoli je zginając i prostując. Na szczęście Sehun uodpornił się już na jego teatralne zachowanie, wystudiowane gesty nie robiły na nim wrażenia, odbierał je już jako tanią błazenadę.
- Jesteś chory –Młodszy chłopak skrzywił się z niesmakiem.
- Sam pozwala mi się bawić… Jak czasami słyszysz, nawet bardzo się zaangażował w naszą małą grę. Chciałbyś dołączyć, Sehunnie? – Kai spojrzał mu prosto w oczy, po zbyt długiej pauzie ze strony przyjaciela jego usta rozciągnęły się w pełnym zadowolenia uśmiechu. Oblizał górną wargę, powoli, prowokacyjnie, jawnie z niego drwiąc – Chcesz Luhana dla siebie, nie mam racji?
- Nie chcę go, Kai – głos Sehuna zdawał się być jak najbardziej obojętny
- Nie martw się – Jongin zbliżył się do niego i położył mu rękę na ramieniu – Oddam ci go, nie jestem bez serca. Roztrzęsiony zrobi na tobie duże wrażenie – wyszeptał mu do ucha – Może nawet poczujesz to co ja, gdy trochę na siłę przełamiesz jego opór, jak myślisz, Sehunnie? Będziesz mógł pozbierać jego mały, rozsypany świat do kupy, lubisz robić to dla innych, prawda?
Chłopak odsunął się od niego gwałtownie, paznokcie Kaia zadrasnęły jego ramię.
- Oczywiście, że go chcesz. I wiesz, ze go weźmiesz. Wiem, że ci się podoba…  Oddam ci go, będziesz zachwycony – rzucił, po czym wyminął go i wyszedł z mieszkania, energicznie zamykając za sobą drzwi.
**
Sehun wiedział, ze dzielenie mieszkania z kimś takim jak Kai nie było najlepszym pomysłem. Nieważne jednak, jak bardzo bywał poirytowany jego zachowaniem, jak wściekły jego beztroską i łatwością, z jaką przychodziła mu manipulacja ludźmi, bywały momenty, gdy naprawdę dobrze czuł się w jego towarzystwie. Może dlatego, że był w stanie go przejrzeć, Kai nie mógł znaleźć sposobu, by znów omotać go sobie wokół palca. Jednak, nie będąc pod jego bezpośrednim wpływem, naraził się na mnóstwo złośliwości z jego strony, tak samo jak i na nieustanne testowanie jego cierpliwości. Wyglądało na to, że Jongin nie był w stanie utrzymywać z nikim zdrowych relacji. Szybko się nimi nudził, wydawały mu się zupełnie nieatrakcyjne, niewarte zachodu. Jednak jego błyskotliwość, ogromne poczucie humoru i przewrotna natura sprawiały, że był atrakcyjnym towarzyszem dla Sehuna. Nawet, jeżeli nie lubił wspominać okresu, gdy pozostawali w nieformalnym związku.
Nie była to zresztą rzecz, która dawała mu jakiekolwiek powody do dumy. Kai był pierwszym chłopakiem z którym poszedł do łóżka. Mieli wtedy po osiemnaście lat, jednak bardziej doświadczony Jongin z łatwością podporządkował sobie Sehuna, nawet, jeżeli w łóżku to on był stroną uległą. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo jego młodszy przyjaciel upojony jest możliwością pieprzenia go i wykorzystywał ten fakt. Napalony, zafascynowany seksem Sehun dawał się urabiać na wszystkie możliwe sposoby, a ceną było tylko odpowiednio dostosowane do jego nastroju wyuzdanie, gdy znajdowali się w sypialni. Jongina bawiła ta możliwość sprawowania nad nim kontroli tylko za pomocą tych kilku godzin tygodniowo, kilku momentów ekstazy. Czuł się doprawdy wspaniale, widząc w oczach Sehuna pożądanie, uwielbienie i determinację, by tylko móc zawładnąć jego ciałem. Pewny siebie, wkrótce zaczął wykorzystywać to, by trochę się z chłopakiem podroczyć i zabawić. Szczególnej rozrywki dostarczały mu akty zazdrości młodszego chłopaka, gdy ten wyrzucał mu sypianie z innymi. Prowokując go milczeniem, bezczelnymi lekkimi uśmieszkami,   tylko czekał, aż ten w złości, rozpaczliwie dotykając go i  forsując pocałunki zmusi go do seksu. Doprawdy lubił te momenty, gdy Sehun starał się mu udowodnić, że Kai do niego należy. Bzdura. W żadnej chwili, czy to ten zszarpywał z niego ubranie, rzucał na materac, przypierał do ściany, Jongin nie był jego. Chociaż pozwalał mu tak myśleć, choćby przez kilka minut, oddając mu się, reagując jękami i dyszeniem na jego agresywne, pełne pasji pieszczoty.
