Słowem wstępu - oczywiście jest o exo. Rzecz dzieje się jakiś czas temu w amerykańskim miasteczku. Oznacza to, że będzie dużo nieścisłości, ignorancji z mojej strony, jezeli chodzi o temat Ameryki tamtych czasów itp. itd., ale nie bardzo się tym przejmuję, więc jeżeli ktoś będzie bardziej zorientowany to jak najbardziej można mi wytykać niewiedzę, ale pewnie niewiele z tym zrobię (głównie przez brak czasu i chęci zgłębiania realiów).
Opowiadanie nie ma jeszcze tytułu.
Oczywiście +18.
Zapraszam do lektury! Kilka uwag znajdzie się jeszcze pod pierwszą częścią.
CZĘŚĆ I - CZEGO NIE NALEŻY ROBIĆ GDY NIE MOŻNA WZIĄĆ ROZWODU.
Luhan poprawił kołnierzyk swojej
czarnej, oficjalnej sukni. Przejrzał się w lustrze i uśmiechnął się leciutko,
zadowolony z rezultatu, jaki udało mu się osiągnąć w tym trudnym dla niego
okresie. Wyglądał bardzo odpowiednio: uroczyście i poważnie, co było stosowne,
gdy miało się zamiar uczestniczyć w pogrzebie własnego męża.
Okręcił się wokół własnej osi, z
zadowoleniem patrząc jak ciężki materiał faluje wokół jego nóg. Co jak co, ale
będzie naprawdę atrakcyjną młodą wdówką. Myśl ta wprawiała go w doskonały
nastrój, co było jednak dosyć kłopotliwe. Nie wydawało się stosownym, by drugi
główny bohater dzisiejszego dnia, zaraz po nieboszczyku kipiał entuzjazmem z
powodu odzyskanej wolności. To mogłoby zostać bardzo źle odebrane przez
społeczność niewielkiego miasteczka w jakim mieszkał. Co gorsza, takie
zachowanie mogłoby ściągnąć podejrzenia na Luhana, a ostatnim o czym marzył
było dać się zakuć w kajdanki przez szeryfa i odprowadzić do aresztu na oczach
wszystkich zawistnych ludzi.
Nie, młoda wdowa musiała grać
swoją rolę do końca, a to wydawało się być niemożliwe bez odpowiedniej
charakteryzacji. Luhan odszedł od szafy z wielkim lustrem i usiadł przy
toaletce, wyciągając z niej jaskrawą szminkę i paletkę cieni do powiek. Ze
skupieniem przystąpił do charakteryzacji, nakładając warstwa po warstwie
kolejne porcje kosmetyku, które miały imitować cienie pod oczami. Na końcu,
ciągle nieprzekonany psiknął sobie perfumami prosto w oczy, rozwierając przy
tym na siłę powieki.
Zaklął głośno, uderzając
pięściami w jasny blat. Że tez odzyskanie swobody wymagało od niego tak
poważnych ofiar!
**
- Dzieci! – zawołał, stając u
stóp schodów, starając się, by jego głos łamał się przy drugiej sylabie – Już
czas!
Dwójka jego szkrabów powoli
zwlokła się z góry, popłakując cichutko i szlochając w rękawy swoich
wyjściowych ubranek. Luhan skrzywił się; właściwie to kochał swoje dzieci,
jednak nie mógł zapomnieć, że bywały one nieco ohydne, tak, jak teraz; nie
rozumiał, jak można było smarkać w swoje ubranie?
Pocieszająco poklepał starszego
synka po plecach, młodszego pogłaskał po głowie.
- No już, już, w tych trudnych
dla nas chwilach musimy trzymać się razem i pamiętać, że TATUŚ PATRZY NA NAS Z
GÓRY I NIE SPODOBAŁOBY MU SIĘ SMARKANIE W NAJLEPSZE UBRANIE NA KTÓRE CIĘZKO
PRACOWAŁ, PRAWDA? – zapytał, udając, że ociera swoje zaczerwienione oczy
koronkową chusteczką, która sam sporządził w jeden z długich wieczorów, gdy
mógł wreszcie odpocząć od prania pieluch. Uważał jednak, by nie zrujnować
swojej żałobnej charakteryzacji.
Tak, zdecydowanie Sehun musiał
spoglądać na nich z góry, rozgarniając swoimi łapskami (którymi zwykł go
obłapiać w ramach „małżeńskiego obowiązku”) chmury. I bardzo dobrze, niech widzi co stracił,
pomyślał z pewną zaciętością Luhan, popychając przez sobą dzieciaki, kręcąc
przy tym tyłkiem z mocą najnowszych blenderów. Niech ogląda, niech patrzy,
choćby z nieba…
Oczywiście przestał, gdy wyszli
na podwórko. Tam, przygotowana przez pomocników stała już bryczka, którą mieli
zajechać pod niewielki kościołek, w którym pastor Xiumin miał odprawić
nabożeństwo.
***
Oczywiście, że był na językach
całego miasta. Sehun był poważaną osobistością w mieście i jego śmierć okazała
się wielkim lokalnym wydarzeniem, zwłaszcza, że wyglądało to na morderstwo.
Ciężko bowiem wyjaśnić to, co przytrafiło się najpopularniejszemu producentowi
świeżych warzyw i owoców w okolicy. Oficjalna wersja, przedstawiona przez
nieutuloną w żalu żonę wyglądała następująco:
Była niedziela jeden z tych
pięknych, kwietniowych dni, gdy słońce zaczyna coraz śmielej otulać ziemię
swoim ciepłem. Po popołudniowej mszy w świątyni, Sehun, wraz z całą swoją
rodziną zasiadł do obiadu, przygotowanego przez swoją uroczą żonę, Luhana. Sam
jednak pragnął wypróbować nowy gatunek zielonego groszku, który miał stać się
hitem wczesnego lata. Jak zwykle przyrządził go sam, porcję tylko dla niego,
pragnąc samodzielnie ocenić walory smakowe tego warzywa, gdyż jak twierdził
„Luhan był wspaniałą małżonką, jednak znał się tylko na materialnych
przyjemnościach, gdyby mógł wzbogacić swoją kasetkę z biżuterią o kolejne
świecidełko bez przeszkód mógłby wpierdalać owies miarkami, a poza tym brzydzi
się ogrodnictwem”. Okazało się jednak, ze coś poszło bardzo nie tak; Sehun po
kilkunastu minutach od zjedzenia niedoszłego specjału posiniał na twarzy i cały
się wyprężył, po czym zaczął wymiotować ogromnymi falami swojej warzywnej
nowości. Jak twierdził Luhan, Sehun bardzo kochał każdą rzecz w ich wspólnym
domu i mimo swego cierpienia nie chciał zabrudzić dywanu który mógł kupić
dzięki wcześniejszemu sprzedanemu gatunkowi nietrującego zielonego groszku,
więc pobiegł do łazienki, by zwrócić resztę tej gorszej partii do wanny. Tam
jednak torsje stały się tak gwałtowne, że utopił się w wodzie, pozostawionej
tam w celu wymoczenia się sobotniego prania, które zaniedbała jedna z ich
służących.
„I tak oto dokonał żywota, panie
szeryfie” szeptał Luhan tego pamiętnego dnia, spuszczając wzrok na swoje nagie
kolana, gdy strażnik porządku w tym mieście, Kris, przesłuchiwał go po raz
pierwszy, w domu, w wieczór gdy zdarzyła się ta feralna przygoda. Nie wiadomo
dlaczego Luhan miał wtedy na sobie króciutki, czarny szlafrok i być może
odkryte białe uda świeżutkiej wdowy sprawiły, że szeryf zareagował nieco
nieprzytomnie.