Ku zdziwieniu Kaia, Sehun wkrótce przestał reagować w ten zapalczywy sposób na jego wybryki z innymi partnerami. Późne wracanie do wspólnego mieszkania nie robiło na nim wrażenia, tak samo jak nawet umawianie się w jego obecności na różne spotkania z innymi. Przez moment Kai był zszokowany, próbował sam zaciągać przyjaciela do łóżka, gdy ten był w chwili słabości, ale za każdym razem otrzymywał chłodną odmowę.
Przeszedł więc nad tym do porządku dziennego, czasami tylko wspominając to, jak Sehun potrafił dyszeć mu do ucha jękliwe, pełne desperacji deklaracje uwielbienia, aż nie szczytował w jego ciele.
Wkrótce pojął, ze Sehun nie mógł skrzywdzić jego, ale nie chciał też krzywdzić siebie.
Nigdy nie odbyli rozmowy na temat, co istniało kiedyś między nimi, niemniej Kai czasem, chcąc mu dopiec wspominał, jak Sehun dramatycznie chciał zatrzymać go przy sobie.
Teraz, gdy młodszy chłopak został w mieszkaniu sam, myślał o Luhanie. Był zły na siebie, że w ogóle się odzywał, dał wciągnąć w tę idiotyczną rozmowę. Wchodząc do łazienki, odkrył wszystkie swoje karty.  Gryzł się z tym, że mimo wszystko czekał na moment, w którym Kai kompletnie straci zainteresowanie Luhanem . Nawet, gdy wiedział, że samo wepchnięcie zdruzgotanego chłopaka w ramiona byłego kochanka musi niezdrowo podniecać wyobraźnię Jongina… to wyczekiwał tego momentu, wyobrażenia sprawiały, że czuł dziwny skurcz mięśni w żołądku. Jongin czytał z ludzi jak z otwartej księgi – Sehun pragnął Luhana.
**
Panika przechodziła dreszczami po plecach Luhana, gdy ten starał się najspokojniej jak mógł zjeść swój posiłek, kawałek po kawałku. Kai nalegał na przyjście tutaj i pomimo tego, ze znajdowali się w przyjemnej, małej restauracji, a nie w jego pokoju, Luhanowi trudno było odmówić. Ten zbijał każdy jego argument przeciw zostaniu tutaj, mówiąc, że miło spędzą czas, będzie im przyjemnie, że to Kai przecież stawia, zabrał go tutaj, chce, by Luhan posmakował jego ulubionych potraw. W końcu starszy chłopak spasował, usiedli więc przy stole, jednak zamiast rozluźnić się i przyjemnie spędzić czas, siedział jak na szpilkach. 
Żałując, że w ogóle dzisiaj się z nim spotkał, dosłownie z bólem dozował sobie posiłek, kęs po kęsie. Jedzenie powoli ześlizgiwało się w dół skurczonym przełykiem, torując sobie drogę wśród napiętych mięśni. Chłopak z całych sił starał się robić dobra minę do złej gry; kontynuował rozmowę, patrzył swojemu towarzyszowi w oczy, który jak na złość sam zdawał się delektować swoją potrawą. W połowie swojego dania zaczął udzielać mu się strach. Nigdy nie jadł przed tym, jak miał z kim pójść do łóżka, wizja jego wypchanego brzucha była obrzydliwa, przytłaczająca, obsesyjna. Jak niby Jongin miał go dotykać, takiego napchanego, wypchanego obrzydliwym jedzeniem?
Jeszcze nie do końca zdecydowany, sięgnął po szklankę z wodą. Powoli upił łyk, jeden, drugi trzeci, powstrzymał kompulsywną ochotę opróżnienia całej szklanki za jednym zamachem. Spokojnie, tylko spokojnie, musi zachować jakieś pozory… przy jednoczesnym pilnowaniu czasu.
Przez myśl mu nie przeszło, że Kai zaprosił go tutaj celowo, by poobserwować go niczym męczące się zwierzątko, że udręczenie chłopaka jest dla niego wyśmienitą rozrywką. W swoim mniemaniu perfekcyjnie się maskował; nikt z uczelni czy pracy nie podejrzewał, nie miał pojęcia o jego małym, brudnym sekrecie. Dlaczego więc teraz miało być inaczej? Był przecież specjalistą w trzymaniu ludzi z dala od swoich spraw. Nie zauważył, że odmawianie jedzenia za każdym razem wydawało się podejrzane, zwłaszcza przy jego wyglądzie. W jego mniemaniu Kai nie mógł się domyślać. O niczym nie wiedział, nie mógł, Luhan dobrze ukrywał swoje słabości. 