„Aha” – powiedział, nie
zapisując nic sensownego w swoim notatniczku „No cóż” dodał po chwili,
zaglądając w ciemne oczy ciężko wzdychającego w boleści chłopaka „Wypadki
chodzą po ludziach, prawda? Mam nadzieję, że nie boi się pan spać sam w tej
posiadłości? Tak jedynie z dziećmi, bez męskiego nadzorcy?”
„Nie jestem w stanie myśleć o
niebezpieczeństwie w obliczu tej tragedii” – odparł wtedy Luhan, spuszczając
skromnie wzrok, przebierając nerwowo nogami, czym doprowadził niemal do
kolejnego zgonu w tym domu.
Oczywiście nie dla każdego
przyczyna skonu Sehuna była tak jasna i oczywista jak dla szeryfa, który nie
sądził, by ta urocza osóbka mogła zawinić w jakikolwiek sposób. Przecież to
była oddana żona, już matka, pozostawiona sama w świecie rządzonym przez
prawdziwych mężczyzn, samców alfa! Taka bezbronna wobec trudności, wobec życia!
Nie zdołałaby podnieść ręki na człowieka, dzięki któremu na chleb na stole i
zapewniony dobrobyt… Na pewno nie.
Na nieszczęście Luhana większość
podejrzliwie przyglądała się mu się bardzo uważnie od chwili, gdy wieść o
kopnięciu w kalendarz przez Sehuna rozeszła się. Ludzie starali się go
przejrzeć, wyrwać jego sekret. Ich przeciągłe spojrzenia, nagłe szmery
gdziekolwiek się pojawiał, to ostentacyjne marszczenie brwi i to pozorne
współczucie z jakim głaskali jego potomstwo po policzkach, składając
kondolencje… wszystko to bardzo irytowało młodą wdowę, znosiła jednak te
działania z kamienną twarzą.
Nie. Nikt nigdy nie dowie się,
że to on pozbył się swojego krnąbrnego małżonka, uwolnił spod jego surowej
władzy… Wiedział, że świat nie zrozumie jego motywów, jego cierpienia, które
odczuwał od pierwszego dnia pożycia z tym człowiekiem.
Jechał zasypać swojego męża w
ziemi, ziemi które płodziła dla niego te wszystkie warzywa i owoce, ziemi,
która już na wieczność ma odebrać Sehuna światu.
**
- Zebraliśmy się tu, aby
pożegnać męża, ojca, naszego dobrego przyjaciela… eeeee… yyy… - Xiumin zająknął
się i podniósł wzrok na zgromadzonych w jego kościele. Nie otrzymawszy pomocy
wychylił się nieco i z zakłopotaniem starał się subtelnie zerknąć do trumny,
której wieko było otwarte (nieboszczyk był dokładnie umyty i przyczyna zgonu
nie mogła zostać odgadnięta jedynie dzięki wyglądowi) - … Oh Sehuna? – nie
słysząc protestów, pokiwał głową, zadowolony ze swej zmyślności.
- Jego śmierć jest dla nas wszystkich
wielką stratą. Każdy z nas zgodzi się z twierdzeniem, że nasz drogi brat może
być przykładem dla każdego z nas. Troskliwy mąż – Xiumin posłał delikatny,
kojący uśmiech w stronę wdowy, która skinęła lekko głową, unosząc chustkę do
oczu – Czuły ojciec – wzrok duchownego prześlizgnął się po dwójce
szkrabów-półsierot – A także niezrównany producent owoców i warzyw, które
uprawiał na korzyść nas wszystkich – Xiumin poklepał się po brzuchu i
westchnął, robiąc krótką przerwę, by każdy mógł sobie przypomnieć te wszystkie
obiady ze zdrową fasolką, smakowitą kukurydzą z masełkiem czy domowe szarlotki
z kruchymi, ociekającymi słodyczą jabłkami z sadu Sehuna.
- Tak, jego życie wypełnione
było ciężką, uczciwą pracą. Nasz biedny,
drogi brat nie próżnował. Odnalazł w życiu swoją drogę, ścieżkę, której
skrupulatnie się trzymał. Jako człowiek wypełniał wszystkie swoje obowiązki
wobec rodziny i przyjaciół, jako członek społeczności stale udoskonalał swoją
pracę. Czyż nie czuliśmy czułego dotyku ręki Oh Sehuna na pomidorach
stanowiących składnik naszych posiłków? Jego troski otulającej każde grono
wyhodowanych przez niego winogron?
Luhanowi ciężko było udawać jak
bardzo cierpi, gdy słyszał te wszystkie odwołania do Sehuna jako wspaniałego
farmera. Nie mógł przestać wyobrażać
sobie, że w trumnie leży obsypany ziemniaczanym puree.
Młoda wdowa bardzo pragnęła
rozejrzeć się po kościele. Siedząc w pierwszej ławce, tuż przy twarzy Xiumina,
który górował nad nieboszczykiem, wypowiadając teraz z emfazą „WYMODLONE PŁODY
ROLNE! Z BOŻEJ ŁASKI!” nie mógł jednak się wiercić, by zobaczyć, kto przybył
pożegnać jego małżonka.
- Mamo, chce mi się siku –
wyszeptało młodsze dziecko, łapiąc Luhana za rękę okrytą koronkową rękawiczką,
potrząsając nią gwałtownie.
- Na litość boską! – szepnął Luhan
z naciskiem – To pogrzeb twojego ojca, twoim największym problemem jest
robienie siku? – zapytał, zaglądając w ciemne oczy.
Synek zamyślił się, poprawił
swój tyłek na ławce i nie odezwał się, widocznie biorąc słowa matki do serca.
- Pomódlmy się teraz za dusze
naszego drogiego brata, który powinien być dla nas wzorem do naśladowania.
Luhan niemalże prychnął. Jednak
musiał utrzymać dobre wrażenie, więc złożył ręce i wzniósł swoje oczy w górę, z
entuzjazmem wypowiadając słowa, raz po raz spoglądając na swoje dzieciaczki.
Szkoda ich trochę, jednak teraz będzie wiodło im się lepiej, mamusia będzie
przecież mniej zestresowana…
Nadszedł czas, by wynieść
zmarłego ze świątyni i złożyć go do ziemi, żegnając pocieszającym, ze z prochu
powstał i właśnie w proch się obróci. Młoda wdowa miała nadzieję, że pastor
Xiumin nie wymyśli czegoś tak oryginalnego, że Sehun, użyźniając ziemię obróci
się w słodkie brzoskwinie do konfitury czy czegoś podobnego.
Luhan powoli wstał z ławki i
szeleszcząc materiałem ruszył w kierunku trumny. Wszedł na stopień, by móc z
góry spojrzeć po raz ostatni na bladą twarz swojego małżonka. Na twarzy wdowy
zagościł leciutki uśmiech, który mógł być odebrany jako nostalgiczny lub jako
efekt nie do końca uświadomionego szoku, prawda była jednak taka, że Luhan
odetchnął z ulgą, widząc spokojną twarz Sehuna.
Wyciągnął rękę, by pogłaskać go
czule po policzku, na co nie mógł się zdobyć przez większości ich krótkiego
małżeństwa. Pochylił się i złożył na bladych ustach leciutki pocałunek,
zamykając przy tym oczy, uznając, że ten ostatni raz może dać mu trochę należnej
mu z racji bycia mężem czułości.
Krzyknąłby, gdyby jego gardło
nie skurczyło się ze strachu, gdy lodowate wargi objęły jego miękkie usta.
- Nigdy nie mogłem doczekać się
podobnych czułostek, gdy jeszcze chodziłem po tym świecie – wymruczał drugi
Sehun, który usiadł pierwszemu Sehunowi na udach. Drugi Sehun wyglądał jak duch
– mleczny, półprzezroczysty z niezwykle jasnymi, świecącymi się lekko oczami –
Nieładnie, Luhannie, perełko.