W końcu dopił swoją wodę, nerwowo odczekał moment i przeprosił młodszego chłopaka. Wyszedł do łazienki, w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, że Kai wpatruje się w jego plecy z szerokim uśmiechem.
Wymiotowanie nigdy nie było przyjemne. Zwłaszcza teraz, gdy musiał załatwić to względnie szybko, higienicznie i czysto, bez łez, krzywienia się i niedyskrecji. Był na siebie wściekły, że nie może po prostu napiąć żołądka i wyrzucić całej partii niechcianego jedzenia z siebie; jak początkujący musiał wsunąć sobie place do gardła i przesunąć opuszkami zdecydowanie po gardle i języku, a potem dostatecznie szybko wysunąć pokryte śliną palce, by się nie ubrudzić. Torsje wstrząsnęły nim gwałtownie, z całych sil starał się nie wydawać żadnych dźwięków, chociaż żołądek buntował się przeciwko takim działaniom.
W końcu, czując się już trochę bardziej pustym, uspokoił oddech. Teraz, opanowany, spuścił wodę i wyszedł, by doprowadzić się do porządku przy umywalkach. Opłukał usta kilkukrotnie wodą, otarł łzy, które mimowolnie spłynęły po jego zaczerwienionych, napiętych policzkach i poprawił włosy. Nie wyglądał tak, jakby sobie tego życzył, jednak przy odrobinie szczęścia, Kai nie musiał niczego zauważyć.
**
Jongin usiadł na łóżku i zerknął na klęczącego u jego boku, nagiego Luhana. Uśmiechnął się, widząc jak bardzo chłopak był podniecony; uwielbiał go takiego. Złapał jedną z jego rąk, pociągając związane dłonie chłopaka ku sobie i ucałował z czułością grzbiet prawej, przesuwając zaraz językiem po czerwonych śladach na skórze. Był teraz jego; tak słodki, oddany, zdesperowany, by być piękny, głodny emocji i adrenaliny…
Kai lubił się z nim pieprzyć, chłopak w łóżku zdawał wczuwać się bezgranicznie, bardzo łatwo wchodził w rolę i po prostu ją lubił. Było to tak naturalne i bezpretensjonalne z jego strony, że Jongin mógłby się nawet do niego przywiązać. Obaj, pod względem temperamentu w łóżku byli bardzo do siebie podobni, stąd tez młodszy chłopak doskonale wiedział, co dla jego kochanka jest w ich wspólnych gierkach atrakcyjne – sam potrafił czerpać przyjemność, gdy traktowało się go w ten określony sposób. Czy w roli ofiary czy oprawcy, uległego czy dominującego, Jongin czuł się dobrze, łatwo odnajdywał rozkoszne dla obu ról elementy, satysfakcja z odgrywania każdej z nich smakowała inaczej, jednak równie pociągająco. Mógł giąć się pod partnerem, gotów spełnić każdą jego zachciankę lub też sam wziąć odpowiedzialność za rozkosz pasywnego partnera, potrzebującego mocniejszych wrażeń. Tak, Jongin mógłby się do swojego obecnego kochanka przywiązać,  gdyby nie skomplikowany charakter Luhana i jego problemy. Z nimi Kai nie chciał mieć nic wspólnego.
Zerknął spod rzęs na niecierpliwiącego się w milczeniu chłopaka i opuścił jego dłonie. Zaraz potem, widząc, ze ten podniósł na niego swoje brązowe oczy, wymierzył mu policzek.  
- Co mówiłem o patrzeniu na mnie, Luhannie?
Natychmiast spuścił wzrok. Kai zacmokał z dezaprobatą. Od niechcenia pogłaskał włosy kochanka, zaraz zsuwając dłoń niżej, do jego krocza. Chłopak cicho jęknął, spuszczając nisko głowę, dysząc ciężko po dłuższej chwili, gdy Kai drażnił go czubkami palców.
- Pod ścianę, Luhannie. Oprzyj się o nią rękoma.
Z ociąganiem podszedł do chłopaka, gdy ten stał, tyłem do niego. Z rozczuleniem obserwował jego wewnętrzną walkę; tak bardzo chciał się na niego obejrzeć, jednocześnie wiedząc jak bardzo by się to Kaiowi nie spodobało.
- Bardzo ładnie – wyszeptał, obejmując go w pasie, całując bok jego szyi – A teraz kochanie, będziesz głośno jęczeć moje imię, rozumiesz?
Kai nigdy nie robił z nim niczego, co wcześniej nie było przez niego wypróbowane na własnej skórze. To powinno się chłopakowi podobać, tak samo, jak podobało się Jonginowi, gdy to zazdrosny Sehun brał go zapalczywie przy ścianie, każąc mu głośno wyrażać rozkosz.