Odsunął się od tego zjawiska, a
na jego twarzy malował się szok i niedowierzanie, którego tak długo nie mógł
osiągnąć przy pomocy zwyczajnych środków. Wrócił na miejsce, popychając lekko
dzieci, by także poszły pożegnać tatę. Synowie zdawali się niczego nie
zauważać; młodszy nawet pomachał tacie przed nosem łapką, mówiąc głośno „Papatki”.
Siedzący Sehun-duch patrzył na to z niedowierzaniem.
- No zupełnie jak mamusia,
wdałeś się w mamusię, wiesz? – gdy podniósł głowę, by spojrzeć na żonę, która
teraz próbowała wmontować się na stałe w drewnianą ławę, wyjaśnił – Nie, ich
nie będę dręczyć. Będę dręczył tylko ciebie, kochanie, mój niewierny kwiatuszku…
Wszelkie opinie, uwagi, komentarze mile widziane.
Ok, a teraz coś, co bardzo mnie nurtuje. Czym właściwie jest Liebser Award? Jestem szczęśliwa że mnie nominowano (jej, komuś się podoba to co robię <3) jednak oprócz tego, że to jest to NIE WIEM ZUPEŁNIE CO MAM Z TYM ZROBIĆ, proszę bardzo o wyjasnienie mi, co mam z tym zrobic, bo naprawde nie orientuję się już tak szybko i sprawnie w blogowych społeczecznościach... xDDDD
COLLIE?! COLLIE?! DOJEBAŁAŚ TĄ KOŃCÓWKĄ, NIE TEGO SIĘ SPODZIEWAŁĄM?!?!?! O________O OMG KOCHAM CIE XDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńWiesz już, że Cię kocham nad życie i płaczę szkłem przy każdej twórczości, pamiętam jeszcze kiedy planowałaś to pisać i cieszę się, że do tego doszło <3 Uwielbiam Twój styl, dobrze o tym wiesz, adoruję to jak piszesz i jak gładko mi się czyta każde zdanie i jak absurdalnie piękne jest to co wymyślasz XDD Czekam na more, perełko sjdfhkijsdsbhn <- musiałam.
MAM MAŁY MINDFUCK..... ALE PODOBA MI SIĘ, BARDZO. CHCĘ WIĘCEJ!
OdpowiedzUsuńNO NIE COLLIE TY JESTEŚ INNA JA NIE MAM PYTAŃ CO TO ZA DUCH SEHUNA CO TO JEST KRYS SZERYF "AHA" OK, XIUMIN PASTOR MOJA PEREŁKA (GADAŁBY TYLKO O JEDZENIU, OK XD) BOŻE JA NIE WIEM.....
OdpowiedzUsuństop.... stop....
stop....
stop.........
boję się co będzie dalej.
WIĘC PISZ.
WOW. AHA. nie no ... to było ciekawe ~~
OdpowiedzUsuńrozumiem, że teraz Luhanie będzie napastowany przez ducha Sehuna? dobreeee >D Xiumin-pastor mnie rozjebał. uhfnckuhfnx Kris szeryf *q*
ale gdzie mój Layhan ;_; smutam TT_TT
Jaguara już nie będzie na razie? Oj... ;( Dobra! Dam radę jakoś, gdyż to new opowiadanie BARDZO mnie zaciekawiło. TO JEST NIEPOWTARZALNE I JEDYNE!!! Nigdy czegoś takiego nie przeczytałam! A Luhan mnie rozwalił! Zabił męża... Masakra! Gdy to przeczytałam miałam nagły napad głupawki xDDDD :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny! :)
co to k... ma być? Dlaczego robisz z niego geja? To jest obraźliwe i niemiłe, wiesz?
OdpowiedzUsuń