Kto wie, może nawet spodoba się Sehunowi, który znajdował się tą samą ścianą, na której Luhan opierał swoje ręce o mocno rozczapierzonych palcach.
**
- Skurwiel z ciebie.
- Och, czyżby ci się wczoraj nie podobało? Szkoda. W czasach naszego duetu obaj byliśmy zachwyceni.
Sehun zagryzł wargi. Nienawidził momentów, w których łamał raz dane sobie słowo i odzywał się do Kaia, poruszając ten drażliwy temat. Niepotrzebnie okazywał słabość, ten mały gnojek tylko na to czekał, radosny wyraz jego twarzy mówił teraz sam za siebie. Najgorszy był fakt, że mimo iż Sehun wiedział, że powinien był milczeć, odzywał się, co pozwalało jego współlokatorowi wybornie bawić się jego kosztem.
- Sehunnie, powiedz tylko słowo, a go zostawię. Dla ciebie. Lubię cię, przecież wiesz…
Spojrzeli sobie w oczy. Na twarzy Kaia znów odmalował się rozbawiony grymas. On dyktował warunki, podczas gdy wściekły Sehun musiał się na nie zgodzić. Świetna zabawa.  
- Kai, naprawdę…
- Tylko słowo, Sehunnie.
Młodszy chłopak patrzył przez moment w wielkie, ciemne oczy Jongina i cudem znajdował w sobie siłę, by pohamować wściekłość i furię. Znów znalazł się w sytuacji, gdy to Kai rozdawał karty, ustalał zasady i bawił się ludźmi jak marionetkami. Wiele można było o nim powiedzieć – na przykład że jest zimnym, nieczułym sukinsynem, który znajduje rozrywkę tam, gdzie zaczyna się krzywdzenie innych ludzi. Nie zmieniało to jednak faktu, ze był wybitnym psychologiem i manipulatorem, zręcznym na tyle, by doprowadzić Sehuna do stanu wewnętrznego konfliktu, którego każde rozwiązanie było złe. Z jednej strony, gdyby zażądał on od Jongina oddania mu Luhana, zniżyłby się do poziomu przyjaciela – potraktowałby kochanka Kaia jak rzecz, jego własność, a tego przecież nie chciał. Z drugiej strony nie chciał go zostawiać w jego rękach dłużej, zwłaszcza, że zdawał sobie sprawę, ze Kai będzie się bawił nim tylko dlatego, by pokazać Sehunowi swoją przewagę.
- Kai, oddaj go mnie – wyrzucił z siebie w końcu, nadal na niego patrząc, czując przez moment obrzydzenie, gdy na twarzy współlokatora rozlał się uśmiech pełen triumfu.
- Coś jeszcze, Sehun.
- Oddaj go, proszę.
Jego uśmiech poszerzył się.
- Jest twój, Sehunnie – chłopak wyciągnął rękę do przyjaciela i uścisnął ją, jak gdyby dobili właśnie interesu – Mam nadzieję, że zniesiesz jego cierpienie i zwątpienie we własną wartość, gdy urwę z nim kontakt, racja? Myślisz, ze to niewielka cena za pozbawienie go kontaktu z takim gnojkiem jak ja, hm? Powodzenia, droga wolna.
**
Luhan cierpiał.
Z wrodzoną sobie gracją i wdziękiem robił to tak, aby nikt z jego otoczenia nie zorientował się, że stało się cokolwiek złego. Codziennie, punkt po punkcie znów wypełniał wyznaczone sobie zadania, z tą samą precyzją wykonywał każdą czynność, której ukończenia domagało się środowisko, w którym się znajdował. Co więcej, próbował wprowadzić do swojego planu jeszcze kilka bardzo surowych zasad, by skupić się całkowicie na osiąganiu celu – prowadzeniu życia w sposób idealny, zaplanowany, pod kontrolą. W wirze pracy i licznych zajęciach ponadprogramowych szukał ukojenia, chciał zająć swój umysł od świtu do nocy, tak, by nie miał czasu ani energii rozpamiętywać tego, co się stało. Nieważne jednak jak bardzo zmęczony kładł się do łóżka, jak bardzo próbował skupić się na zajęciach i pracy, wciąć nawiedzały go myśli związane z Kaiem. Nieistotne wydawały mu się rewelacyjnie zdane egzaminy, czy wyższe napiwki, które ludzie chętnie ofiarowywali za troskliwą obsługę. Nie czuł dumy. Jakie miało to znaczenie? Po raz pierwszy w życiu pozwolił zaangażować się w coś sobie tak naprawdę i do końca. I nic z tego nie wyszło, co więcej wzgardzono nim i jego subtelnymi staraniami o kontynuowanie znajomości. Zmęczenie w żaden sposób nie było w stanie odgonić myśli o Kaiu.
Jego obecność w swoim napiętym terminarzu została uznana przez Luhana za pewnik i szczerze mówiąc chłopak boleśnie odczuwał luki w tych dniach tygodnia, gdy zwykle się spotykali. Zmuszanie się do nauki, nadgodziny, spotkania z coraz bardziej przypadkowymi mężczyznami nie mogły go uspokoić. Luhan finalnie przestał szukać partnerów. Nikt nie był w stanie zrobić tego, co robił z nim ten szczeniak. Żaden z nich nie sprawiał, ze Luhan czuł się choć odrobinę tak dobrze jak z Jonginem. Obrzydzało go podniecenie, jakie odczuwali oni, gdy mogli go mieć w swoim łóżku. Było to według niego obleśne i w najwyższym stopniu  fałszywe. Kai pogardził jego ciałem, więc jako miało ono wartość? Każdy ich orgazm budził w nim niesmak i zniechęcenie do spotykania się z kimkolwiek na seks.
Luhan winił się za to, co się stało. Nie mógł znienawidzić Kaia, chociaż wiedział, że ten postąpił wobec niego paskudnie i w gruncie rzeczy nie fair. Młodszy chłopak zerwał kontakt zaraz po incydencie ze wspólnym posiłkiem. Świadomość faktu, że doskonale wiedział on, że Luhan ma kłopoty z utrzymaniem dobrej sylwetki była ciężka do zniesienia. Potraktował go w ten sposób, sycąc się każdą chwilą, gdy Luhan się męczył, a potem jeszcze go zerżnął, pozostawiając w pamięci chłopaka bolesną pamiątkę. Szczególnie dlatego, że tamten ich seks był naprawdę niezły. Czy istniał lepszy dowód na to, że dwudziestoczterolatek był zwyczajnie odrażający i żałosny?
Chłopak odzyskiwał kontrolę nad swoim życiem bardzo powoli. Owszem, nie było to łatwe, nie wtedy, gdy obwiniał się o zachowanie godne szesnastolatki, która zachłysnęła się swoim pierwszym prawdziwym związkiem, ale bardzo się starał. Nie płakał zbyt wiele, raczej wstrząśnięty i boleśnie uświadomiony, że gdyby Kai chciał mu zadawać krzywdę bardziej subtelnie i dozować ją przez dłuższy okres czasu – to Luhan pewnie by tego nie zauważył, tłumaczyłby sobie jego zachowanie wymyślnymi, ale nie złymi z natury intencjami. Postanowił sobie, że nigdy więcej nie będzie tak naiwny. Ufać należało samemu sobie, a nie ludziom wokół, oddawanie kontroli w czyjeś ręce, mimo że nosiło ze sobą mieszankę emocji nie do opisania nie było tego warte. W żadnym stopniu.
Numer Kaia wyrzucił z listy kontaktów już po jakichś trzech tygodniach, czyniąc to z silną determinacją, jednak nie bez żalu. Odciąć się od wspomnień – to był klucz, coś, dzięki czemu jego życiu mógł zostać przywrócony dawny tor.
**
Gdy w piątkowy wieczór jego komórka rozdzwoniła się całkiem przyjemną melodią, Luhanowi już nawet do głowy nie przyszło, ze mógłby to być Jongin. Zgadywał, że to ktoś z pracy lub z uczelni, z bardziej lub mniej istotną informacją lub pytaniem o nią. Jego komórka ostatnio nie służyła właściwie już żadnym innym celom.
- Tak?
- Luhan?
Chłopak nie znał tego głosu, ale nie podobało mi się jego brzmienie. Jego imię zostało wypowiedziane miękko, jednak ze sporo dozą niepewności i wahania, co od razu obudziło w nim niepokój.
- Tak. Kto mówi?
- Cześć, Luhan. Z tej strony Sehun.
Chłopakowi zrobiło się bardzo nieprzyjemnie. Szybko rozważył kilka możliwych przyczyn dla których Sehun miałby chcieć się z nim kontaktować i żadna nie była wystarczająco niewinna czy neutralna na tyle, by się tym nie przejąć.
- Od Jongina? – upewnił się cicho, zaciskając nerwowo rękę na własnym udzie. Właściwie nie musiał pytać, nie kojarzył nikogo innego noszącego to samo imię. Widzieli się jedynie kilka razy, przelotnie, czy to w kuchni, czy w przedpokoju. Mimo ze Luhan zawsze nieco się wstydził tego, co wyprawiali z Kaiem tuż za ścianą to nigdy nie zaprosił swojego kochanka do własnego mieszkania, gdzie nie było zbędnych współlokatorów, czego teraz cholernie żałował. Chciał za wszelką cenę utrzymać jak najwięcej prywatności i oto, jakie były tego konsekwencje. Kai najpewniej zareklamował go jako dobry, darmowy seks albo Sehun sam skojarzył sobie Luhana z bezpruderyjnym pieprzeniem się.
- Tak, ale…
- Coś się stało?
- Nie, posłuchaj…
- W takim wypadku nie dzwoń do mnie, proszę – wydusił starszy chłopak, ucinając rozmowę poprzez rozłączenie się. Nie chciał dopuścić go do głosu, to był cholerny przyjaciel Jongina, mieszkali razem, słyszał ich wiele razy, na pewno… i z tej rozmowy nie mogło wyniknąć nic dobrego.
**
Sehun jednak go nie posłuchał. Dzwonił codziennie, dokładnie raz, jednak o różnych porach. Gdy komórka Luhana zaczynała wygrywać dzwonek, gdy wibrowała, albo po prostu gdy chłopak widział migający numer współlokatora Kaia, jego serce zaczynało mocniej bić. Ze strachu, z niepokoju, z niekontrolowanego wyrzutu adrenaliny do krwioobiegu i z bezsilnej złości. Sehun nie niepokoił go na tyle, by móc kogokolwiek o tym powiadomić – nie wydzwaniał o każdej porze dnia i nocy, nie wysyłał niezliczonych wiadomości tekstowych, ale jednak Luhana strasznie rozpraszał nawet ten jeden telefon dozowany każdego dnia. W końcu,  po dłuższym czasie takiej zabawy chłopak łapał się na tym, że czeka całymi godzinami, aby Sehun zadzwonił, tylko po to, by mieć przez resztę dnia spokój i świadomość, że na dzisiaj koniec wyczekiwania na tę jego akcję. Zablokował nawet jego numer, ale to nie przyniosło żadnego efektu – młodszy chłopak zaczął dzwonić z innego, z równą wytrwałością i uporem jak przedtem.
Raz dziennie, codziennie.
- Słuchaj, ja naprawdę nie mam z tym nic wspólnego! – rzucił Sehun, gdy udręczony Luhan postanowił odebrać, w celu nawrzeszczenia na natręta. Puszczały mu już nerwy, jednak zamiar, a wykonanie go to były dwie różne sprawy, nawet gdy chodziło o silne emocje. Luhan nie miał szczególnej wprawy w wyżywaniu się na ludziach.
- Oprócz tego, że z nim mieszkasz? Sehun, nie spotkam się z tobą.
- Luhan, proszę…
- Nie będę tego z tobą robić, odpuść – wydusił Luhan, jak zwykle mu przerywając. Boże, nie wypowiedziałby takich słów głośno, gdyby nie był zdesperowany by pozbyć się natręta. To był tylko małolat, który zachłysnął się możliwością łatwego zaliczenia, chłopak był przekonany o słuszności tego swojego założenia.
- Nie chcę tego z tobą robić, spotkajmy się tylko na przykład w…
- Nie. Cześć.
Kto by się spodziewał, że nawet po tak bezpośrednim i jasnym przekazie zdeterminowany chłopak nie da się spławić?
**
Luhan mógł ignorować telefony, jednak trudno było równie wytrwale nie zwracać uwagi na ludzi, którzy gonili za nim na ulicy. Zwłaszcza, gdy zaczynali go gonić, gdy niczego podobnego się nie spodziewał.
- Luhan! Luhan! Zaczekaj! – usłyszał pewnego dnia,  gdy wyszedł już po zajęciach z budynku uczelni. W tej samej sekundzie wiedział, że powinien to przewidzieć i być przygotowanym, tymczasem on optymistycznie założył, że na natarczywych telefonach się skończy.
Stanął wpół kroku i odwrócił się, by spojrzeć na truchtającego w jego stronę chłopaka. Nie opracował strategii na ich spotkanie, nie sądził, ze w ogóle do niego dojdzie.  Starał się nie wyglądać szczególnie tępo, jednak było to trudne, gdy widział rozpromienioną twarz Sehuna. Mięśnie jego twarzy bez udziału woli nadały mu wyraz idioty.
- Cieszę się, że cię widzę, Luhan – powiedział, gdy znalazł się już przy nim.
Starszego chłopaka zmroziło. Mocniej przycisnął swoją torbę do ramienia, mając ochotę odstraszyć natręta jakimś szczególnie wulgarnym i nieprzychylnym tekstem. Zamiast tego milczał, wpatrując się w niego wielkimi oczami, zdumiony. Nie przywykł do odstraszania ludzi i żadna wiązanka nie chciała uformować mu się w głowie w spójną całość.
- Nie spotkam się z tobą – wykrztusił w końcu, kiwając głową, mówiąc jak do dziecka, powoli i wyraźnie; tyle mu wyszło z zamiaru zbluzgania tego człowieka.
- Nie jestem tu przez niego, Luhan, zrozum, on nie powinien cię tak potraktować, Luhan, posłuchaj, proszę cię…
Starszy chłopak rozejrzał się w popłochu. Chciał uniknąć robienia sceny, sam mówił bardzo cicho, podczas gdy Sehun niemalże szczebiotał, wyrzucając z siebie ogromną ilość słów z ogromną pasją, co zwracało uwagę.
- Dobrze! Dobra, ten jeden raz, ale nie pójdę z tobą do łóżka – pochylił się i wyszeptał, zaglądając mu w oczy, chcąc za wszelką cenę go uciszyć, bo ten był gotowy chyba do publicznej analizy przebiegu jego spotkań z Kaiem – Zrozumiałeś to?
- Absolutnie. Dziękuję ci!
Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę w milczeniu, po czym Luhan uśmiechnął się kącikiem ust, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. Współlokator Jongina wyglądał na totalnie wniebowziętego, co mimo złości trochę go rozbrajało. Pokręciwszy głową z niedowierzaniem odszedł w swoją stronę, mając nadzieję, ze po wszystkim uwolni się od towarzystwa tego małolata.
**
Sehun dużo mówił. Czul się do tego poniekąd zmuszony, ponieważ w momentach, gdy robił chociaż krótkie przerwy w wyrzucaniu z siebie kolejnych zdań, między nimi zapadała niezręczna cisza. Nie to, że Luhan go nie słuchał. Chłopak patrzył na niego, wydawał się skupiać na każdej jego wypowiedzi, jednak ograniczał reakcje do totalnego minimum. Patrzył na niego z niewinnym uśmiechem, czasem jedynie unosząc brwi czy kiwając głową, jednak nie dawał wciągnąć się w rozmowę, nie wypowiadał ani słowa.
Sehun czuł się coraz gorzej, jego nastrój spadał wprost proporcjonalnie do szybkości i intensywności jego trajkotania. Poruszył chyba wszystkie możliwe tematy, starając się zachować przy tym spójność wypowiedzi, jednak było to niezmiernie trudne, gdy ten świdrował go wzrokiem, bawiąc się jednocześnie szklaneczkami z których sączył drinki. Chłopak zerkał na wypielęgnowane dłonieLuhana i gubił wątek; starał się wtedy patrzeć na twarz towarzysza, jednak i to nie pomagało – był on stanowczo za śliczny, za uroczy, a Sehun za długo czekał na możliwość spotkania się z nim prywatnie, sam na sam.
Nie zauważał prawie w ogóle, że były kochanek jego współlokatora upija się powoli i sukcesywnie, zamawiając nowego drinka co każde dwadzieścia minut. Jednak nawet alkohol nie rozwiązywał mu języka; mimo ze Luhan wydawał się coraz bardziej… pobudzony, nadal zachowywał milczenie. Coraz bardziej uśmiechnięty, z delikatnie zaróżowionymi policzkami, z coraz większymi i ciemniejszymi oczami spijał każde słowo z warg Sehuna, coraz mniej z tego rozumiejąc.
Młodszy chłopak nie wiedział, w jaki sposób może go zmusić do jakiejkolwiek innej reakcji niż wpatrywanie się z coraz bardziej rozproszoną uwagą. W akcie desperacji zaczął opowiadać śmieszne anegdotki z życia swojego i znajomych, przeplatając swoje historie ulubionymi żartami.
Z początku, gdy ten zaczął wcielać nową strategię w czyn, Luhan wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. Racja, przez głowę mu nie przechodziło, że mógł siedzieć z kimś dwie godziny, wysłuchiwać czyichś opinii na temat systemu szkolnictwa w Korei, ulubionych programów rozrywkowych z dzieciństwa i zainteresowaniu chińską kaligrafią. To się nie zdarzało. Tym bardziej nikt nigdy nie zaciągał go do pubu, by poopowiadać mu dowcipy. Nie mógł się jednak już opanować; miał zamiar przyjść tutaj i udawać niewzruszonego tak długo, aż Sehun sobie pójdzie, ale teraz, z krążącym w żyłach alkoholem śmiał się, chichotał wariacko, odreagowując całe tygodnie dręczenia się rygorystycznymi zasadami.
- Okej, Sehun – powiedział, odzywając się po raz pierwszy od czasu, gdy tu usiedli – Jesteś całkiem słodki. Możemy się przespać – mówił już nieco niewyraźnie, ale te słowa, choć bełkotliwe i tak zjeżyły Sehunowi włoski na karku.
Z jednej strony nie przyszedł tutaj, by zaciągnąć go od razu do łóżka. Nie, chciał go oczarować, zaintrygować sobą i zacząć się z nim umawiać na porządne randki, a nie tylko na łomotanie w sypialni. Z drugiej strony ciężko było mu myśleć w ten sposób, gdy widział przed sobą takiego Luhana. Lekko zaczerwieniony, z twarzą rozpromienioną śmiechem, patrzący mu w oczy bardzo sugestywnie… w uszach od razu słyszał jego ciche jęki, oczyma wyobraźni widział zginające się pod nim jasne ciało, już go dotykał, brał bez pamięci... Dodatkowo chłopak wydawał się być napalony i łatwy. Jak mógł mu odmówić? Jak mógł po tygodniach starań po prostu go przelecieć?
- Odprowadzę cię do domu – odpowiedział, przełykając ślinę przez cholernie mocno zaciśnięte gardło. Wyciągnął rękę do niego, myśląc intensywnie, w drodze postanawiając rozwiązać jakoś ten dylemat, który postawił przed nim Luhan.
Wcale nie kupił sobie tak dużo czasu. Zdał sobie z tego sprawę, gdy starszy chłopak, próbując opuścić stolik wylądował przed Sehunem na czterech kończynach, co wzbudziło u poszkodowanego niepohamowaną wesołość.
- Boże – wyszeptał Sehun, łapiąc go w pasie i stawiając do pionu – Zanudziłem cię na śmierć.
- Trochę – przyznał mu Luhan, opierając policzek na jego ramieniu. W zasadzie legł na nim całym ciężarem ciała, zarzucając mu dłonie na kark. Musiał zamknąć oczy, bo te turbulencje wzbudziły bunt jego żołądka – ale jeszcze może być fajnie, chodź.
**
Sehun naprawdę miał ochotę zrobić mu loda, by móc chociaż nasycić swoje oczy widokiem Luhana wijącego się na pościeli w spazmach rozkoszy. Szczerze jednak wątpił, by coś z tego wyszło. Zawleczony do mieszkania chłopak przez jakieś trzydzieści sekund domagał się pieszczot, po czym legł na łóżko i zasnął, zapominając o swoich popędach.
Młodszy chłopak był więcej niż zmieszany. Ich spotkanie, owszem, miało ciekawy finał, jednak nie do końca w sposób, jaki by sobie życzył. Zamiast umówić się z nim w przyszłym tygodniu i rozstać po krótkim pocałunku w policzek, siedział teraz na skraju łóżka i patrzył na chwilowo niedysponowanego chłopaka, który, aby znieść jego paplaninę musiał się tak znieczulić.
Miał go tu zostawić? Nie było mowy, pewnie już nigdy więcej nie miałby możliwości na przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu. Poczucie tego, ze zawalił sprawę nie było tak silne, by miał się stąd po prostu zmyć.
Po chwili namysłu, zdjął z siebie kurtkę oraz buty i w ubraniu położył się tuż za Luhanem, obejmując go w pasie, jednak pamiętając, że nie może nacisnąć na brzuch. To byłaby już przesada, takie zwieńczenie wieczoru żałosnego kawalarza nie było czymś, na czym mu zależało.
Przywarł do ciepłego ciała chłopaka i zamknął oczy, zmuszając się do snu, by ranek nadszedł szybko, zachowując się niemal jak rozgorączkowane dziecko chcące już doczekać się prezentu od świętego Mikołaja.
**
Luhan obudził się w strasznym stanie. Było mu zimno, miał wrażenie, że chłód przeniknął mu aż do kości, dodatkowo każdy ruch powodował ból – wyglądało na to, że przez całą noc spał w jednej i tej samej pozycji. Rozwarcie powiek było jedną z najstraszniejszych rzeczy jakiej mógł w tej chwili doznać, światło uderzyło w jego źrenicę, sprawiając, że przez chwilę czuł się, jakby miał stracić wzrok. Nie wspominając już o potwornym bólu głowy, który zaćmiewał mu umysł.
Jednak wyglądało na to, że mimo ogromnych trudności w przezwyciężaniu słabości swojego organizmu ten poranek był jednym z lepszych w jego życiu. Gdy uniósł się na łokciu, już ośmielając się rozejrzeć po pokoju, zobaczył nad sobą Sehuna. Z wyciągniętą w jego kierunku szklanką wody ze spokojnie pobrzękującym lodem w środku, stał nad nim bez słowa, z delikatnym uśmiechem zażenowanego nastolatka.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, dopóki Sehun nie roześmiał się, zmieszany i zakłopotany swoim kretyńskim zachowaniem. Już pochylał się, by zostawić wodę na szafce nocnej Luhana i uciec z pomieszczenia, gdy ten wyciągnął rękę po oferowany płyn.
Wszystko potoczyło się jakoś lepiej, niż obaj się spodziewali.